Szyć zaczęła sobie i w pewnym sensie robi to do dzisiaj, ale o tym za chwilę. Na razie jesteśmy gdzieś na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Jola Łobacz szyje ciuchy z chustek i maluje na jedwabiach – tych ekstrawaganckich ciuchów zazdroszczą jej koleżanki z Liceum Plastycznego w Świdnicy, gdzie trafiła z rodzinnych okolic Rawicza. Jej talent jako pierwsi zauważają oczywiście rodzice, a znakomitego materiału do rysowania po ścianach – węgla – dostarcza tato, który był górnikiem. Mama z kolei w ramach ratowania ścian wysyła córkę do szkoły plastycznej. To właśnie wtedy pojawiają się koleżanki, które proszą: „uszyj też dla mnie”. To zdanie, wracające jak mantra, Jola słyszała wszędzie: i w świdnickiej szkole, i w rodzinie, i na międzynarodowym obozie dla utalentowanej artystycznie młodzieży niedaleko Soczi.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS