A A+ A++

Wysiadam na peronie po dwugodzinnej podróży. W jednej ręce trzymam walizkę, drugą przytrzymuję pasek plecaka, żeby nie spadł mi z ramienia. Staję lekko odrętwiałymi nogami na peronie i czuję w sercu, że oto powróciłam jak syn marnotrawny do domu – moich Kielc.

Tłum ludzi już schodzi do tunelu, by jak najszybciej uciec z odkrytego peronu, który nie ratuje w żadnym stopniu przed przeszywającym wiatrem, a ja stoję jeszcze chwilę w miejscu, starając się powstrzymać się przed natychmiastowym powrotem do Krakowa.

Nigdy nie sądziłam, że po wyjeździe z Kielc będę się tak często nimi chwaliła – stąd pochodzi najlepszy majonez, najlepszy zespół piłki ręcznej w Polsce (Łomża Industria Kielce pany!), a także wielu artystów (Liroy rapujący „Scyzoryk, scyzoryk, tak na mnie wołają”, Borixon od „Żyję w Kielcach, w miejscu gdzie rap tętni” czy nawet Chillwagon z moją ulubioną piosenką o moim rodzinnym mieście – „Dymi jak flarą, Kielce się palą”). Pochodzę stąd i ja, chociaż nie czuję się jeszcze najlepsza. Jestem całkowicie przeciętna, ale w Kielcach zawsze czuję się gigantyczna. Głównie dlatego, że Kielce są dla mnie i dla wielu ludzi mojego pokolenia za małe.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNie ma nawet trzydziestki, a został profesorem. Nowy rekord w historii Polski
Następny artykułŚwięto 1 Pułku Ułanów Krechowieckich w Augustowie