A A+ A++

Ostatnie chwile doliczonego czasu gry. Milan, wymęczony kontuzjami, naprawiany już trochę jak szyba, którą przykleja się taśmą do drzwi, żeby nie wypadła – prowizorycznie, byle dojechać do mety. Tu wypadł Zlatan, tam Kjaer, tu widniała na horyzoncie konieczność gry z Lazio z prawym obrońcą w środku pomocy. I niektórzy pomyśleliby, że remis 2:2 w takich okolicznościach to max tego, co można wycisnąć. Jest git, poklepiemy do końca, zgarniemy punkt. Ale nie Milan Stefano Pioliego. Kiedy w szatni Interu powoli otwierano szampany z okazji wyprzedzenia rywala zza miedzy na szczycie, Theo Hernandez wpakował gola na 3:2. 

To po prostu musiało się tak skończyć. Zwłaszcza że chwilę wcześniej Ante Rebić w koncertowy sposób spartolił dwie setki. Najpierw z bliska załadował prosto w Pepe Reinę (choć nie ujmujmy Hiszpanowi – refleksem się wykazał). Chwilę później miał szansę się poprawić. Więc posłał piłkę tuż obok słupka. Kibice Milanu zapewne mieli już stan przedzawałowy i wtedy do gry wszedł Francuz. Wrzutka z narożnika, idealny wyskok, gol. Szał radości, jakby Rossoneri wygrali przynajmniej finał Coppa Italia, ale specjalnie się nie dziwimy.

Kolejny blitzkrieg Milanu

Bo ciężko nie powiedzieć, że Milan zasłużył na to, żeby być na szczycie tabeli. W 2020 roku nie ma lepiej punktującej ekipy w Serie A. Nawet jeśli dzisiaj zespół z Lombardii wywalczyłby tylko „oczko”, nadal byłby najlepszy. Ale jednak – inaczej patrzy się na wszystkich z góry, a inaczej kończy się rok oglądając plecy lokalnego rywala. Dlatego Rossoneri wyszli dzisiaj na boisko, kultywując myśl Jacka Trzeciaka: trzeba strzelić szybko dwa gole, zanim rywale zorientują się, że nie potrafimy grać w piłkę. W tym przypadku: zanim rywale zorientują się, że trochę nam się skład posypał i ciężko będzie wytrwać 90 minut regularnej bitki. Podobnie było już ostatnio, gdy w spotkaniu z Sassuolo Rafael Leao zdobył bramkę już po niespełna siedmiu sekundach.

Teraz przyszło czekać trochę dłużej, ale cóż – niewiele.

10. minuta gry, centra z narożnika boiska, główka Ante Rebicia. Lazio zaskoczone po raz pierwszy, jednak nie ostatni. Bo jeszcze nie opadł kurz, a Milan już podwyższył prowadzenie. Siedem minut później Rebić wywalczył rzut karny, Hakan pewnie go wykorzystał i ekipa z Mediolanu była w domu. 2:0, wystarczy dowieźć wynik do końca, więc zaczęła się defensywka. I sprawdziło się inne powiedzenie pewnego polskiego trenera: 2:0 to najbardziej niebezpieczny wynik. Lazio tanio skóry nie sprzedało, rzuciło się do odrabiania strat. Pomógł w tym VAR, który po dłuższej chwili wrócił do sytuacji z udziałem Correi i Kalulu, w której ten drugi nadepnął na stopę rywala.

„Jedenastka”, nie mogło być innej decyzji. Wtedy jednak popisał się Gianluigi Donnarumma, który wyciągnął strzał z samego rogu bramki. Tyle że dobitka już dosięgnęła celu i zrobił się problem.

Theo i Hakan, czyli liderzy

Bo nie bez powodu podkreślaliśmy wszystkie te problemy Milanu. Lazio mając rywala na widelcu, po prostu musiało szansę wykorzystać. W polu karnym Rossonerich robiło się coraz bardziej nerwowo. A to Krunić ryzykował drugie żółtko, a to ekipa z Rzymu zmuszała do interwencji Donnarummę. No i w końcu nastąpiło nieuniknione. Znów nie popisał się dotychczas chwalony Pierre Kalulu, bo Ciro Immobile wyraźnie wykorzystał jego brak doświadczenia. Przestawił „świeżaka” i przymierzył po długim roku, dając remis zespołowi Simone Inzaghiego. Mecz trochę zwolnił, aż do momentu ponownego przebudzenia gospodarzy w końcówce.

Ale tę historię już znacie, więc może po prostu dorzucimy do niej kilka słów o jej głównych bohaterach. Hernandez w barwach Milanu wyrasta na czołowego lewego obrońcę na świecie. W ofensywie szaleje jak Marcelo za złotych lat. Jego liczby z grudnia?

  • 5 meczów
  • 3 gole
  • 2 asysty

Kilku napastników przyjęłoby takie dokonania z otwartymi ramionami. Ale architektem wygranej zdecydowanie był Calhanoglu. Turek mocno pracuje na to, żeby Milan spełnił jego niemałe wymagania finansowe i zaoferował mu umowę. Cztery ostatnie spotkania:

  • Parma – asysta, która w konsekwencji dała punkt
  • Genoa – asysta dająca remis
  • Sassuolo – asysta przy golu w 7. sekundzie gry
  • Lazio – dwie asysty i bramka

Pomocnik wziął na siebie rolę lidera pod nieobecność Zlatana i – nawiązując do świątecznego klimatu – zasłużył na podwójną porcję barszczyku i pierogów.

***

Uff, to był szalony rok dla Milanu. Ale dobrze jest widzieć, że tak znana marka znów wraca na szczyt, więc pozostaje nam tylko czekać z wypiekami na to, co banda Pioliego zaserwuje nam wiosną. Po cofnięciu decyzji o walkowera dla Juventusu za mecz z Napoli, „Stara Dama” traci do lidera ligi aż 10 punktów. Tak, ma zaległy mecz, jednak jeśli ktoś powiedziałby kibicom Milanu rok temu o tej porze, że zdystansują mistrza Włoch w ten sposób, to zostałby wyśmiany.

Jak wiele potrafi się zmienić w piłce w 12 miesięcy…

AC Milan – Lazio Rzym 3:2

Rebić 10′, Hakan Calhanoglu 17′, Theo Hernandez 90+3′ – Luis Alberto 28′, Immobile 59′

fot. Newspix

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNBA: Świąteczny Podcast PROBASKET – kto mistrzem? Dla kogo MVP?
Następny artykuł24 grudnia. Jutrznia