…mieszkanie, rodzina, praca, przyjaźń, marzenia, aktywność, przyroda. I o tym wszystkim oraz wielu innych rzeczach można było posłuchać 14 maja, w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej, podczas spotkania zatytułowanego „Mój Świdnik – wspomnienia z miasta marzeń i wolności”.
Sentymentalny spacer po Świdniku przygotowały panie z Zespołu Literackiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku: Elżbieta Kulczyńska, Halina Ciechomska, Irena Dzido, Teodora Pietrzyk, Irena Szyszka, Barbara Guz i Jadwiga Wanicka, we współpracy z biblioteką, w ramach obchodów 70-lecia naszego miasta.
– Witam wszystkich, którzy przybyli na to spotkanie. Myślę, że są to osoby, którym szczególnie bliskie jest nasze miasto. Zapraszam w przeszłość, do świata wspomnień i marzeń, a także wyborów wielu z nas. Ale też twórzmy, podziwiajmy, nie bądźmy obojętni, cieszmy się wolnością, bo to nasze miejsce na ziemi – mówiła Elżbieta Kulczyńska, przewodnicząca Zespołu Literackiego, która poprowadziła wtorkowe wydarzenie.
– Jako redaktor portalu Świdnik na kartach historii, zawsze podkreślałem, że nasza historia jest dużo głębsza i bogatsza, zdecydowanie dłuższa niż dzieje miasta. Zachęcam do sięgania i zgłębiania tajników tego miejsca. Natomiast kolejna rocznica nadania praw miejskich i nazwy Świdnik gromadzie Adampol są dla nas okazją, by przybliżać historię miejsca i ludzi tu żyjących. Cieszę się, że seniorzy postanowili opowiedzieć nam o swoim życiu i dziękuję paniom z Zespołu Literackiego. Witam Andrzeja Krygiera, pierwszego rektora świdnickiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, Jerzego Dębskiego, przewodniczącego Świdnickiej Rady Seniorów, radnego Andrzeja Krupę oraz Grzegorza Cela, który pomaga w układaniu puzzli świdnickiej historii – dodał Piotr Jankowski, dyrektor MPBP.
Nie sposób przytoczyć całości wspomnień, ale zapraszamy do zapoznania się z niektórymi z nich.
– Stoję w oknie, spoglądam na plac, który nosi nazwę Konstytucji 3 maja, a do dziś przez mieszkańców nazywany jest humorystycznie placem Bolka i Lolka. Śmiało można powiedzieć, że stanowi on centralny punkt miasta, miejsce ważnych spotkań i wydarzeń. Dzisiaj moja wyblakła pamięć wraca do lat 50. XX wieku, gdzie w miejscu obecnego placu była łąka, a dalej pole. Pamiętam, jak rozwijało się miasto, gdy przyszłam tu do pracy w WSK po ukończeniu szkoły w Lublinie, jak wyszłam za mąż i zamieszkałam w Świdniku. Tutaj urodziły się moje dzieci, tutaj uczęszczały do szkoły, stąd dojeżdżały na uczelnię w Lublinie. Ja wreszcie przeszłam na emeryturę i do dziś tutaj mieszkam. Gdy tak patrzę na plac, z rozrzewnieniem wspominam dawne lata, bo przecież całe moje dorosłe życie związane jest z tym miastem – opowiadała pani Irena.
Do swojego pierwszego mieszkania w Świdniku zaprosiła pani Teodora: – Jest początek roku 1974. Dokładnie pamiętam ten dzień. Był to piątek, 4 stycznia, godzina wczesnopopołudniowa. Po zakończonej pracy w Lublinie, a pracowałam wówczas w Wojewódzkiej Spółdzielni Spożywców Społem, wsiadałam do autobusu PKS, linii Lublin-Świdnik. To pierwszy w moim dorosłym życiu przyjazd do tego miasta. W autobusie panuje tłok. Zajęte są wszystkie miejsca siedzące. Podobno tak jest zawsze. Ludzie ściśnięci jak śledzie w beczce, no i ja z wielką walizą tarasującą przejście. Nikt jednak nie psioczy, a ja z rozbrajającą szczerością opowiadam o celu podróży. Nieznajomy mężczyzna ustępuje mi miejsce. Inni życzliwie się uśmiechając, wspominają swoje pierwsze wizyty w tym mieście. Jestem mile zaskoczona ich pozytywnymi opiniami. Robi mi się raźniej. W takiej atmosferze docieram do celu. Na przystanku czeka już mój mąż. Wita mnie pękiem, nie goździków i nie róż… pękiem kluczy oraz decyzją Spółdzielni Mieszkaniowej o przyznaniu mieszkania. Mogę powiedzieć, że do Świdnika przyjechałam w ślad za moim mężem i mieszkaniem. Kosynierów 3, w tym bloku znajduje się nasze mieszkanie. Mimo trwającej wokół budowy, zarówno ulica, jak i dojście do bloku są utwardzone. W klatkach schodowych wielkie ożywienie. Drzwi wejściowe pootwierane. Ludzie wnoszą pierwsze pakunki i sprzęty: stoły, krzesła, taborety. Kilku mężczyzn mocuje się z wniesieniem tapczanu. Inni spieszą z pomocą, bo klatki schodowe są wąskie. Na twarzach goszczą promienne uśmiechy, radość i szczęście. Pozdrawiamy się słowami „dzień dobry, dobry wieczór, szczęść Boże w nowym miejscu zamieszkania”. W większości są to ludzie młodzi i jak wynika z pierwszych zamienionych słów, przybyli z różnych zakątków Lubelszczyzny a nawet kraju. Są też i tacy, którzy pokój hotelowy lub stancję, zamienili na upragnione własne mieszkanie. Zanim dotarliśmy do naszej środkowej klatki schodowej i własnego M-3 na trzecim piętrze, zawarliśmy już kilka znajomości. Na swoim. Cieszymy się bardzo, że los na początek naszego wspólnego życia zapewnił nam dobry start. Jesteśmy małżeństwem z dopiero 5-miesięcznym stażem. Postanowiliśmy, że ten wieczór i noc spędzimy we własnym, choć jeszcze nieumeblowanym mieszkaniu. Nie przerażało nas spanie na podłodze. Rozpakowujemy bagaże. Są w nich rzeczy najbardziej potrzebne: materac, koc, poduszka, ręcznik, kubek, talerz, nowy garnek, łyżka, widelec, komplet kosmetyków i coś do jedzenia – konserwa, ogórki, ugotowane jajka, pieczywo, herbata. Całe szczęście, że mąż miał w kieszonce scyzoryk, było czym otworzyć konserwę i zrobić kanapki. Kolacja smakuje wyśmienicie, chociaż spożywamy ją na stojąco. Za stół służy nam parapet kuchenny. Można powiedzieć, że tak wyglądała nasza parapetówka.
We wspomnieniach pani Jadwigi pojawiła się świdnicka biblioteka: – Mieszkanką Świdnika jestem od 1955 roku. Od początku miałam kontakt z biblioteką. W pierwszych latach należała do Związku Zawodowego „Metalowcy” przy WSK-Świdnik. Mieściła się w bardzo skromnym pomieszczeniu, a spotkania odbywały się w lokalach udostępnianych przez, na przykład, Zakładowy Dom Kultury lub „Iskrę”. Ten okres wspominam z sentymentem. Kierowniczką biblioteki była wówczas pani Zenobia Szwec, która wraz ze swoją pracownicą Krysią Korpysą, z zaangażowaniem prowadziła działalność biblioteki. Panie organizowały wiele ciekawych spotkań, na przykład z Danutą Brzosko-Mędryk, autorką wspomnień z Majdanka pt. „Niebo bez ptaków”. Obecnie związana jestem z Miejsko-Powiatową Biblioteką Publiczną. Muszę podkreślić, że bardzo dobrą atmosferę stwarzają pracownicy tej placówki. Z przyjemnością idę do biblioteki, bo zawsze spotkam tu życzliwych ludzi, którzy chętnie doradzą, podzielą się opiniami o książce czy zarezerwują pozycję, którą chcę przeczytać. W bibliotece przez cały rok odbywają się najróżniejsze spotkania i wystawy.
Panie z Zespołu Literackiego recytowały również swoje wiersze, poświęcone Świdnikowi. Fragmenty wspomnień Anny Kamieńskiej, która odwiedzała nasze miasto i jest patronką biblioteki, zebrani usłyszeli w interpretacji Zosi Kulczyńskiej z zerówki w Przedszkolu nr 4.
Sentymentalną wędrówkę po Świdniku umilił Mariusz Wołkowicz z Kapeli Drewutnia, który wykonał kilka polskich i ukraińskich pieśni, tematycznie związanych z domem i wspomnieniami. Publiczność mogła również podziwiać obrazy: „Słoneczniki” Marii Wołoszyńskiej, siostry Anny Kamieńskiej i „Świdnicką ścieżkę” Marii Tomaszek, siostrzenicy poetki, a także podzielić się swoimi wspomnieniami z dawnych lat.
aw
Last modified: 17 maja, 2024
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS