A A+ A++

Chciałam, ale nie będziemy teraz przekopywać półek. Z ciekawości sprawdzałam wczoraj w internecie ceny tego rewolucyjnego w swoim czasie podręcznika życia seksualnego. Wahają się od 1,40 do nawet 180 zł, w zależności od wydania.

– Tak, wydań było wiele. Tuż po wojnie książka miała zachęcać mężczyzn do płodzenia dzieci.

Bohater pana powieści, Miłosz, jako chłopiec znajduje „Małżeństwo doskonałe” pod stertą złożonych w bieliźniarce prześcieradeł. W jego domu o erotyce nie mówi się nic, do van de Veldego wraca więc wielokrotnie.

– Poradnik holenderskiego ginekologa wtajemniczał w życie seksualne wiele osób i to z różnych pokoleń. Zdumiało mnie, na przykład, że profesor Henryk Markiewicz w rozmowie z Barbarą N. Łopieńską przyznał, jak ważna była to dla niego lektura. Zapewne, miał na myśli wydanie przedwojenne.

Obecnie najdroższe. Pan też szukał tej książki w stosie prześcieradeł?

– Jeśli szukałem, to podświadomie. Natknąłem się na nią przypadkiem.

Nie będę pana zanudzać pytaniami o to, co jest prawdą w „Krzycz! Teraz!” albo na ile jest to powieść autobiograficzna. Ale daje pan Miłoszowi trochę swoich znaków szczególnych, więc rozumiem, że to taka gra?

– Z kim? Z czytelnikami? Ilu z nich może wiedzieć coś o moich znakach szczególnych? Na razie mało kto potrafi wymówić nazwisko „Mentzel”, cóż dopiero bez błędu je napisać. Co w „Krzycz! Teraz!” jest zmyśleniem, a co prawdą, owszem, zastanawia — moją nieliczną rodzinę. Siostra już mi wypomniała, że brat naszej matki miał na imię Roman, a ja piszę o jakimś Henryku… Być może w literaturze w ogóle nie ma treści pozaosobistych, pozaautorskich, ale nie należy tego rozumieć tak dosłownie.

Z. Mentzel, ,,Krzycz! Teraz!"


Z. Mentzel, ,,Krzycz! Teraz!”

Fot.: Materiały prasowe/Wydawnictwo Znak

Zanim zaczęliśmy, powiedział pan, że jest ciekaw naszej rozmowy. Zastanowiło mnie to.

– Zawsze jestem ciekaw, to po pierwsze. Po drugie jest pani młoda, a to wzmaga moją ciekawość.

No dobrze. Napisał pan książkę o seksie.

– Z pewnością. Między innymi.

Może to trochę głupio zabrzmiało…

– Nieee.

…ale fabuła tej powieści jednak osnuta jest wokół tej tajemniczej energii, która bohaterowi towarzyszy, erotyki długo pozostającej dla niego raczej czymś ze świata słów niż obrazów.

– Proszę pamiętać, w jakich latach i w jakim kraju Miłosz dojrzewał. Dzisiaj trudno dać wiarę, że chłopak szesnastoletni mógł jeszcze nie widzieć zdjęcia nagiej kobiety. A tak było z Miłoszem. Nie widział gołej baby, więc ją sobie wyobrażał. A jak wreszcie zobaczył jedną, próbował wyobrazić sobie inne, bardziej atrakcyjne. Książki zawsze przychodziły mu w tym z pomocą. Nie tylko takie, jak „Małżeństwo doskonałe”. Jerzy Pilch, mój rówieśnik, ogłosił swego czasu „Spis podniecających utworów literackich”. Chyba przypadkiem pominął opowiadania i powieści Alberta Moravii, momentami wręcz ociekające seksem. Kobiety z książek włoskiego pisarza, nawet nie najmłodsze, pociągały mojego Miłosza o wiele bardziej niż te, które poznawał na studiach.

Dlaczego tak było?

– Kwestia gustu… Mówimy zresztą o jednym wymiarze erotyki — tym c i e l e s n y m, a przecież ma ona ich znacznie więcej. Jak pisał Gombrowicz w „Dzienniku”: „Świat erotyczny nie jest osobnym, na klucz zamkniętym pokojem, niepołączonym z innymi pokojami ludzkiego mieszkania”. I takie p o ł ą c z e n i a bywają najciekawsze, bo nieoczywiste. Dlaczego, na przykład, bohater „Krzycz! Teraz!” podoba się kobietom?

Dlaczego?

– Nie mam pojęcia. Ani przystojny, ani bogaty, ani mądry…

Na pewno oczytany. Kiedy za pierwszym razem nie dostał się na polonistykę, przerobił samodzielnie pięcioletni program studiów.

– To chyba jeszcze za słabe papiery na Casanovę. Ale skoro o studiach mowa, napisałem w powieści, że pierwsze lata na uniwersytecie przyniosły Miłoszowi ciężki zawód erotyczny. I nie chodziło tu o nieudane związki z dziewczynami. Chodziło o atmosferę, o pewien szczególny rodzaj zmysłowych przeżyć, jakie dawać miało studiowanie. Podziw dla ekscentrycznych wykładowców, olśniewających swoją erudycją. Namiętne dyskusje, długo potem rozpamiętywane. Pierwsze triumfy polemiczne. Błysk uznania w oczach koleżanek…

Miłosz, który studiować zaczynał na początku lat 70., na takie przeżycia bardzo liczył. Był naiwny. Nie rozumiał, co za komuny zaszło na wyższych uczelniach po marcu 1968 roku. Dlaczego cyniczni karierowicze, nieudacznicy i mówiąc wprost: ubecy zajęli miejsce wyrzuconych z pracy profesorów, występując w roli patriotów, obrońców zagrożonych tradycji narodowych? Dla młodego człowieka taki skok z piętra ideału na bruk rzeczywistości nie mógł się obyć bez strat moralnych, bez psychicznych okaleczeń. Problemem studenta Miłosza jest lista lektur, inna niż ta „odgórnie” ustalona. On po prostu nie wie, jakie książki powinien przeczytać, a nie zna autorytetów, ludzi, którzy mogliby mu takie lektury wskazać. Na własną rękę z katalogu biblioteki uniwersyteckiej wybiera stare książki z różnych dziedzin, książki, których tytuły go zaintrygowały.

Np. „Zielnik czarodziejski to jest zbiór przesądów o roślinach”, „Historia okulistyki w dawnej Polsce”, „Wit Stwosz. Rzeźbiarz chorób skórnych”.

– No i studiuje te książki pasjami z przekonaniem, że znajdzie w nich coś ważnego, coś przydatnego. Jednak coraz częściej przychodzi mu na myśl, że pogrążony w takich osobliwościach dziwaczeje, staje się człowiekiem z marginesu, kimś osamotnionym, zbędnym. Sam zdradza ambicje literackie, ale z czasem, już po latach, dochodzi do wniosku, że pisać d o b r z e , a tak jedynie pisać warto, może tylko ktoś, kto żyje naprawdę, a nie na niby, ktoś, kto ma związek z rzeczywistością, a nie — jak on — porusza się w jakiejś nierzeczywistości, no, może półrzeczywistości. To chyba jeden z najważniejszych problemów mojej powieści.

Ale Miłosz znajduje wyjście z tej półrzeczywistości, prawda?

– Co ma pani na myśli?

Miłość. Przecież on spotyka szczęśliwą miłość.

– Bardzo późno. Dobrze po czterdziestce.

Czy jednak to nie jest happy end?

– Tak by się wydawało. Ale są sprawy, które na tę późno odnalezioną, pierwszą i ostatnią miłość kładą się cieniem. Z jednej strony Miłosz marzy o dziecku (córce), z drugiej lęka się, czy dziecko nie stanie się dla niego ciężarem niemożliwym do uniesienia. I ten lęk ostatecznie okazuje się w nim silniejszy. Miłosz rezygnuje z ojcostwa, rezygnuje z przedłużenia biologicznego życia. Traumy po niepoczętym dziecku nigdy się nie pozbędzie. W polskiej literaturze współczesnej, w reportażach, wspomnieniach, rozmowach to ostatnio rzadko spotykany temat. Jeśli trauma, to raczej po dziecku poczętym, choć nienarodzonym…

To prawda. Ale skąd w Miłoszu taka obawa przed ojcostwem?

– Chciałbym, żeby na to pytanie próbowali odpowiedzieć sobie czytelnicy mojej książki. Miłosz, który kocha żonę i ma pewność, że będzie ją kochał aż do śmierci, nie przestaje być ofiarą braku miłości między swoimi rodzicami, ofiarą degradacji i rozbicia rodziny, która pozostaje rodziną tylko formalnie. Rodzice Miłosza nie rozwiedli się, nie złamali przysięgi złożonej Bogu przed ołtarzem. Ale co warta jest ta przysięga w ich codziennym życiu? Może raczej powinni ją złamać, nie zasłaniając się dobrem dzieci, opacznie zapewne rozumianym? To kolejne niepokojące pytanie, które stawiam czytelnikom.

Matka bohatera pana książki żyje wspomnieniem miłości do młodego mężczyzny, który zginął na wojnie.

– Bo pod koniec życia tylko to jej zostaje. W biografiach rodziców Miłosza wszystko jest nie tak . Nie tak, jak być mogło. Nie tak, jak być powinno. Oboje, mentalnie jeszcze przedwojenni, w nowej rządzonej przez komunistów Polsce, pod każdym względem, zwłaszcza materialnym, zdegradowani, doznają ciągłych upokorzeń. Obojgu trudno jest żyć z godnością. I wzajemnie mają o to do siebie pretensje. Matka walczy z losem dłużej. Święty spokój, a tylko o nim już marzy ojciec, dla niej jest czymś nieznośnym. Wszystko to w świadomości czy podświadomości Miłosza musiało się jakoś odłożyć…

Czy wyobraża pan sobie, że 10 lat temu napisałby tę książkę. A może zaczął pan ją wtedy pisać?

– Nie, skądże. Powstanie tej powieści jest dla mnie poniekąd zagadkowe. Niedawno napisałem dużą, ponad 500-stronicą biografię Leszka Kołakowskiego. Książkę, która pochłonęła mnóstwo mojej duchowej energii. Ale już następnego dnia po tym, kiedy złożyłem tę biografię w wydawnictwie, usiadłem za biurkiem, przed oknem, które pani widzi, i zacząłem pisać „Krzycz! Teraz!”. Powieść powstała w cztery miesiące. Dla mnie to tempo na rekord Polski, a z pewnością na mój rekord życiowy. Bo przez długi czas miałem w życiu poczucie spóźnienia, pisanie zawsze przychodziło mi z trudnością. Czyżbym teraz dopiero zaczął nadrabiać zaległości? Może to łabędzi śpiew?

Zbigniew Mentzel fot Dorota Jovanka Ćirlić


Zbigniew Mentzel fot Dorota Jovanka Ćirlić

Fot.: Materiały prasowe/Wydawnictwo Znak

Zastanawiam się, czy to, że napisał pan tę książkę teraz, a nie 10 lat temu, wynika z tego, że w panu coś się zmieniło — czy że świat potwornie pognał do przodu?

– Naprawdę ważne jest zawsze to, co zmienia się w naszych głowach. A że świat pędzi — nie wiadomo, w jakim kierunku — to inna sprawa. Mądrzy ludzie, o których niedawno pisał u nas tak frapująco Grzegorz Lindenberg, powiadają, że nadchodzące zmiany będą szybsze i bardziej znaczące niż cokolwiek, co się nam zdarzyło w historii. Przyniosą zarówno dobre jak i złe następstwa. Uwielbiam czytać książki o największych wyzwaniach najbliższej przyszłości. Mowa tam o ludziach, którzy pracując nad modyfikacjami genetycznymi i sztuczną inteligencją, mają sto razy większy wpływ na losy świata niż niektórzy nasi, żal się Boże, mężowie stanu.

O czym chciałbym napisać powieść? O tym, jak za zmianą technologiczną świata nie nadążają zmiany w naszej mentalności, jak żyjemy bezwiednie pod tyranią gorszących zaawansowany intelekt uczuć i resentymentów, pod ciśnieniem — to Boy chyba dawno temu powiedział —„przenajświętszego, nietykalnego Komunału!”.

Czytaj też: Z Czesławem Miłoszem pił wódkę w Krakowie. Nie odważył się poczęstować marihuaną Szymborskiej

Wróćmy jeszcze do „Krzycz! Teraz!”, powieści, która powstała tak szybko.

– Może za szybko.

Może dlatego to bardzo szczera książka. Pomijając kwestie autobiograficzne, jest w niej szczerość tekstu i doświadczenia. To ujmuje. Ale chciałam zapytać, jaki był pierwszy impuls, od którego ta powieść się w pana głowie zaczęła

– Krzyk. Krzyk, który rozlega się w książce kilka razy, zawsze z innego powodu. To „Krzycz! Teraz!” jest jak zaklęcie, jak symboliczna klamra losu bohatera. Najpierw przyjście na świat. Miłosz, noworodek odcięty od pępowiny, długo nie wydaje z siebie głosu. I dopiero pobudzany przez położną tym „Krzycz! Teraz!”, zaczyna płakać. Jako człowiek dorosły słyszy te same słowa podczas seksu z kobietą, która chce przeżyć orgazm. Ale Miłosz i wtedy nie wydaje z siebie głosu, być może dlatego, że nie jest skłonny do podobnych uniesień z kobietą, której nie kocha. No, a na starość, opłakując swoje niepoczęte dziecko, sam do siebie mówi: „Krzycz! Teraz!”

Jak pan myśli, co pana mistrz powiedziałby o tej powieści?

– Leszek Kołakowski?

Tak. Sam o seksie nie chciał rozmawiać, chociaż mówił, że jest ważny.

– Nawet jeden z jego mini-wykładów o maxi-sprawach dotyczy seksu. Co by powiedział? Naprawdę nie wiem. Dawno temu napisał recenzję z mojej pierwszej powieści „Wszystkie języki świata”. Było w niej zdanie, które być może i do „Krzycz! Teraz!” daje się odnieść: „Należy czytelnika ostrzec, że choć w Krakowie wydana, powieść Mentzla jest wybitnie warszawska. Jeśli czytelnik z Krakowa lub innego miasta poza stolicą przeczyta mimo tej przestrogi Wszystkie języki świata, będzie zbudowany duchowo, choć niekoniecznie wesoły”. Co miał Kołakowski na myśli, pisząc, że to powieść „wybitnie warszawska”? Nie chciałem go już o to pytać. Nie mam pojęcia, co powiedziałby o mojej nowej książce, ale wydaje mi się, że wiem, czego by o niej nie powiedział. Nie powiedziałby, że jest szowinistyczna czy seksistowska, a takie słuchy do mnie dotarły. Ciekawi mnie pani zdanie na ten temat.

Myślałam o tym i stawiałam sobie to pytanie w czasie lektury, co wydaje mi się zupełnie naturalne. Tak dzisiaj czytamy książki, zwłaszcza pisane przez mężczyzn, a opisujące kobiety i relacje z nimi.

– W porządku, ale używajmy pojęć, których znaczenie rozumiemy. „Seksizm” jest słowem pochodnym od słowa „rasizm” i zazwyczaj oznacza dyskryminację kobiet uzasadnianą ideologią nierówności płci, przyrodzoną wyższością mężczyzn. Czy w mojej powieści występuje taka dyskryminacja? Chciałbym prosić o przykłady. Pamiętajmy przy tym, że książka o zachowaniach seksistowskich nie musi być seksistowska, tak samo jak książka o homofobach nie musi być homofobiczna. Nie należy mylić porządków. A poza tym, czy to seksizm powiedzieć o własnej żonie „arcydupa”, skoro jej to nie obraża, wprost przeciwnie?

Nie no, pana książka nie jest seksistowska — umówmy się. Ale widzi pan, to są strasznie trudne sprawy. Dlatego z drugiej strony rozumiem to wyczulenie na seksizm, on często wcale nie jest tak ewidentny, bo zbyt głęboko w nas, bez względu na płeć, się odłożył. I kiedy mężczyźni piszą o kobietach i erotyce, to bywa, że serwują tak uproszczone i banalne obrazy kobiet, skupiają się tylko na walorach fizycznych, i na sobie oczywiście, że młode dziewczyny naprawdę się wkurzają.

– Doskonale to rozumiem. Ale nie wydaje mi się, żebym młodym dziewczynom dawał powód do takich reakcji. Jedna z najważniejszych postaci mojej książki – Alicja – to kobieta niezależna, wybitnie inteligentna i utalentowana. Miłosz tego talentu jej zazdrości. Podziwia ją. Inna sprawa, że wzajemne ich relacje nie są do końca oczywiste, pozostają nienazwane. Takich niedookreślonych miejsc znaleźć można w książce więcej. Chciałbym, żeby czytelnik wypełnił je po swojemu.

Na koniec muszę zadać jeszcze jedno pytanie: czy w tej powieści jest jakiś odprysk pana relacji z Agnieszką Osiecką?

– Nie, proszę pani. Agnieszka Osiecka w tej powieści jest nieobecna.

Zbigniew Mentzel – prozaik i felietonista. Wydał m.in. powieść „Wszystkie języki świata” finalistkę Nagrody Nike. Opublikował również dwa tomy rozmów z Leszkiem Kołakowskim „Czas ciekawy, czas niespokojny” oraz jego biografię „Kołakowski. Czytanie świata”. Jego najnowsza powieść „Krzycz! Teraz” właśnie się ukazała nakładem Wydawnictwa Znak.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWłosi pod okiem Ferdinando de Giorgiego szykują się do ME
Następny artykułFestyn Rodzinny w Łękawie