Eremus Silvae Aureae to po polsku Pustelnia Złotego Lasu. Łacińska nazwa podkreśla piękno okolicy – dębów, grabów i buków, które jesienią zachwycają kolorami. I od 400 lat nic w tej kwestii się nie zmieniło. Klasztor w Rytwianach, koło Staszowa, w województwie świętokrzyskim jak kiedyś sprzyja kontemplacji i uwielbianiu Boga. Dziś zamiast kamedułów eremitów wewnętrznej równowagi może tu szukać każdy. Kto chciałby zamknąć się w klasztornej celi, w ciszy i samotności? Pewnie wielu. Tym bardziej, że atmosfera tego miejsca jest wyjątkowa. Z szafy co prawda nie wypadają trupy, ale figura dawnej piękności, tak.
Klasztor w Rytwianach przez wiele lat obracał się w ruinę. O jego kasacji zdecydował car, gdy z Austrią i Prusami okrajał Rzeczpospolitą z ziem. Obecny wygląd to wiernie odtworzenie oryginału. Tak udane, że w 2018 roku prezydent Andrzej Duda wpisał zabytek na prestiżową listę Pomników Historii. Powrót do świetności klasztor zawdzięcza m.in. Diecezjalnemu Ośrodkowi Kultury i Edukacji Źródło, który teraz również jest jego administratorem. Goście zatrzymujący się w Rytwianach mogą nie tylko odpoczywać, ale i leczyć się ze współczesnych uzależnień. Przede wszystkim pracoholizmu. I to kolejny, wcale nie ostatni argument, by odwiedzić klasztor.
Po jego likwidacji, w ponurym, zaborowym czasie i wyprowadzce kamedułów w 1819 roku na krótko zamieszkali w nim franciszkanie reformaci z Sandomierza. W ciągu 4 lat zmienili wnętrze kościoła tak, by mógł służyć wiernym. Usunęli stalle, które zastąpiły ławki, wstawili organy. Z Rytwian wyprowadzili się w 1864 r. Według obecnych planów, świątynia ma wrócić do wyglądu sprzed tych modyfikacji, czyli do tego, który nadali mu pustelnicy. Bo fakt, że rytwianski klasztor już zachwyca, nie oznacza końca prac rekonstrukcyjnych. Do odbudowania jest jeszcze większość eremów, czyli domków zajmowanych przez zakonników.
Dawny klasztorny kościół, od zawsze pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny został oddany wiernym drugi raz, po franciszkańskiej próbie, w 1935 roku, dzięki staraniom ostatniego właściciela tych ziem Artura Radziwiłła. Wtedy erygowano tu parafię. Jeśli kogoś dziwi w tej historii nazwisko wielkiego rodu, to nie powinno. Klasztor należał do kilku rodzin, wyłącznie bardzo bogatych i wpływowych: Tęczyńskich, Opalińskich, Czartoryskich, Lubomirskich, Potockich.
W tej wyliczance możnych ważne są przede wszystkim dwa pierwsze nazwiska. Jan Magnus Tęczyński był fundatorem Pustelni Złotego Lasu i gospodarzem wpływowego dla ówczesnej kultury dworu. Bywał u niego m.in. Andrzej Morsztyn. Z drugim, Stanisławem Łukaszem Opalińskim łączy się to, co najciekawsze w historii: skandal, wielka miłość i wpływ na wielką literaturę.
– Stanisław Łukasz popełnił klasyczny mezalians. Zakochał się do szaleństwa w dziewczynie z ludu, mieszkającej w jednym z jego majątków, w Szczekach. Ślub wzięli cichaczem. Żona magnata dziś nazywana jest Anną Dziulanką, choć nie do końca wiadomo, jakie naprawdę nosiła nazwisko. Najbardziej prawdopodobne to Fortuna. A Dziulanka to przydomek, który otrzymała za sprawą swojego męża. Presja społeczna była tak duża, że Opaliński postanowił uczynić z niej fikcyjną szlachciankę. Twierdził, że jest córką Giulia, Włocha pracującego na jego dworze. Niestety dla młodego małżeństwa, w tę wersję uwierzyło niewielu. Anna Dziulanka zmarła 5 lat po wypowiedzeniu sakramentalnego „tak”. Podobno ze zgryzoty. Możni, z pannami na wydaniu nie mogli pogodzić się z faktem, że tak świetna partia – Stanisław Łukasz – wybrał sobie na żonę kobietę bez herbu. Ale ich uczucie było chyba autentyczne, bo po śmierci Anny magnat bardzo rozpaczał. Zakonnikom z Rytwian kazał wykonać jej postać, pośmiertny odlew z wosku – mówi pasjonat historii Staszowa i okolic oraz miłośnik województwa świętokrzyskiego.
Postać Anny Dziulanki wypada z szafy zakrystii pustelniczego kościoła. Ubrana jest w habit, bo jaki inny strój mogłaby nosić w tym miejscu kobieta? Figura budzi nie tylko strach części zwiedzających, ale i kontrowersje. Według dzisiejszych kanonów urody, trudno byłoby o niej powiedzieć piękna. No i zostaje jeszcze kwestia wieku – twarz zmarłej, odlana z wosku przedstawia straszą kobietę, tymczasem Anna Dziulanka powinna być młoda. Stanisław Łukasz zmarł w wieku 57 lat, a ona była jego pierwszą żoną.
Dwór Opalińskiego, jak Tęczyńskiego, odgrywał ogromną rolę w życiu kulturalnym kraju. A według niektórych nawet więcej: miał swój wkład w europejską literaturę. – Gościł tam Molier. I podobno to obecność u magnata z Rytwian zainspirowała Francuza do napisania „Skąpca”. Niedaleko stamtąd znajduje się miejscowość Osiek. Jej mieszkańcy posiadali, nadany przez króla, przywilej organizowania targów. Przy okazji słynęli ze skąpstwa. Dramaturg usłyszał o nich i postanowił wykorzystać w swojej twórczości – dodaje staszowianin.
Stanisław Łukasz Opaliński, którego losy tak ubarwiły historię Rytwian zmarł w 1704 roku, na morzu. Pochowano go w krypcie pod kaplicą św. Romualda, w kościele, w pustelni. I nie jest jedynym człowiekiem, który spoczął w nim na zawsze. Ktoś, kto ma bogatą wyobraźnię, w XVII – wiecznej świątyni może poczuć się nieswojo. W podziemiach kaplicy, pw. Jana Chrzciciela, na lewo od wejścia do kościoła są pochowani zmarli tu eremici. Układano ich w niszach w ścianie, zwłoki kładziono na desce, a pod ich głowami umieszczano kamień. – Zakonnicy w Rytwianach żyli bardzo długo. Na początku było tu 16 domków, dla każdego, co oczywiste osobny. Jeśli więc jakiś szlachcic, bo kamedułem mógł zostać jedynie wysoko urodzonych, poczuł powołanie i zapragnął dołączyć do wspólnoty, musiał czekać na śmierć eremity i zwolnienie eremu. Zdarzały się jednak takie przypadki, że aspirujący do ślubów, białego habitu i długiej brody nigdy nie doczekał się swojego miejsca w Złotym Lesie – mówi staszowianin.
Jednym z długowiecznych pustelników był Włoch, ojciec Wenanty da Subiaco, autor malowideł w kościele. Wciąż na ścianach są puste miejsca, bo nikt nie ośmielił się dokończyć jego działa. – Z zewnątrz świątynia jest bardzo skromna, w środku bogato zdobiona. I to jest oczywiście symbol. Człowiek nie powinien przywiązywać wagi do tego, co materialne, ale mieć bogate wnętrze, czyli duszę. Z wystrojem kościoła wiąże się również paradoks – pełno w nim kobiet, postaci świętych, a nawet mitologicznych Sybilli, przepowiadających przyjście Zbawiciela. Paradoks tkwi w tym, że Złoty Las był męskim światem. Kobiety mogły wejść do kościoła jedynie 3 razy w roku.
Pustelnia w Rytwianach pełna jest symboliki. Także tej, która odwołuje się do średniowiecznej maksymy „memento mori”. – Eremici spali w trumnach, właśnie po to, by nigdy nie zapomnieć o śmierci. Większość dnia spędzali w samotności, na wypełnianiu swoich obowiązków – studiowaniu ksiąg, modlitwie i uprawianiu ogródka, każdy własnego. Spotykali się jedynie w kościele, na nabożeństwach, mszach.
Urodę klasztoru docenili wiele lat temu filmowcy. Powstała tu cześć zdjęć do serialu „Czarne chmury”. Teraz do Rytwian zaglądają znane osoby: aktorzy i dziennikarze, by chłonąć niezwykłą atmosferę XVII – wieczego zabytku. I mają rację – trudno o lepsze miejsce, gdzie piękno przyrody i architektura tak świetnie współgrają!
Post Mezalians, Molier i eremici pojawił się poraz pierwszy w Nowiny Zabrzańskie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS