– Nic się nie zmienia od na d..ie siedzenia – mawiał Patryk Pietrek, jeden z bohaterów popularnego telewizyjnego serialu „Ranczo”. Mieszkańcy Wisły, Szczyrku czy Ustronia już dawno doszli do tego samego wniosku, a na efekty nie trzeba było długo czekać: wszystkie kwitną i bez względu na porę roku nie narzekają na brak turystów. Tą samą drogą może pójść Brenna, o ile postawi na inwestycje w turystykę.
Każdy turysta to konkretne pieniądze wydawane nie tylko w hotelach, ale w kawiarniach, restauracjach, sklepach, punktach usługowych, wypożyczalniach sprzętu sportowo-turystycznego oraz podobnych placówkach. To także coraz większe wpływy do kasy gminy, która w ten sposób pozyskuje środki na infrastrukturę, remonty, usługi komunalne. Z kolei lepsza infrastruktura przyciąga nowych inwestorów… I kółko się kręci.
A co się dzieje w położonej za miedzą Brennej? A w Brennej czas się zatrzymał i najwyraźniej nikomu to nie przeszkadza. Najwyraźniej uznano, że życie w skansenie ma swój nieoparty urok i zamiast dodatkowych milionów, które wpłynęłyby do gminnej kasy z podatków z inwestycji turystycznych w najbliższych latach – cała energia idzie w konserwowanie status quo.
Konkrety? W gminie, która nazywa się gminą turystyczną, funkcjonuje tylko jeden hotel 3-gwiazdkowy. Dla porównania: w Szczyrku działa ich pięć (w tym dwa 4-gwiazdkowe), w Ustroniu – osiem (w tym jeden 5- i jeden 4-gwiazdkowy), w Wiśle – aż 12 (w tym cztery 4-gwiazdkowe)! Gdyby jeszcze Brenna mogła pochwalić się innymi obiektami, ale dominują pensjonaty, prywatne kwatery, domki do wynajęcia oraz kempingi, które zapewne funkcjonują przede wszystkim latem. To na kurort zbyt mało.
– Rozwój infrastruktury narciarskiej i hotelowej zatrzymał się dawno temu – mówił w wywiadzie dla „Głosu Ziemi Cieszyńskiej” Krzysztof Staś, radny gminy Brenna. – Nasza oferta noclegowa to pensjonaty, domki i prywatne kwatery. Wyciągów narciarskich też nie mamy. Mamy do zaoferowania mieszkańcom i turystom tylko jeden wyciąg orczykowy w Brennej Leśnicy działający w jednej trzeciej, gdyż̇ jest dostępna tylko jedna z trzech tras narciarskich!
Nic dziwnego, że w ostatnich latach dochody z turystyki w Brennej dramatycznie spadły. Można oczywiście przyczyn upatrywać w pandemii, ale w Szczyrku i tak wpływy te wzrosły niemal 10-krotnie. Szczyrk zarabia na turystyce ok. 200 mln złotych rocznie, Wisła sto kilkadziesiąt, a Brenna zaledwie kilkanaście.
Kasa Brennej świeci pustkami
Gdyby tylko brak dochodów z turystyki można było zastąpić innymi! Niestety, tych innych też brak. Efekt – gminna kasa świeci pustkami. I nie chodzi tu o to, że budżet gminy uparcie wykazuje deficyt, który na ten rok zaplanowano na ponad 7,5 mln złotych. Budżety sąsiadów także są dziurawe i także „jadą” na deficycie. Tyle tylko, że sąsiedzi, oprócz deficytu, mają coś jeszcze – zdolność kredytową, którą Brenna w ciągu ostatnich dwóch lat utraciła.
Przez ostatnie lata Brenna zaciągała kredyty na sfinansowanie wydatków inwestycyjnych, aż w końcu doszła do ściany i była zmuszona uchwalić plan naprawczy. I to już jest bardzo bolesne – bo plan naprawczy to brak możliwości zaciągania kolejnych zobowiązań finansowych, wprowadzenie wielorakich, często bolesnych środków oszczędności i redukcji wydatków.
W przypadku Brennej to podniesienie stawek czynszu nieruchomości komunalnych, wyższe stawki podatku od nieruchomości, obcięcie dotacji dla instytucji kultury, brak wsparcia innych samorządów przy realizacji wspólnych inwestycji, zamrożenie wydatków na realizację zadań publicznych, zaostrzenie polityki inwestycyjnej. Sporo tego. To automatycznie oznacza cięcie wydatków inwestycyjnych na kolejne lata.
Brenna pilnie potrzebuje dodatkowych przychodów, a wygenerować może je jedno, najcenniejsze aktywo – turystyka. Ale do tego potrzebna jest odpowiednia infrastruktura. Władze gminy dobrze o tym wiedzą, ale cóż z tego?
– Dawno temu ustaliliśmy, że jesteśmy gminą turystyczną, że chcemy żyć z turystyki i budować w tym celu infrastrukturę dla gości – powiedział wójt gminy Brenna, Jerzy Pilch. – Gmina podejmuje szereg działań, których celem jest poprawa infrastruktury publicznej. Jako wójt nie siedzę bezczynnie. Pozyskujemy środki zewnętrzne, ale poważnych inwestycji nie sposób realizować bez wpływów z podatków. Niedawno gmina uzyskała wsparcie finansowe z Programu Inwestycji Strategicznych Rządowego Funduszu Polski Ład – ponad 8 milionów złotych na modernizację jednej z ulic oraz i rozbudowę̨ sieci kanalizacyjnej. Tyle tylko, że to kropla w morzu potrzeb, bo w kolejce czekają kolejne inwestycje. Najpilniejsze z nich to budowa wodociągów i ich dalsza rozbudowa, remont dróg gminnych, budowa chodników, rozbudowa sieci kanalizacyjnej na terenie całej gminy, czyli sprawy absolutnie podstawowe dla funkcjonowania nowoczesnej społeczności. A gdzie droga do liceum rozwojowego, gdzie inne inwestycje? Remont dróg gminnych, budowa chodników w szczególności przy ul. Leśnica w Brennej oraz rozbudowa sieci kanalizacyjnej na terenie całej gminy?
Energia w zastój
Aby takich projektów było więcej, gmina potrzebuje kasy, a tę może uzyskać jedynie podnosząc atrakcyjność inwestycyjną gminy. Brenna mogłaby także sięgnąć po pieniądze z programów Unii Europejskiej, ale i w tym przypadku najpierw musiałaby wyłożyć wymagany wkład własny. Będzie to możliwe dopiero wtedy, kiedy gminny budżet zostanie odpowiednio zasilony. Rozwiązaniem mogłoby być przyciągnięcie inwestorów, ale – jak mówi wójt Pilch – „największa energia idzie na blokowanie wszelkich projektów”.
Bo radni i za nimi mieszkańcy, z jakimś niezrozumiałym uporem i najwyraźniej wciąż pamiętając o niechlubnej tradycji liberum veto, postanowili zgłaszać sprzeciw wobec wszystkich kolejnych propozycji. Podstawowy i najczęściej jedyny argument: bo nie! Owszem, można ewentualnie zbudować wyciągi narciarskie, ale nowoczesne hotele, droga dojazdowa czy restauracje? Po co komu takie luksusy?
Nic dziwnego, że potencjalni inwestorzy uciekają jak niepyszni, a Brenna powoli, choć konsekwentnie ugruntowuje sobie opinię beskidzkich Taplar, miejsca akcji słynnej Konopielki.
Inwestor z wizją
Ostatnio pojawił się kolejny – Green Mountain Investment – z projektem zabudowy w rejonie Hali Jaworowej i ambitnym planem postawienia Brennej na podium polskich miejscowości turystycznych. – Chcemy stworzyć kurort – mówi inwestor, Dariusz Gardener. – Do tego celu trzeba znaleźć właściwe miejsce. My je mamy. Zaproponowaliśmy rozwiązania, które funkcjonują od wielu lat w innych krajach.
Inwestor zaproponował postawienie kompleksu budynków zbudowanych z naturalnych materiałów, przy poszanowaniu lokalnego kontekstu i miejscowych tradycji. Cały teren ma umożliwiać całoroczny wypoczynek rodzinny, umożliwiając korzystanie z takich atrakcji, jak narciarstwo biegowe i zjazdowe czy jazda na rowerze.
Nowa inwestycja obejmuje 34 ha. Tak – będzie ingerencja w przyrodę, ale niewielka – do 10 proc. powierzchni ma zostać przeznaczone pod zabudowę wszystkiego, w tym dróg i parkingów. Pozostałą część właściciel chce przeznaczyć na ogólnodostępny teren rekreacyjny zachowując jego naturalny charakter.
Inwestor zaplanował także budowę wyciągu narciarskiego biegnącego po hali, a w kolejnym etapie – budowę wyciągu kanapowego z doliny Brennej w kierunku góry Kotarz. I obiecuje nie zapomnieć o innych atrakcjach turystycznych i sportowych. Tyle, że atrakcje wymagają miejsca dla ludzi, którzy mieliby stanowić główną bazę ich klientów, czyli porządne hotele.
Miliony w kasie gminy
– Każda przez nas z zaplanowanych inwestycji spowoduje, że na czysto co roku, z każdego obiektu, do kasy gminy będzie wpływać mniej więcej milion złotych. To suma tylko z podatku od nieruchomości i opłat klimatycznych, które pozostają zawsze w samorządzie – mówi inwestor Dariusz Gardener. – Inwestycja jest obliczona na wiele, wiele lat. Obiektów chcemy zbudować kilka. W różnych miejscach naszych terenów będziemy chcieli zbudować nowoczesną bazę hotelowo-turystyczną. To oznacza miliony dla gminy – dodaje Gardener.
Skala inwestycji i związane z nią wpływy do gminnego budżetu mogą umożliwić właśnie sięgnięcie po inne fundusze – na przykład unijne – na poprawę infrastruktury, wsparcie lokalnych mieszkańców w uzyskaniu dostępu do wielu atrakcji, jakie może zapewnić im gmina, jeśli będzie dysponowała środkami z takich inwestycji. Tak się bowiem składa, że projekty infrastrukturalne – aby uzyskać unijne wsparcie – muszą być naprawdę poważne i mieć odpowiednią skalę. Unijne programy nie zajmują się drobnicą w rodzaju przyłączenia do kanalizacji 10 domków kempingowych lub kilku domków letniskowych.
Brzmi logicznie. Ale mieszkańcy z niewyjaśnionych powodów są przekonani, że inwestor chce postawić na potężną betonową bryłę, w której znajdzie się hotel na 5 tys. miejsc. A oni są przeciwko „betonozie”. Bardzo słusznie! Tylko…
Zmyślone zarzuty
– Jaka betonoza? Jakie pięć tysięcy miejsc? Nie wiem, skąd to się wzięło! – powiedział niedawno w wywiadzie Dawid Brachaczek, radny gminy Brenna, który od początku popiera inwestycję. – To jakaś bajka o Żelaznym Wilku, która ma przerazić i przestraszyć. Rozmawiałem na ten temat z inwestorem – w pierwszym hotelu ma być jakieś 320 – 340 pokoi.
Inwestor od samego początku informował o swoich planach, mówią obaj radni, bardzo konkretnie odpowiadają na wszystkie pytania. Ich zdaniem projekt Green Mountain Investment to bardzo dobry pomysł, który dla Brennej może oznaczać prawdziwy przełom.
– Bardzo mnie dziwi nagły sprzeciw powstały w radzie, który następnie przeniósł się̨ na całą gminę – mówił Krzysztof Staś.
Ten sprzeciw przerodził się w prawdziwy hejt, dodaje Staś, a jego motyw przewodni to zarzut, że inwestor jest deweloperem, który będzie budował mieszkania i apartamenty, a radni zostali oszukani.
– Niestety, przy takiej nieprawdziwej propagandzie nie widać ze strony wojującej części mieszkańców chęci dialogu, a raczej chęć postawienia na swoim – dodaje Dawid Brachaczek.
Strach przed rozwojem
Dla wójta Jerzego Pilcha zablokowanie inwestycji przez radę gminy to sytuacja godna ubolewania, bo „koło nosa przechodzą̨ nam miliony złotych rocznie. Miliony, które uzyskalibyśmy z podatków, a które mogłyby pójść na wyczekiwaną od lat modernizację kanalizacji, wodociągu, dróg czy na inne wydatki socjalne”, których oczekują mieszkańcy, ale jednocześnie, przez swój niezrozumiały upór, sami zamykają sobie drogę lepszego życia.
– Blokowanie inwestycji godzi w żywotny interes gminy. Czy gdy gminie zabraknie na potrzebne inwestycje, to ci, którzy ją zablokowali będą skłonni uderzyć się̨ w piersi i wziąć na siebie odpowiedzialność za niebyt i brak rozwoju? – pyta wójt. – Oby nie musieli. Ja zrobię̨ wszystko, co tylko w mojej mocy, aby wesprzeć rozsądną, prorozwojową przyszłość Brennej.
Przykładem mogą być Mikołajki, które od lat są najsłynniejszym kurortem na Mazurach.
– W całych Mikołajkach sezon trwa dziś cały rok. Powstały tu pensjonaty, lokale gastronomiczne. Płacę rocznie ok. 3 mln złotych podatków, zatrudniam 350 osób, w sezonie 500. We wszystkich moich firmach zarabia się średnio 5 tysięcy brutto. Proszę zapytać, czy nie chcą tam Gołębiewskiego – wspominał kilka lat temu w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Tadeusz Gołębiewski, twórca hotelowego imperium.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS