A A+ A++

Toczącą się przez ostatnie dwa tygodnie debatę zdominowały dwa wątki: walka z epidemią COVID-19 i walka z jej gospodarczymi skutkami. Niektórzy przecierają oczy ze zdumienia, jak dotychczasowi orędownicy niewidzialnej ręki rynku i ograniczenia ingerencji państwa w gospodarkę oraz głosiciele sloganów o tym, że „nie ma darmowych lunchów”, gotowi są zaakceptować najbardziej interwencjonistyczne rozwiązania , łącznie z gigantycznym dodrukiem pieniędzy – wydawać by się mogło, że stracili wiarę w to, że rynek po zakończeniu kryzysu epidemicznego sam się wyreguluje i wróci na właściwe tory. Przyznajemy, że my również – zwolennicy deregulacji gospodarki i przeciwnicy zadłużania państwa – pojmujemy, że zwiększenie długu publicznego jest w obecnych realiach najmniejszym z naszych problemów.

Wyznawcy państwowego etatyzmu oraz transferów socjalnych zdają się triumfować: to oni mieli rację. Zgoda, to jest ich czas, ale między obydwiema postawami nie ma wbrew pozorom żadnej sprzeczności. Niechęć do zadłużania się nie oznacza, że w chwili śmiertelnej choroby nie zaciągniemy zobowiązania, aby kupić ratujący życie lek. Chciałoby się powiedzieć, że ideologia przegrała ze strachem. Być może jest to dowód, że te koncepcje ekonomiczne, które przemawiają za zrównoważonym budżetem i ograniczeniem ingerencji państwa w gospodarkę są nic nie warte, skoro jesteśmy gotowi je porzucić w godzinie próby. Może wręcz powinniśmy postawić na koncepty takie jak Nowoczesna Teoria Monetarna lub jej różne mutacje. Na tak postawione pytanie można odpowiedzieć: nadzwyczajne czasy wymagają nadzwyczajnych środków, co nie znaczy, że należy je stosować na co dzień.

zobacz także:

„Obyś dożył ciekawych czasów”

Każdy trzeźwo myślący obserwator życia społeczno-gospodarczego zdaje sobie sprawę, że w obliczu epidemii COVID-19 czeka nas recesja, jakiej nasze pokolenie nie zaznało. Całe branże zagrożone są upadkiem, miliony miejsc pracy mogą zostać zlikwidowane. Nie jest to czas nas asekuranckie podejście, jakie niestety zostało zaprezentowane w tzw. tarczy antykryzysowej. Oczywiście chwała rządowi za to, że pakiet pomocy przygotował, ale, z całym szacunkiem, proponowanie przedsiębiorcy, który potrzebuje kwotę X, aby przetrwać najbliższe tygodnie, że rząd – pod warunkiem wypełnienia drobiazgowego druku – sfinansuje mu 40 % tego kosztu X (np. płac) czy też wypłaci niewielką pożyczkę, mija się z celem. To praktycznie tak, jakby żadnej pomocy nie udzielić. Placebo nigdy nie zadziała, bo nie jest lekiem.

„Nikt nie mówił, że będzie łatwo”, chciałoby się powiedzieć. Cóż to za przedsiębiorcy, którzy nie mają rezerwy finansowej na taką okoliczność, powiedzieliby inni. Są to niestety przejawy bladego pojęcia o rzeczywistości gospodarczej, odrealnione oczekiwanie, że firmy będą trzymały bezużyteczne środki, spodziewając się kataklizmu. Z pewnym zażenowaniem wysłuchaliśmy w piątek w Sejmie wystąpień niektórych przedstawicieli rządu i większości sejmowej, gdzie podnoszono, że oczekiwanie, iż państwo sfinansuje przedsiębiorcom całość kosztów ich działalności w okresie epidemii, jest niczym innym niż mamieniem ludzi. Wypada jednak przypomnieć, że rząd uparcie nie wprowadza, zgodnie z dyspozycją Konstytucji, stanu nadzwyczajnego. Dzieje się tak w sytuacji, w której podstawowe prawa obywatelskie, takie jak prawo do zgromadzeń, prawo do swobodnego przemieszczania się, prawo do działalności gospodarczej, zostały już ograniczone faktycznie do minimum. Państwo funkcjonuje w trybie awaryjnym, chciałoby się powiedzieć „tabletowym”, i to jest niezaprzeczalny fakt. To, że formalne (bo faktycznie on już jest) wprowadzenie stanu nadzwyczajnego jest konieczne, wiedzą już chyba wszyscy. Wypiera tę wiedzę jedynie rząd i, jak można się domyślać, wybory prezydenckie nie są wcale przesądzającym powodem.

Solidarność i zaufanie to wspólnotowe rozwiązanie zbiorowego problemu, a nie jego spychanie za wszelką cenę wyłącznie na niektórych uczestników rynku

Warto pamiętać, że w przypadku wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, straty ponoszone przez obywateli (w tym przedsiębiorców) w związku z ograniczeniem konstytucyjnych wolności i praw podlegają wyrównaniu na podstawie ustawy z 2002 r. Oznacza to, że wprowadzenie stanu nadzwyczajnego nie pozostawiałoby przedsiębiorców tylko i wyłącznie na łasce tarczy antykryzysowej. Przedsiębiorcy mogliby żądać wyrównania strat i te pieniądze by im się „po prostu należały”. Podczas piątkowego wystąpienia premiera w sejmie można było usłyszeć o solidarnej walce z epidemią i ze spowolnieniem gospodarczym, o poczuciu wspólnoty. Koszty kryzysu są jednak przerzucone na uczestników rynku – nie łudźmy się, każde rozwiązanie na zasadzie: wygaszenie czynszów, pokrycie tylko 40 % postoju pracowników, stanowi jedynie przesuwanie problemu z jednej grupy przedsiębiorców i pracowników na inną. Można wręcz odnieść wrażenie i widać to również w komentarzach niektórych prawników, że będące skutkiem epidemii COVID-19 problemy wynikłe w ramach kontraktu między przedsiębiorcami miałyby być w ramach osławionej „sprawiedliwości kontraktowej” rozłożone sprawiedliwie między strony umowy, a może przerzucone na stronę w teorii silniejszą. Są to mechanizmy oparte na całkowicie błędnych założeniach i trzeba to jasno powiedzieć. Ograniczenia działalności gospodarczej wprowadzone w ramach stanu zagrożenia epidemicznego, a później stanu epidemii nie służą ochronie konkretnego przedsiębior … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolska: 119 nowych chorych
Następny artykułWięcej patroli i wzmożone kontrole