W Brackley nie mają już wątpliwości, że W14 nie spełnił pokładanych w nim nadziei i konieczne są nie tylko poprawki, ale i kompletna zmiana koncepcji. Idea wyszczuplonych sekcji bocznych nie przyniosła pożądanych rezultatów.
Potrzebę zmian Wolff zasugerował już w trakcie inauguracji sezonu w Bahrajnie. Z kolei po solidnym występie w Arabii Saudyjskiej – choć wciąż okraszonym dużą stratą do dominującego Red Bulla – pojawiły się spekulacje, że Mercedes może przyspieszyć wprowadzenie poprawek, przywożąc pakiet do Baku lub Miami.
W Australii jednak sam Wolff stwierdził, że Mercedes nie zamierza się spieszyć, a W14 przejdzie poważne modyfikacje dopiero na majową rundę w Imoli.
– Wykonujemy dobre kroki, nieźle się rozwijamy, ale poprawki trzeba sprawdzić, wszystko potwierdzić i następnie wyprodukować – powiedział Wolff na antenie Sky F1. – Nie sądzę więc, byśmy chcieli cokolwiek szykować przed Imolą. Chcemy to zrobić dobrze.
Szef zespołu dodał, że chociaż dane wskazują na skuteczność poprawek, nie należy spodziewać się cudu po wprowadzeniu pierwszego pakietu.
– Sprawy idą w dobrym kierunku, ale nie spodziewamy się cudu. To nie tak, że nagle będziemy na pole position z półsekundową przewagą. Myślę, że umocnimy naszą pozycję w grupie wraz z Astonem Martinem i Ferrari. To byłby dobry krok.
Wolff ujawnił też, że w Australii, Baku i Miami Mercedes skupi się głównie na optymalizacji ustawień, a nie dodawaniu elementów poprawiających osiągi. Plan rozwoju jest jednak jasny.
– Chwilę po wyścigu w Bahrajnie myśleliśmy, że wszystko wiemy. Próbowaliśmy jednak sprawić, by działało coś, czego tak naprawdę nie byliśmy w stanie odblokować.
– Teraz ścieżka jest jasna, ale nie będzie łatwa. Zajmie to trochę czasu, ale wiemy dokąd zmierzamy.
Polecane video:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS