A A+ A++

Projekt francusko-niemieckiego czołgu następnej generacji MGCS ma wejść w nową fazę. Tak przynajmniej twierdzą minister obrony Boris Pistorius i minister sił zbrojnych Sébastien Lecornu. W planach jest usprawnienie współpracy i harmonizacja wymagań stawianych przez obie strony. Ale szef niemieckiego resortu zasugerował, że docelowo Heer i Armée de terre mogą otrzymać różniące się wozy bojowe.

Po tym, jak przez ostatnie lata projekt wspólnego czołgu wchodził na kolejne rafy i mielizny, ministrowie Lecornu i Pistorius po spotkaniu 10 lipca w Berlinie zapowiedzieli pojawienie się nowej energii i popchnięcie prac do przodu. – Byliśmy do tej pory w fazie dyplomatycznej projektu, ale dzisiaj przechodzimy do fazy operacyjnej – powiedział dziennikarzom Lecornu.

Strona francuska nie szczędzi wyrazów uznania Pistoriusowi. Nowy szef niemieckiego ministerstwa obrony jest chwalony za bezpośredniość, szczerość, a nawet za odłożenie na bok aspektów dyplomatycznych programu i skoncentrowanie się na wynikach. Właśnie aspekt dyplomatyczny pozostaje największą bolączką MGCS. Niemcy niby zostały państwem wiodącym projektu, oddając Francji kierownictwo w pracach nad samolotem bojowym następnej generacji FCAS/SCAF, ale Francuzi usiłują wywalczyć dla siebie jak najwięcej w pracach nad czołgiem. Cały czas mają trwać spory o to, kto będzie liderem czterech spośród ośmiu głównych projektów realizowanych w ramach MGCS.

Nad Sekwaną winą za opóźnienia i brak zgody obarcza się Rheinmetalla, który dołączył do programu już po jego rozpoczęciu. Paryż nie chciał, żeby koncern z Düsseldorfu współpracował z KNDS, czyli joint venture KMW i Nextera powołanego w celu opracowania MGCS. Kiedy jednak przychodzi do obrony interesów niemieckich koncernów, Berlin wykazuje się wyjątkową determinacją, nawet jeżeli z góry wiadomo, że może to przynieść kłopoty.

Tak też się stało, za co sporą winę ponoszą prywatne animozje między szefem Rheinmetalla Arminem Pappergerem a Frankiem Haunem, byłym prezesem KMW, a obecnie szefem KNDS. Papperger regularnie kwestionuje w mediach możliwość ukończenia prac nad MGCS i promuje własny czołg Panther KF51.

Rheinmetall nie jest wszakże jedynym źródłem problemów. Od początku wiadomo było, że Heer i Armée de terre mają odmienne wymagania, często trudne do pogodzenia. Niemcy chcą czołgu optymalizowanego z myślą o europejskim teatrze działań, czyli wozu charakteryzującego się dużą przeżywalnością na polu walki. Nie bez znaczenia są też potencjalni klienci eksportowi, co w przypadku niemieckiej broni pancernej oznacza przede wszystkim państwa europejskie o podobnych do Niemiec wymaganiach. Z kolei Francja musi brać pod uwagę działania ekspedycyjne, co promuje lżejsze czołgi. Ten sam wymóg dotyczy tradycyjnych klientów francuskiej zbrojeniówki.

Zdaje się, że ministrowie postanowili zmusić wojskowych, aby jak najszybciej doszli do porozumienia. Na 22 września zaplanowano kolejne spotkanie na szczeblu ministerialnym, tym razem we francuskiej bazie sił powietrznych w Evreux na wschód od Paryża. Dowódcy niemieckich i francuskich wojsk lądowych mają tam przedstawić wspólny dokument dotyczący wymagań stawianych przed MGCS. Na tej podstawie do końca tego roku ma powstać „dokument polityczny” prezentujący komplet wymagań stawianych przed MGCS. Jak na łamach serwisu Zone Militaire zwraca uwagę Laurent Lagneau, „sześć lat po uruchomieniu tego projektu zdumiewające jest to, że wciąż jesteśmy na tym etapie”.

Lustrzane odbicie

Program MGCS ma być lustrzanym odbiciem FCAS. Chodzi tutaj o powtórzenie struktury projektu, co niekoniecznie dobrze wróży czołgowi przyszłości, ale w grę wchodzi także samo podejście do programu. Jak FCAS ma być systemem systemów dla sił powietrznych, tak MGCS odegra taką samą rolę dla wojsk lądowych. Oprócz czołgu podstawowego w oparciu o tę samą platformę powstać mają wóz dowodzenia/kierowania lądowymi bezzałogowcami, nosiciel dronów i wóz wsparcia. Do tego dochodzą systemy bezzałogowe i dowodzenia, rozpoznawcze i wskazywania celów na szeroką skalę wykorzystujące sztuczną inteligencję.

Ogólnie wypowiedzi ministrów były bardzo optymistyczne, aczkolwiek Pistorius na sam koniec powiedział jedną istotną rzecz, mogącą obrazować finalny rezultat programu. Wykonawcy, czyli KNDS i Rheinmetall, będą mogli przedstawić dwa konkurencyjne systemy, wykorzystujące wspólne podwozie i wieżę. Finalny wybór może dotyczyć nie jednego, lecz obu proponowanych rozwiązań, zależnie od potrzeb zamawiającego. Oznacza to, że ostatecznie opracowany w ramach MGCS czołg podstawowy może pojawić się w dwóch wariantach – francuskim i niemieckim.

W tym sposobie widać próbę obejścia różnic w wymaganiach stawianych przez oba państwa. Dotyczy to stopnia opancerzenia, „ekspedycyjności” czy uzbrojenia głównego. Francuzi preferują swoją armatę ASCALON kalibru 140 milimetrów, natomiast w Niemczech lobby opracowanej przez Rheinmetalla armaty gładkolufowej Rh 130 L/51 kalibru 130 milimetrów trzyma się mocno.

W mocy pozostaje termin rozpoczęcia dostaw nowych wozów gdzieś między rokiem 2035 a 2040. Termin ten często uważany jest za nierealny przy obecnym tempie prac, nie tylko przez Pappergera. Z drugiej strony Pistorius naciska, by MGCS był gotowy już w roku 2035.

Sceptycyzm nie wynika tylko ze sporów kompetencyjnych. Niemcy zaczynają wychodzić na prostą po zamieszaniu spowodowanym rosyjską inwazją na Ukrainę. Przekłada się to na wzrost zamówień na niemieckie czołgi, tym bardziej że Leopard 2 doczekał się nowej wersji A8, która nie musi być ostatnim słowem w jego historii. Oprócz Niemiec czołgi tej wersji zamówi Norwegia, zainteresowane są nią Czechy, a na dniach duże zamówienie mają złożyć Włochy.

To wcale nie musi być koniec. Nadal nie wiadomo, ile wozów kupią Niemcy i Włochy, chociaż w grę wchodzą liczby trzycyfrowe (odpowiednio 123 i nawet 250). O odbudowie wojsk pancernych zaczyna się mówić w Holandii, a Leopard 2A8 byłby tam naturalnym wyborem. Zdaniem Susanne Wiegand, szefowej producenta przekładni Renk, już teraz skala zamówień na Leopardy jest tak duża, że uruchomienie produkcji MGCS w planowanym terminie może okazać się trudne.

Francja jest tutaj w dużo gorszej sytuacji. Leclerc najwyraźniej wyczerpał potencjał modernizacyjny. Podczas debaty w senacie nad ustawą o programowaniu wojskowym na lata 2024–2030 pojawił się pomysł rozpoczęcia prac nad czołgiem roboczo określonym Leclerc Mk3, został jednak szybko odrzucony. Jak już pisaliśmy, Francji zostały dwie opcje: opracowanie czołgu przejściowego, który cały czas pozostaje w sferze dyskusji, lub zakup francusko-niemieckiego EMBT (Euro Main Battle Tank), będącego hybrydą podwozia Leoparda 2A7V i wieży Leclerca. Ta druga opcja w przypadku realizacji oznaczałaby kolejne zamówienia dla KMW i Renka, a tym samym znowu odebrałaby część mocy produkcyjnych, które można by przeznaczyć na MGCS.

Zobacz też: Wiemy, jak mają wyglądać Stratofortressy po nadchodzącej modernizacji

Pierre-Yves Beaudouin / Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBeach Pro Tour: Udany start polskiej pary, awans do kolejnej rundy
Następny artykułW Natalinie znów można się kąpać