A A+ A++

Przedstawiciele Międzynarodowej Wspólnej Grupy Zadaniowej (MNJTF) poinformowali o kolejnych sukcesach w walce przeciwko zachodnioafrykańskim ekstremistom. W toku skoor­dy­no­wa­nej operacji prze­pro­wa­dzono uderzenia na wykryte bazy terrorystów należących zarówno do Boko Haram, jak i lokalnych oddziałów Da’isz. Podczas wymiany ognia zli­kwi­do­wano 70 bojowników, a kilkuset zmuszono do ucieczki. Bezładny odwrót sprawił, że wielu ukryło się we wsiach w regionie, w którym spotykają się granice Nigru, Nigerii, Kamerunu i Czadu. Jednocześnie przeprowadzono zakrojoną na dużą skalę operację przeciw bojownikom na południu, gdzie zniszczono nielegalne rafinerie i zarekwirowano znaczną ilość broni.

W działaniach na północy dowódcy chwalili się wysokimi stratami po stronie terrorystów i tym, że żaden żołnierz nie odniósł obrażeń. Wzięto również znaczną (nieujawnioną) liczbę jeńców – bojowników, którzy złożyli broń. Na cel wzięto kryjówki w Mokolo i Wazie w Kamerunie oraz Mubi, Menchice i Madagali w Nigerii.

Podpułkownik Abubakar Abdullahi, rzecznik MNJTF, wezwał mieszkańców miejscowości położonych na styku granic do zachowania czujności, ponieważ uciekający bojownicy mogą próbować przenikać do lokalnych społeczności. Midjiyawa Bakari, gubernator kameruńskiego regionu Dalekiej Północy, stwierdził, że teraz kluczowa będzie aktywność milicji. Ich członkom, jako osobom będącym najbliżej lokalnej społeczności, najłatwiej będzie dostrzec napływ obcych, wśród których mogą znajdować się członkowie Boko Haram.

Ofensywę przeprowadzono w ramach operacji o kryptonimie „Lake Sanity II”. To kolejna próba ograniczenia wpływów terrorystów działających w regionie. Celem jest tym razem uderzenie w zaplecze logistyczne. Większość działań skoncentrowana jest na terytorium Nigerii, jednak przez trwający od lat konflikt bojownikom udało się zbudować trans­gra­nicz­ne para­pańs­two skon­cen­tro­wane wokół jeziora Czad. Operacja przedstawiana jest jako ogromny sukces, jednak mało kto oczekuje, że trwale przyczyni się do osłabienia ekstremistów.

Na południu operacja wymierzona była w grupy przestępcze czerpiące ogromne zyski z nielegalnego wydobycia, prze­twór­stwa i handlu ropą naftową. Zniszczono 57 rafinerii, 49 cystern i 30 łodzi wykorzystywanych przez gangi.

Działające w regionie grupy bardziej przypominają organizacje terrorystyczne niż zwykłych bandytów. Dobrze uzbrojone i zdeterminowane, od lat stanowią poważne zagrożenie dla lokalnej administracji. Siły zbrojne co jakiś czas przypuszczają uderzenia na kryjówki przemytników, piratów i przestępców zajmujących się nielegalnym wydobyciem i prze­twór­stwem ropy naftowej na niewielką skalę. Operacje te, mimo iż zazwyczaj kończą się sukcesem taktycznym, nie przyczyniają się do ukrócenia problemów, z którymi borykają się mieszkańcy Południa. Na miejsce jednej rozbitej grupy pojawia się kilka kolejnych.

Brak inwestycji i ogromne skażenie środowiska sprawiają, że działalność przestępcza kwitnie. Oprócz gangów w delcie Nigru działają separatyści i dobrze zorganizowane organizacje paramilitarne, takie jak niesławni Mściciele z Delty Nigru, o których było głośno w 2016 i 2017 roku.

Wszyscy przeciwko wszystkim

Pokonanie ekstremistów w otwartej walce pozostaje poza zasięgiem, dlatego co jakiś czas podejmowane są próby odcięcia bazy ekonomicznej Boko Haram. Bojownicy całkowicie kontrolują na przykład pół­noc­no­nige­ryj­ski rynek wędzonych ryb. Każdy rybak musi zapłacić 15 tysięcy nair (około 160 złotych) za dwutygodniową licencję na połowy na jeziorze Czad. Dodatkowo 1/6 uwędzonych ryb trafia do Boko Haram jako kolejny podatek. Pośrednik odbierający towar od rybaków musi zapłacić terrorystom tysiąc nair za każdy karton gotowej wędzonej ryby, która ma zostać sprzedana na targu.

Osiągane przez Boko Haram zyski z kontroli nad sektorem spożywczym szacowane są na kilka milionów nair rocznie. Dla ludności cywilnej wejście w układ z bojownikami niesie jednak szereg korzyści. Ekstremiści zorganizo­wali sieć punktów medycznych oferujących podstawową pomoc, skutecznie zdusili przestęp­czość zorga­ni­zo­waną i, pomimo wysokich kosztów, umożliwili ucieczkę od przeraża­jącej rzeczywis­tości życia w obozie dla uchodź­ców wewnętrznych.

Władze podejrzewają, że ugrupowanie sponsorowane jest także przez część przed­się­bior­ców. Wyposażenie Boko Haram to nie tylko broń zrabowana z nigeryjskich baz. Ogromna większość musiała być kupiona od pośredników przemycających ją z Mali, Libii lub niestabilnych państw wybrzeża Afryki Zachodniej. Zdobycie środków na trwającą od tylu lat walkę nie mogło się opierać wyłącznie na wyzysku ludności cywilnej czy nawet przejęciu całych gałęzi gospodarki, lecz musiało być również finansowane z zewnątrz.

W przeszłości było wiele prób bezpośredniego rozbicia ekstremistów. Wszystkie jednak w długiej perspektywie okazały się klęskami. W czerwcu 2020 roku nigeryjscy żołnierze przeprowadzili operację o kryptonimie „Długi Zasięg”. Była to skoordynowana akcja mająca oczyścić z terrorystów tereny wokół lasów Sambisa. Po przeprowadzeniu rozpoznania i zbombardowaniu wykrytych baz Boko Haram do akcji wkroczyła piechota. We wsiach Garin Maloma i Yuwe zneutralizowano kilkunastu bojowników i zniszczono znaczną ilość broni. Była to jedna z wielu operacji, które nie przyczyniły się do ograniczenia działalności Boko Haram.

O pokryty gęstą dżunglą obszar znany jako lasy Samibisa od lat toczą się walki między terrorystami a nigeryjskimi siłami zbrojnymi. Bojownicy wykorzystują warunki naturalne do prowadzenia walki partyzanckiej, a w głębi lasu zakładają stałe bazy, które co jakiś czas niszczy rządowe lotnictwo. Generał broni Tukur Buratai już w 2016 roku dumnie informował o zdobyciu całkowitej kontroli nad lasami Sambisa i ambitnych planach co do przyszłości tego miejsca. Planowano otwarcie dużego centrum szkoleniowego, w którym siły rządowe miały doskonalić metody walki w dżungli. Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała te plany. Na obszar lasów Sambisa szybko wrócili terroryści, założyli nowe bazy i kontynuowali działania zbrojne.

W walce z terrorystami rząd sięgał również po nieortodoksyjne metody. Wśród nich było szukanie wsparcia u zachod­nio­afry­kań­skich myśliwych. Już wcześniej doskonale znający busz łowcy wyko­rzys­ty­wani byli przez wojsko jako zwiadowcy i przewodnicy. Uzbrojeni w tradycyjne noże i broń palną domowej produkcji myśliwi chętnie zaangażowali się w walkę z Boko Haram. Impulsem, który skłonił ich do chwycenia za broń, było porwanie i zamordowanie w 2017 roku Maiego Ajirambego – jednego ze starszych przewodzących Związkowi Myśliwych.

Łowcy przyznają, że tropienie ludzi jest trudniejsze nawet niż organizowanie zasadzek na słonie, toteż polowanie na bojowników zmusiło ich do przyjęcia nowej taktyki. Wielu myśliwych, wśród których znajdują się również kobiety, od dziecka przyuczanych było do polowań przez ojców i dziadków. Wcześniej często dochodziło w lasach do spotkań między polującymi a bojownikami, jednak obie grupy starały się unikać wzajemnego kontaktu.

Inną, z perspektywy czasu kontrowersyjną i zakończoną klęską, strategią była koncepcja superobozów. Siły zbrojne wyszły z założenia, że opierający się na szybkich uderzeniach bojownicy nie będą mieć wystarczającej siły ognia, aby przełamać obronę silnie ufortyfikowanych baz, nawet jeśli zdołają uzyskać zaskoczenie. Tymczasem w 2021 roku członkowie Boko Haram zdobyli (choć tylko tymczasowo) dwa superobozy – Dikwę i superobóz numer 21 New Marte, który ostatecznie musieli pomóc odbić żołnierze właśnie z Dikwy.

Co gorsza, superobozy nie tylko nie pomagają, ale też aktywnie szkodzą. Teoretycznie mają pozwalać na równoczesne wysyłanie oddziałów szybkiego reagowania w wielu kierunkach, w praktyce stanowią kotwicę. Malik Samuel, analityk afrykańskiego Institute for Security Studies, przekonuje, że wycofanie żołnierzy z mniejszych posterunków w leżących na uboczu wsiach oznacza zostawienie ich mieszkańców na pastwę terrorystów. Z jednej strony cywile mogą stać się ofiarami lubujących się w brutalności islamistów, z drugiej – mogą zostać przekonani lub zmuszeni do współpracy. W wielu częściach stanu Borno ekstremiści utworzyli swoiste alternatywne struktury państwowe, nakładają na ludność podatki, kontrolują ruch na drogach i okradają podróżnych ze wszystkich wartościowych przedmiotów (w tym dokumentów, które potem wykorzystywane są w działalności przestępczej).

Samej strategii nie bronił nawet jej twórca, generał Tukur Buratai. Podczas wystąpienia przed senacką komisją spraw zagranicznych – w związku ze spodziewaną nominacją na stanowisko ambasadora – generał stwierdził, że siły zbrojne nie są w stanie pokonać Boko Haram bez współpracy z partnerami międzynarodowymi i – przede wszystkim – z przedstawicielami lokalnych społeczności. Tych samych społeczności, które przez strategię Burataia stanęły w obliczu dużo większego zagrożenia ze strony islamistów.

Znaczna część mieszkańców Północy już i tak – niezależnie od klęski koncepcji superobozów – popiera ekstremistów, udziela im schronienia i pomocy materialnej. Powodem tak złego stanu rzeczy jest nadmierne skupienie się rządu na walce zbrojnej i zaniedbanie potrzeb cywilów. Stany objęte walkami są skrajnie niedofinansowane. Brakuje dróg, linii energetycznych i podstawowego dostępu do infrastruktury komunalnej. Bez wsparcia projektów cywilnych wojna, zdaniem generała, może potrwać kolejne dwadzieścia lat.

Terroryści nie stanowią jednak monolitu. W Afryce Zachodniej od lat trwa wojna między Boko Haram a lokalnymi strukturami Da’isz. Rozłam w Boko Haram doprowadził do zaciętej rywalizacji o kontrolę nad północną Nigerią. Prowadzona przez Abu Musaba al-Barnawiego frakcja związała się z Da’isz, zyskując dostęp do wsparcia, które umożliwiło prowadzenie skuteczniejszej walki. Nie tylko ze wsparcia materialnego, ale również z sieci powiązań umożliwiających szkolenie bojowników. Szacuje się, że około 300 osób wyjechało na Bliski Wschód, aby podnosić kwalifikacje pod okiem członków Da’isz. Wśród nich znaleźli się zarówno mężczyźni, jak i kobiety.

Obie grupy różniły się przede wszystkim pod względem wyboru celów. „Emir” Abubakar Shekau, prowadząc kampanię terroru, często atakował meczety, bazary i inne miejsca uczęszczane przez cywilów, podczas gdy grupa podległa Da’isz skupiła się niemal wyłącznie na uderzeniach na cele wojskowe. W czerwcu 2021 roku bojownicy lojalni wobec Da’isz, osaczywszy Shekaua, wezwali go do zrzeczenia się wszystkich tytułów, oddania władzy i złożenia broni. Starcie zakończyło się śmiercią samozwańczego emira.

Wojna na wyniszczenie

Nigeria składa się z kilkuset grup etnicznych i religijnych. Spójność społeczna jest ogromnym problemem, którego nie rozwiązano od czasu uniezależnienia się od Wielkiej Brytanii. Kraj boryka się z problemami natury społeczno-politycznej, z których największym jest walka z islamistyczną Boko Haram, kontrolującą znaczną część stanów północnych. Ekstremiści regularnie odnoszą sukcesy w starciach z wojskiem, któremu nie ustępują pod względem wyposażenia.

Równie niebezpiecznie wygląda sytuacja na południu. Zazwyczaj uwagę władz przyciągały działania zwolenników niepodległej Biafry, jednak uaktywniły się również grupy paramilitarne działające rzekomo w imieniu mieszkańców delty Nigru. W tym przypadku konflikt, choć mniej medialny niż walka przeciw Boko Haram, jest znacznie groźniejszy dla państwa. Uderzenia na instalacje naftowe mogą zniechęcić inwestorów zagranicznych i poważnie naruszyć wizerunek Nigerii przyjaznej wielkim koncernom. Napięcia etniczne i religijne podsyca plaga fake newsów.

Petty Officer 1st Class Darryl Wood, U.S. Navy

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKiedy rozpocznie się remont Domu Tramwajarza w Poznaniu?
Następny artykułDonald Trump zabiera głos po nieudanym zamachu na jego życie. Chodzi o udział w wyborach prezydenckich