Zaciągnął się do Legionu Ukraińskiego. W tajemnicy przed żoną
Ciche dni między nimi trwają już od ponad miesiąca. Ołeksij usłyszał wtedy, że w Polsce powstaje Legion Ukraiński i postanowił się do niego zaciągnąć. – Zrobił to w tajemnicy przede mną – wzdycha jego żona Marina Minczuk.
– Zamierzałem powiedzieć, jak już przejdę badania i okaże się, że nadaję się do służby w wojsku. Chciałem się też upewnić, że władze Ukrainy, które organizują ten legion, spełnią mój warunek. Czyli, że w czasie rotacji na froncie będę mógł wracać do domu w Polsce. Ale wszystko wydało się wcześniej, gdy ludzie z konsulatu oddzwonili do mnie i poprosili o przywiezienie dokumentów. A te w naszym domu trzyma Marina. Musiałem się wygadać – opowiada 36-latek i dodaje, że został wstępnie zakwalifikowany do szkolenia, ale nie podpisał jeszcze kontraktu z armią Ukrainy.
Między małżonkami wybuchła awantura. U Mariny płacz mieszał się z krzykiem. Powtarzała, że Ołeksij może już nie wrócić do domu i osierocić ich dzieci, a te mają dopiero 9 i 11 lat. Bo odkąd trafi na front, jego życie będzie wisiało na włosku. Nawet jeśli dobrze się wyszkoli i zostanie operatorem drona, jak by chciał, to i tak może go dosięgnąć pocisk wroga. Na wojnie nie ma bezpiecznych zadań ani miejsc.
– Odpowiedziałem, że do tej pory nie walczyłem na wojnie, bo chciałem zadbać o rodzinę. Chciałem patrzeć, jak dzieciaki mi rosną. Chciałem być przy Marinie. Dalej chcę, ale już nie odnajdę się w życiu, jeśli nie pomogę Ukrainie. Wielu moich kolegów ze szkoły poszło walczyć. Niektórzy zginęli. A ja mam czekać w Polsce, aż wojna się skończy? Kiedyś chcę wrócić do Ukrainy, ale jak tak dalej pójdzie, nie będzie do czego wracać. Tam brakuje ludzi do walki i mój kraj może upaść – tłumaczy Ołeksij.
– Wojna trwa od dziesięciu lat, a ta pełnoskalowa od prawie trzech. Pytałam męża, co się zmieniło, że akurat teraz chce bić się z Ruskimi. Nawet nie zapamiętałam, co odpowiedział. Po prostu nie umiał mi tego wyjaśnić – rozkłada ręce Ukrainka.
– Ołeksij, dlaczego akurat teraz? – pytam.
– Bo to ostatni moment. Potem będzie za późno, żeby coś zrobić – odpowiada zdawkowo mój rozmówca.
Idą bić się z armią Putina. Do zarobienia prawie 19 tys. zł
Legion Ukraiński ma powstać dzięki porozumieniu, które w lipcu podpisali Donald Tusk i Wołodymyr Zełenski. Rekrutowani są ukraińscy ochotnicy w wieku od 19 do 60 lat, którzy mieszkają w Polsce i innych krajach Zachodu. Wyszkolą ich żołnierze Wojska Polskiego i specjaliści z NATO.
Za nabór chętnych odpowiada specjalne centrum przy Konsulacie Generalnym Ukrainy w Lublinie. 12 listopada Polska Agencja Prasowa informowała, że do legionu zgłosiło się już 600 osób, a pierwsze z nich podpisały kontrakty z Siłami Zbrojnymi Ukrainy. To m.in. muzycy, kierowcy oraz budowlańcy. Na front trafią za kilka miesięcy. – Potrzebujemy dosyć długiego czasu, żeby ich wyszkolić, aby mieli doświadczenie – mówił ppłk Petro Gorkusha z ukraińskiej armii.
Jednak kilka dni później RMF FM podało, że do szkolenia wojskowego “gotowych jest” o wiele mniej osób, bo “niespełna 30”. Według informatorów radia oznacza to, że powstanie Legionu Ukraińskiego jest zagrożone, ponieważ póki co “tak naprawdę nie ma kogo szkolić”.
Strona ukraińska wabi chętnych wysokimi wynagrodzeniami. Jak informował w TOK FM konsul Ukrainy w Lublinie, przeszkoleni rekruci, gdy już pojadą na wojnę, będą zarabiali do 190 tys. hrywien miesięcznie, czyli ok. 18,8 tys. zł. – Ten aspekt finansowy też jest ważny. Bo ci mężczyźni mają tutaj dzieci, rodziny, wynajmują mieszkania – tłumaczył Oleh Kuts.
– Tak, kasa jest bardzo ważna – potwierdza Ołeksij. – Teraz jako kierowca ciężarówki zarabiam ok. 8 tys. zł brutto, ale muszę się zwolnić z pracy, żeby pojechać do Ukrainy. Nie zrobiłbym tego, gdybym nie zabezpieczył finansowo swojej rodziny. Chce, żeby starczało im na dobre życie – dodaje.
– Co mi po tych pieniądzach? Będą najtrudniej “zarobione” w moim życiu. Bo codziennie będę się zamartwiać o męża i czekać na wiadomość, że żyje. Dajmy spokój z tą kasą. Nic nie zmienia – podkreśla Marina.
Plan na przyszłość bez Putina? “Póki żyje może nim być tylko wojna”
Ołeksij mówi, że chce ratować ojczyznę, do której planuje kiedyś wrócić. Ale Mariny to nie przekonuje. Nie zamierza ruszać się z Polski, bo tutaj się zadomowiła, a dla ich dzieci Ukraina jest już właściwie obcym krajem.
– Wyjechaliśmy z Kijowa osiem lat temu. Młodszy syn miał wtedy rok, a drugi trzy lata. Pamiętają Ukrainę jeszcze sprzed pełnoskalowej wojny, ale jako kraj, do którego wpada się w wakacje, żeby odwiedzić babcie. I to bardziej na kilka dni niż na miesiąc. Za każdym razem, gdy się tam zasiedzieliśmy, wołali, że chcą już wracać do naszego domu pod Warszawą – tłumaczy Marina.
Jak dodaje, zostawiła Ukrainę, bo nie znalazła w niej perspektyw na swoją przyszłość. W Kijowie przez dwa lata studiowała zarządzanie, ale musiała przerwać naukę, żeby się z czegoś utrzymać. Znalazła pracę w biurze firmy transportowej, w której pracował Ołeksij. – Nie zarabialiśmy wiele, ale dopóki byliśmy sami, jakoś sobie radziliśmy. Gdy zaszłam w ciążę, było już trudniej. W dodatku później firma zaczęła upadać i zwolnili męża. Szukał innej pracy, a jednocześnie pytał znajomych, którzy wyjechali do Polski, jak im się żyje. Mówili, że nam pomogą, gdy zdecydujemy się na wyprowadzkę z Ukrainy. Zaryzykowaliśmy i nie żałuję – wspomina.
Marina w Polsce skończyła spedycję i teraz organizuje prace w jednej z firm transportowych. Robi to także mężowi, bo są zatrudnieni w tym samym przedsiębiorstwie. – Nie mogę powiedzieć, że czuję się niespełniony w Polsce. Mam tutaj rodzinę i dobrą robotę. Ale kiedy myślę, gdzie chciałbym być za 15 lat, gdy odchowamy już dzieci i zabezpieczymy swoją przyszłość, to w głowie mam tylko Kijów. Synowie tutaj już pewnie zostaną. Będą nas odwiedzali w Ukrainie, jak kiedyś robili to z babciami. Ale to plan na przyszłość bez Putina. Póki on żyje, moim planem może być tylko wojna – opowiada Ołeksij.
Zachód ruszy na Putina z lizakami? “Wtedy też z Polski zrobi Czarnobyl”
Marina nie spała całą noc z 5 na 6 listopada, gdy liczono głosy, jakie oddali Amerykanie w ostatnich wyborach prezydenta. – Gdy wygrał je Donald Trump, powiedziałam mężowi, że teraz już chyba nie pojedzie. Bo nie ma sensu. Trump zapowiedział, że skończy wojnę. Moim zdaniem to znaczy, że Amerykanie przestaną wysyłać broń do Ukrainy. Czyli za kilka miesięcy, kiedy wyszkolą już męża, nie będzie miał po co jechać na front. Po prostu nie będzie miał czym walczyć. Wkurzył się na mnie, jak to usłyszał – wspomina.
– Zdenerwowało mnie, że Marina już uśmierciła nasz kraj. Ale potem pomyślałem, że ma trochę racji. Kończy się wojna, jaką znamy, czyli starcie dwóch armii. Zacznie się partyzantka Ukrainy zostawionej przez świat. Z resztkami uzbrojenia, które jej jeszcze zostaną. A Putin nie odpuści i w jakiś sposób dalej będzie nas atakował. Będzie też odstraszał Zachód od naszego kraju, żeby ten został w biedzie i w ruinie. Ukraina będzie jednym wielkim radioaktywnym Czarnobylem, którego wszyscy będą bali się nawet dotknąć. Nie mówiąc już o jakiejkolwiek pomocy – zaznacza Ołeksij.
Jak dodaje, po Trumpie cały Zachód dogada się z Kremlem. Nie będzie chciał z nim już zadzierać, np. wysyłając broń Kijowowi. – Bo Zachód ciągle myśli, że Putin jest jak dziecko, które może i nabroiło, ale w końcu da się uciszyć lizakiem. A nie jest dzieckiem. Nie tylko z Ukrainy, ale też z Polski zrobi Czarnobyl. Was również nikt nie obroni, bo znowu trzeba będzie się dogadać z Rosją, żeby nie najechała kolejnych krajów. A jej nikt nie zatrzyma rozmowami ani lizakami, tylko walką. Tym się różnię od polityków: oni ruszą na Putina ze słodyczami, a ja z bronią – ocenia.
– Czyli nie wycofasz się z pomysłu wyjazdu na wojnę? – dopytuję swojego rozmówcę.
– Nie, bo nawet jeśli mamy do czynienia z końcówką wojny, to wiele od niej zależy. Może jeszcze da się coś zrobić dla Ukrainy, żeby na wiele lat nie zmieniła się w jeden wielki Czarnobyl. A jeżeli jest coś jeszcze do zrobienia, to tylko w okopach, nie przy żadnych stołach. Tylko że mogę nie zdążyć. Zanim się wyszkolę, to przy stole przegłosują “plan Czarnobyl”. Trudno, przynajmniej będę miał poczucie, że coś zrobiłem. Nie siedziałem w fotelu w Polsce, gdy decydowały się losy mojego kraju – podkreśla Ukrainiec.
Ukrainiec ma w głowie wojnę. “Jak mądry pan z telewizora”
Marina słucha tego i kiwa głową. Mówi, że to mądre słowa. Wcześniej jej mąż takich przemyśleń nie miał. Po wyborach w Ameryce dużo czyta po polsku i ukraińsku, szukając w tekstach ekspertów odpowiedzi, co teraz czeka jego świat. W ogóle Ołeksij się zmienił, odkąd ma w głowie wojnę. – Mało ze mną rozmawia. Po prostu mówi jak mądry pan z telewizora – opisuje Ukrainka i wcale się przy tym nie uśmiecha.
Jak dodaje, chciałaby dokądś uciec od wojny i tych mądrych słów. Znów rozmawiać o zwykłych planach na weekend, na wakacje, na życie. – Nie chcę słuchać o tym, kto, kogo i kiedy zniszczy. Dlaczego trzeba iść na wojnę ani kiedy ona przyjdzie do nas. Chcę mówić o wyjściu na zakupy i do kina, ale wtedy słyszę od męża, że to już naiwne i głupie. Wojna zmieniła Ołeksija i moje życie. Dla mnie i innych Ukrainek to koszmarny czas – podsumowuje Marina Minczuk.
Chcesz zgłosić temat, opowiedzieć swoją historię? Napisz do autora: [email protected]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS