Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Podobno zapraszali pana do “Tańca z gwiazdami”, raczej nie występuje pan w programach rozrywkowych, aż tu nagle pojawia się propozycja udziału w “LOL: Kto Się Śmieje Ostatni”.
Michał Wójcik: To było coś zupełnie nowego, ogromne wyzwanie. Byłem bardzo ciekawy, kto pojawi się w drugiej edycji programu. No i w końcu była to propozycja niezwiązana z kabaretem, choć komedii i absurdu nie pozbawiona. Dla mnie w ogóle otrzymanie zaproszenia do programu było ogromnym wyróżnieniem i atrakcją. Dlatego się zgodziłem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W pierwszym odcinku Cezary Pazura przedstawia pana jako “giganta kabaretu”. Co pan na to?
Patrząc na moją posturę, to raczej gigantem nie jestem. Na pewno jestem osobą rozpoznawalną. Kiedyś w jakimś programie telewizyjnym pytali ludzi o to, kto im się najbardziej kojarzy w Polsce z kabaretem. Podobno ja byłem taką postacią, którą najczęściej wymieniali. Czy jestem gigantem kabaretu? Nie uważam się za takiego. Wiem, że potrafię być zabawny i że trafiam do ludzi. Jestem też świadomy, że nie każdy lubi kabaret Ani Mru Mru i nie da się jednoznacznie osądzić, kto jest w tej branży najlepszy. To oczywiście miłe, że Czarek tak o mnie mówi. Uważam go za jednego z lepszych aktorów w Polsce, ale też jednego z najlepszych estradowców.
Wspomina pan o rozpoznawalności. To jest dla pana pozytywne zjawisko?
Nigdy nie zwracałem przesadnie uwagi na moją rozpoznawalność. Uważam ją po prostu za część mojej pracy. Nie odbieram tego negatywnie. Ludzie podchodzą, proszą po autografy i to jest efekt mojej pracy. Kiedyś pewien znany aktor powiedział, że rozpoznawalność go nudzi i męczy. Cóż, jeśli wybiera się taką pracę, trzeba się liczyć z tym, że będzie się zaczepianym.
Trzeba się cieszyć z tego, że ludzie są nami zainteresowani, przychodzą na nasze występy i cały czas chcą od nas nowych projektów. Dlaczego odbierać to negatywnie? Smutną prawdą oczywiście jest to, że stacje telewizyjne obchodzą przede wszystkim słupki oglądalności i pokazują tylko jakąś niewielką część naszej pracy. Ludzie czasem są zdziwieni, że mamy na koncie nowe skecze, a nie tylko te uznawane dziś za kultowe.
A jeśli chodzi o sytuacje prywatne? Żyjemy w takim kraju, w którym część ludzi interesuje się tym, co jako kabaret pokazujemy na scenie, a część tym, co dzieje się w moim życiu prywatnym. Nie da się tego uniknąć. Trudno. Takie jest życie.
Zmieniło się przez lata pana poczucie humoru?
Nie, nie zmieniło się. Mogę też to powiedzieć w imieniu całego kabaretu. Nigdy nie robiliśmy na siłę skeczy, które odpowiadałyby na jakąś aktualną sytuację w Polsce. Nigdy nie robiliśmy numerów politycznych, choć w tym nowym programie jest jeden nowy numer o zabarwieniu politycznym, ale zdradzać nie będę. Żadne nazwisko polityka wprost nie pada, bo wyznajemy zasadę, że nikomu nie będziemy robić reklamy. Co najwyżej możemy opowiadać o pewnych mechanizmach.
Faktycznie, nie przypominam sobie politycznych skeczy w waszym wydaniu. Są tematy, które – jak na liście – macie wypisane, żeby ich nie ruszać?
Nasze poczucie humoru ewoluuje jedynie pod względem tego, jak przesuwane są granice dobrego smaku. Dużą rolę odgrywa w tym polska scena stand-upu, który bywa mocny, wulgarny – czasem zbyt wulgarny, jak dla mnie. Listy nie ma, ale są tematy, których nie będziemy poruszać, no bo po co? Nie czepialiśmy się polityki przez tyle lat, bo ludzie, którzy z każdego źródła są nią codziennie dźgani, przychodzą na nasze występy, by od niej odpocząć. Nie ma sensu męczenie ich polityką nawet na występach. Wolimy wybierać społeczno-wariacki, publicystyczny żart, dzięki któremu można zapomnieć o codzienności.
To jak w “LOL: Kto Się Śmieje Ostatni”. Tam politycznych żartów też nie ma. Za to mnóstwo absurdu. Co pana zaskoczyło w programie?
Mnie jest bardzo łatwo rozśmieszyć. Szybko się gotuję. Dużo się śmieję na scenie i w życiu, choć to życie nieźle daje mi w kość. Takich zaskakujących momentów w programie było mnóstwo, bo bawiło mnie absolutnie wszystko.
Jest taki piękny moment w tym drugim sezonie, gdy składa pan wręcz hołd Jerzemu Kryszakowi. Jak wygląda wasza relacja?
Jerzy Kryszak prywatnie jest dla mnie bardzo ważną osobą. Jesteśmy przyjaciółmi, spędziliśmy ze sobą wiele pięknych chwil, ale połączyły nas też trudne doświadczenia.
Byliśmy bardzo blisko z naszym przyjacielem, świętej pamięci Tomkiem Alberem, który był też menadżerem Czarka Pazury. O tym nie chcę opowiadać, bo ten czasu już minął. Ale moje i Jurka serce jest przy Tomku.
Jurek jest dla mnie baterią. Ja jestem baterią dla niego. Lubimy ze sobą przebywać i ze sobą pracować. Jako aktor i jako estradowiec Jerzy potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji – i w numerze totalnie abstrakcyjnym, i w lirycznej piosence, która wyciśnie każdą łzę, za co niezmiernie go szanuję. Gdy zobaczyłem go w sali, gdzie kręciliśmy program, wiedziałem, że będzie ze mną źle. Jurek mnie doskonale zna i wie, jak mnie rozśmieszyć.
To struganie patyczka było mistrzostwem świata. “Jeśli odejdę, to będziecie wspominać: a jeszcze wczoraj strugał patyczek”…
To anegdota teatralna, którą znałem. Gdy tylko to zobaczyłem, co Jerzy robi, to byłem świadomy, jaka będzie puenta. Inni nie mieli pojęcia, co się dzieje i z zainteresowaniem śledzili jego ruchy, co prawie ich doprowadziło do łez. Genialna scena.
Doświadczenie udziału w programie rozrywkowym zalicza pan na plus, jak rozumiem?
Och, tak. I chcę więcej. Jestem głodny takich doświadczeń. Telewizja bardzo się zmieniła. Streaming daje nam zupełnie nowe możliwości. Widz już jest nie tylko rozrywkożercą, który łyka to, co podaje mu telewizja. Rosną jego wymagania. Dojrzał do różnego rodzaju rozrywki, która nie jest już tylko Spotkaniem z Balladą czy Kabaretem Olgi Lipińskiej, a pojawiły się nowe formaty, które dają ogromny wybór. I nie można mu dać byle czego, co jest bardzo mobilizujące dla nas, artystów.
Nasz widz rósł razem z nami, za co ogromnie, jako kabareciarze Ani Mru Mru dziękujemy. Potrzebujemy tej reakcji zwrotnej, żeby działać. I dopóki widz jest, i reakcja zwrotna jest, to my istniejemy.
rozmawiała Magda Drozdek, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” rozkładamy na czynniki pierwsze fenomen “Reniferka”, przyglądamy się skandalom z drugiej odsłony “Konfliktu” i zachwycamy się zaskakującą fabułą “Sympatyka”. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS