A A+ A++

Gdyby wierzyć w dobre intencje, można by pomyśleć, że to nieudana próba okazania przez białego artystę solidarności z czarnymi mieszkańcami USA. Problem w tym, że performance wykonał Uwe Max Jensen, na co dzień członek duńskiej radykalno-narodowej partii Sturm Kurs, odpowiednika polskiego ONR-u.

Wszystko to wstęp do wystawy zapowiadanej jako ta, która oddaje pole artystom niepokornym i takim, którzy przez swoją bezkompromisowość nie mają czego szukać w głównym nurcie świata sztuki. O wystawie zrobiło się głośno jeszcze przed wernisażem. Okazało się, że na liście przygotowanej przez kuratorów znaleźli się tacy artyści jak wspomniany Jensen czy Szwed Dan Park, twórca skazany za propagowanie faszyzmu i otwarcie popierający działalność Andersa Breivika, odpowiedzialnego za masakrę na wyspie Utoya. Wszystko to sprawiało, że wystawa od początku pachniała skandalem.

Tymczasem dzień po wernisażu w Zamku Ujazdowskim unosił się inny, jakby dobrze znany zapach. W nos uderzała mieszanina przypalonej grzanki z serem i słonej przyprawy do zupy. Jakby elegancka restauracja w zamku, wraz z nadejściem nowego dyrektora, ustąpiła miejsca szkolnej stołówce. Zapach świetnie akompaniuje wystawie, która w niczym nie przypomina pracy poważnej instytucji sztuki. Momentami wygląda raczej jak pokaz prac zbuntowanej młodzieży szkolnej.

Już na wstępie dostajemy prace dwóch największych skandalistów. Uwe Max Jensen przedstawia kolaże, w których łączy zdjęcie żydowskiego getta, z twarzą Elvisa Presleya. Tytuł pracy „In The Ghetto”. Nie potrafiłbym tłumaczyć tego żartu, bez przewracania oczami. Jest ikoniczne zdjęcie ze zdobytego w 1945 roku Berlina, na którym zamiast radzieckiej, żołnierze zatykają tęczową flagę.

Centrum Sztuki Współczesnej. Przeróbka słynnego zdjęcia ze zdobytego Berlina na wystawie „Sztuka Polityczna”


Centrum Sztuki Współczesnej. Przeróbka słynnego zdjęcia ze zdobytego Berlina na wystawie „Sztuka Polityczna”

Fot.: Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Obok tych prac, zawieszono grafiki Dana Parka. Tu znowu zabawa techniką kolażu. Fotografia Andersa Breivika zestawiona z reklamowym zdjęciem firmy Lacoste. Adolf Hitler naklejony na czymś, co przypomina skrzynkę pocztową, chyba dlatego Parka określa się „prawicowym Banksym”.

Ta część wystawy wygląda jakby oddano ją w ręce anonimowych twórców z prawicowego forum internetowego. Problem w tym, że ci artyści nie są anonimowi, a ich intencje są jasne. Park zasłynął takimi działaniami, jak umieszczanie puszek z napisem „Cyklon B” w pobliżu synagogi w szwedzkim Malmo. W latach 90. sąd ukarał go za publiczne paradowanie ze swastyką. Teraz artysta, który Holokaust nazywa „żydowskim kłamstwem”, pokazuje w CSW zdjęcia Hitlera, a kuratorzy chcą nam wmówić, że to artystyczny męczennik, walczący z tyranią poprawności politycznej.

Ten radykalny ton jest jak trzęsienie ziemi, po którym – wbrew filmowej regule Alfreda Hitchcocka – napięcie raczej opada. Kolejne sale tropią wielorakie przekłamania opinii publicznej, zmowy społeczne i mity. Wszystko to sprowadza się do refleksji, że systemy totalitarne, także te oparte na komunizmie są złe, prawo szariatu prowadzi do piekła kobiet, a Rosja to mocarstwo o zbrodniczych zapędach.

Banalne przemyślenia wyraża równie banalna forma prac. Nawet jeśli pokazują one ważne problemy – jak fotografie Agnieszki Kolek o sytuacji kobiet w krajach arabskich, to robią to tak naiwnie, że nie mogłem uwierzyć, że kuratorzy pozwolili sobie na prezentowanie ich w galerii sztuki współczesnej. Jeśli na wystawie pojawia się kwestia pedofilii w kościele, to wygląda to mniej więcej tak: artysta do kolorowego krzyża przybija pułapkę na myszy. Ciekawe, że nie wzburza to prawicowej opinii publicznej, choć kilka lat temu pod CSW protestowały tłumy, gdy ukrzyżowanego Jezusa przytulał artysta Jacek Markiewicz.

O tym, że rządzący w Centrum Sztuki Współczesnej od kilkunastu miesięcy Piotr Bernatowicz, chce wprowadzić do tej instytucji sztukę prawicową, mówi się od dawna. To, że ma do dyspozycji zaledwie garstkę polskich artystów, było rzeczą do przewidzenia. Tak jak w poznańskim Arsenale, gdzie sprawował władzę przez kilka lat, w CSW pokazuje prace Wojciech Korkucia. Na wystawie zobaczymy olbrzymi plakat jego autorstwa. Twarz prezydenta Władimira Putina ułożona na kościach, sugeruje, że mamy do czynienia z czymś śmiertelnie groźnym. W podpisie słowo „Russia”, w którym podwójne S imituje emblemat nazistowskiego Schutzstaffel. Szkoda, że kuratorzy nie sięgnęli po inne plakaty Korkucia. Na przykład te, które wykonał na potrzeby kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy. Pewnie nie pasowały do koncepcji wystawy, która ma pokazywać artystów niepokornych, a nie prorządowych.

Centrum Sztuki Współczesnej. Wystawa „Sztuka Polityczna”


Centrum Sztuki Współczesnej. Wystawa „Sztuka Polityczna”

Fot.: Albert Zawada / PAP

Wśród tych byle jakich prac gubią się nieliczne dobre dzieła. Trudno skupić się na sprawie prześladowanego w Białorusi artysty Alesia Puszkina albo w spokoju oglądać wzruszającą pracę Koreanki Gonsan Kim, mówiącą o terrorze w Korei Północnej, skoro między nimi ktoś z rozsypanych kawałków szkła usypał wrak samolotu.

Największą słabością tej wystawy jest niekompetencja kuratorów, Bernatowicza i Szweda Jona Eirika Lundberga. Nie zauważyli oni chyba, że wszystko, co uznają za bezkompromisowe i aktualne, jest tylko marną kopią sztuki budzącej kilka dekad temu prawdziwe emocje. Nie trzeba szukać daleko, wystarczy popatrzyć na działania polskiej Gruppy, malarzy z lat 80., którzy za swoje, często satyryczne obrazy, celujące w reżim komunistyczny, płacili karierami akademickimi i artystycznymi.

Jeśli Piotr Bernatowicz szukał kogoś, kto będzie prawicowa odpowiedzią na twórczość Olivera Frljicia, którego „Klątwa” wzbudziła w środowiskach katolickich prawdziwe poruszenie, to sztuka ta udała się tylko do pewnego stopnia. Frljic jest skandalistą, ale tym różni się od Dana Parka, że łamiąc zasady nie uciekał się do przestępstwa. Wystawianie w publicznej instytucji prac, które podpadają pod konkretne paragrafy, choćby te o szerzeniu mowy nienawiści, to rzecz której powinna przyjrzeć się prokuratura.

W Szwecji Park został skazany. W Polsce, nawet gdyby jego sprawa trafiła do sądu, prawnicy Ordo Iuris, zaprzyjaźnieni z dyrektorem Bernatowiczem, pewnie wzięli by go w obronę i udowodnili, że jego twórczość to tylko „żart” . Żart, za który nikt nie weźmie odpowiedzialności. Dlatego wystawa w CSW jest jak jak przejazd Harleyem przez miasto. Ma być głośno. Tak głośno, żeby ktoś zwrócił wreszcie na nich uwagę.

Udało się, uwaga mediów skupiła się na wystawie. W weekend o wybrykach Parka i Jansena pisano w międzynarodowej prasie artystycznej. Nagranie z wernisażu rozeszło się po sieci dzięki OKO.press. Wystawa, która w tytule ma politykę, może rzeczywiście stać się polityczna, jeśli performance, na którym Jansen biega z flagą Konfederacji i parodiuje George’a Floyda obejrzą w ambasadzie USA. I wkrótce może się okazać, że minister Gliński, który tak chętnie pokazuje się w asyście dyrektora Bernatowicz, będzie musiał tłumaczyć się ze sztuki, dla której nie ma wytłumaczenia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł48 interwencji po dużych opadach w rejonie Kielc. Strażacy przygotowują się na popołudnie
Następny artykułSamorządy poznają szczegóły subwencji rządowych pod koniec roku