87-krotny wzrost wartości aktywów zapewnił Mercatorowi tytuł najbardziej spektakularnego debiutanta najnowszej wersji rankingu „50 Największych Polskich Prywatnych Inwestorów Za Granicą”. Ta ogromna różnica kwot mogłaby wzbudzać zdziwienie, gdyby fakt, że Mercator to firma od lat zajmująca się produkcją rękawic ochronnych. Trudno byłoby jej więc znaleźć lepsze warunki do działania od obecnych. Żyznowski ma jednak świadomość skomplikowanego charakteru tej sytuacji.
– Zdaję sobie sprawę, że większość ludzi stosuje rozumowanie: mamy pandemię i niektóre spółki wykorzystują to i zarabiają więcej. To jednak dość duże uproszczenie. My ewidentnie od zawsze zajmujemy się chronieniem ludzi przed patogenami w określonym zakresie i jesteśmy na to zawsze gotowi. Inna sprawa, gdybym prowadził biznes zarabiający dodatkowo na pandemii bez związku z ochroną, tylko z tym że w konkretnej sytuacji ludzie zmienili swoje zachowania. To byłoby już bardziej dwuznaczne – tłumaczy w rozmowie z „Forbesem”.
Jak podkreśla Żyznowski, w początkowym okresie pandemii spółka nie chciała podwyższać cen swoich produktów. Wkrótce prawa rynku zaczęły jednak dawać o sobie znać. Inne firmy kupowały od Mercatora rękawice ochronne po okazyjnej cenie, a następnie odsprzedawały je z wielokrotnym przebiciem. Dla spółki Żyznowskiego było to niedopuszczalne, dlatego cena produktów musiała pójść z duchem czasu.
Po biznes aż do Azji
Kto wie, jak potoczyłyby się losy Mercatora, gdyby nie przełomowy dla firmy rok 2006. Choć w tamtym czasie Żyznowski skupiał się na studiach z filozofii, nadal pozostawał znaczącym udziałowcem spółki. Namówił wówczas zarząd na zakup małej fabryki rękawic w Tajlandii.
O powodach wybrania tak – zdawałoby się – egzotycznej lokalizacji, Wiesław Żyznowski opowiada szerzej w rozmowie z dziennikarzem „Forbesa”, Filipem Kowalikiem.
– Zakup niewielkiej fabryki dość naiwnie wydawa … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS