Sposobem bycia przypomina największe gwiazdy NBA, ale za drogimi samochodami i biżuterią kryje się człowiek o wielkim sercu z blizną na psychice. W Holandii uważają go za dziwaka, acz on sam może nazywać się wielkim szczęściarzem. Był dręczony, żył w biedzie. Potem dał się wchłonąć przez mroczną stronę życia i sam zadawał ból, łamał prawo. Gdyby nie futbol, dzisiaj Memphis Depay może już by nie żył zaszlachtowany gdzieś na przedmieściach holenderskiego Moordrecht. Przeszedł jednak drogę przez mękę z powodzeniem, wyszedł na ludzi. Teraz jest piłkarzem wyjątkowym, spełnił marzenie i nosi koszulkę Barcelony. Ale zanim do tego doszło, wiele rzeczy musiało się wydarzyć. Depay, jego historia.
Cierpienia młodego Depaya
Dzieciństwo Holendra nie było usłane różami. Ba, mowa o prawdziwym piekle, które zapoczątkował ojciec piłkarza. Kiedy Memphis Depay miał trzy lata, nie był jeszcze do końca świadomy tego, co się wokół niego dzieje. Ale pewnego dnia poczuł, że wydarzyło się coś złego. W domu brakowało taty, mamę zobaczył zapłakaną. Dopiero w przyszłości zrozumiał, że człowiek, na którym spoczywała odpowiedzialność za rodzinę, po prostu ją porzucił. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Z biegiem lat okazało się, że matka nie może służyć za autorytet. Zakochała się w sąsiedzie, związała się z nim. Memphis miał wówczas dziewięć lat i musiał przeprowadzić się do miejsca, w którym oprócz niego żyło piętnaścioro rodzeństwa. Dla nich był ciałem obcym, był spychany na margines. Z nikim się tym nie dzielił, w szkole płakał schowany pod biurkiem na samą myśl o powrocie do domu.
Na co dzień musiał borykać się z patologią, aż w końcu nią przesiąkł. Był bity, dręczony i wyzywany bez żadnych ogródek. – Nazywali mnie małpą, rakiem, gównem. Kilka razy grozili mi nożem. Raz jeden z chłopców przyłożył mi do ucha kombinerki i mocno ścisnął – napisał w swojej biografii Depay. – Zawsze miałem wrażenie, że dorastałem w dżungli. Lew to dla mnie król dżungli, a ja zawsze trzymałem się na nogach, choć było ciężko.
Dzisiaj ów lew symbolizuje jego życiową drogę i charakter, Depay nosi go na plecach. W przeciwieństwie do nazwiska, którego nie zobaczymy na jego koszulce. 27-latek nie chce być kojarzony z ojcem nawet mimo faktu, że kilka lat się z nim pogodził.
Memphis Depay. Kim jest piłkarz Barcelony?
Kiedy Memphis dorastał, w życiu rodzinnym nie było mowy o stabilizacji. Cierpiały finanse, nie mówiąc o trudnych przeżyciach emocjonalnych. Na domiar złego przybrany ojciec Depaya zniknął, kiedy wygrał pieniądze na loterii. Po tym wydarzeniu matka, Cora Schensema, wylądowała w szpitalu dla ludzi z problemami psychicznymi. Memphis musiał przenieść się do domu dziadków od strony matki, którzy później odegrali ważną rolę przy próbie wyprowadzenia wnuczka na prostą. Szczególnie miejsce w jego sercu zajął dziadek, którego Holender upamiętnił na swoim ciele specjalnym tatuażem. Zanim jednak w smutnej codzienności Memphisa nastąpił przełom, jeszcze jako młody nastolatek poznał ciemną stronę życia, po której wielu zostaje na zawsze.
W wieku 12 lat zaczął pić alkohol, do tego handlował narkotykami, wpadł w szemrane towarzystwo. Przemawiał przez niego ból, dlatego chciał sprawiać go innym. Memphisowi zależało, żeby słabsi od niego cierpieli tak jak on. Był zepsutym dzieckiem, wówczas sprawiającym wrażenie nie do uratowania. – Memphis dorastał z poczuciem, że nie ma nikogo, z kim mógłby porozmawiać. Nigdy nie było mu łatwo. Moordrecht, w którym się urodził, jest typowym średniej wielkości holenderskim miastem, w którym pojawiły się konflikty rasowe, częste w tamtym okresie – opowiadał Sjoerd Mossou, holenderski dziennikarz, który doskonale zna historię Depaya. – W szkole też było mu trudno. Był szczególnym dzieckiem i szybko dostał etykietę złego chłopca. Rodzice nie chcieli, żeby ich dzieci bawiły się z Memphisem. Nigdy nie zaprosili go na imprezę urodzinową – mówiła w jednym z wywiadów matka.
Depay w wyniku przeżyć w dzieciństwie stał się twardy, ale też nieufny, narcystyczny i buntowniczy. Z jednej strony to nie pomagało mu w socjalizacji, bo był notorycznie wyrzucany z kolejnych szkół, a z drugiej właśnie dzięki temu był zdolny do rywalizacji ze starszymi chłopcami. Holenderscy skauci i trenerzy przyznawali, że to życiowa samotność z piłką przy nodze skierowała go na drogę zawodowego piłkarza. – Oczywiście, że martwiłem się jego zachowaniem, jednak sportowa mentalność Memphisa była wspaniała – powiedział swego czasu szef skautów PSV Eindhoven, Rini de Groot.
Śmierć dziadka momentem zwrotnym
Mówiąc dosłownie, Depaya z piekła wyciągnął futbol. Kiedy Holender trafił do szkółki PSV, nadal był nieokrzesanym chłopcem, wciąż łamał prawo. Ale miał w życiu jakąś rutynę, pole do rywalizacji, które choć na kilka godzin wyganiało z głowy myśli o narkotykach czy alkoholu. Memphis wykazywał ogromny potencjał, piął się po młodzieżowych szczeblach, aż w końcu zadebiutował w seniorskiej drużynie. Efekty? 124 spotkania, 50 bramek, 29 asyst. Status pierwszoplanowej gwiazdy Eredivisie, wyrobiona marka w Europie, apetyt na więcej. Nie każdy trener miał z nim raj na ziemi, ale to było do przewidzenia. Depay potrzebował specjalnego traktowania, zdarzało mu się ubierać szaty łobuza.
„Z Memphisem znamy się od momentu, w którym awansował do pierwszego zespołu PSV Eindhoven w sezonie 2011/2012. Grałem tam i wiedziałem, że Memphis ma bardzo silny charakter. Raz bardzo ostro sfaulowałem go na treningu i chciał się ze mną bić!”
Marcelo, były zawodnik Wisły Kraków i PSV, teraz Lyonu
Jeszcze zanim doszło do takiego rozkwitu kariery, Memphis po raz ostatni zrobił coś, co łączyło go z mroczną stroną. W 2010 roku, kiedy Holandia rozgrywała fantastyczny mundial w RPA, 16-letni Holender wraz z kolegami włamał się do czyjegoś mieszkania. Jeden z nich kazał szukać kokainy, to była zawodowa i przemyślana akcja. – Ci faceci wiedzieli, co należy robić. Wiedzieli, gdzie są narkotyki oraz inne niebezpieczne rzeczy. A ja? Chwilę po tym wydarzeniu oglądałem piłkarzy, którzy grali w finale mistrzostw świata. Byli na scenie, o jakiej marzyłem. W tym samym momencie trafiłem do odległego świata, spędzając czas z ludźmi, którzy odpoczywali z kilogramem koksu na stole – opowiadał w swojej biografii Depay.
Koniec takich występków miał miejsce dopiero w momencie, gdy zmarł dziadek Depaya. To był punkt przełomowy oddzielający życie na marginesie społecznym od myślenia jak zawodowy piłkarz. Wówczas Memphis zdał sobie sprawę, co naprawdę chciałby osiągnąć. Po kilku świetnych sezonach w PSV o jego nazwisku mówiło pół Europy, aż w końcu nastąpiła kolejna poważna zmiana w jego przygodzie. Transfer do Manchesteru United, do którego namówił go Louis van Gaal, wcześniej selekcjoner reprezentacji Holandii.
Jako że Depay miał – i wciąż zresztą ma – bardzo wąskie grono osób, którym może zaufać (według hiszpańskich mediów to zaledwie 10 osób), ten kierunek wydawał się naturalny. Piłkarz poszedł za swoim trenerem z kadry narodowej, co, jak wiemy, w przyszłości wydarzyło się po raz kolejny.
Memphis Depay w Manchesterze United – nieszczęśliwy przystanek
Mówiąc wprost, przygoda Depaya na Wyspach to porażka. 53 występy, 7 goli i 6 asyst. Do tego jeden wstydliwy mecz w rezerwach przeciwko Norwich. Wtedy Manchester United U-23 wygrał 7:0, jedyny raz tak wysoko w sezonie 2015/2016. Depay zaliczył trzy asysty, ale nie wyczynem na boisku zapisał się tamtego dnia najbardziej. – Memphis wyszedł na Stoke na wyjeździe i nawalił przy ich golu, trener ściągnął go po 45 minutach. Van Gaal powiedział mu, że pojedzie na spotkanie rezerw następnego dnia. Po meczu mówię mu: „Słuchaj, to będzie dla ciebie trochę trudne. Nie bierz swoich bajeranckich rzeczy”. Co zrobił Memphis? Pojawił się na meczu ze swoim Rolls Roycem, ubrany w czerwoną skórzaną kurtkę i czapkę kowbojską. Pomyślałem wtedy „jaki jest w tym sens?” – opowiadał później Wayne Rooney na łamach „Daily Mail”.
Kiedy w klubie Louisa van Gaala zastąpił Jose Mourinho, Depay przeżył pierwszy taki okres w karierze. Został całkowicie zepchnięty na margines. W rundzie jesiennej rozegrał 134 minuty, Portugalczyk najzwyczajniej w świecie pokazał mu drzwi. To było pewne, że wraz z nowym rokiem (2017) obecność Holendra w Manchesterze kompletnie mijała się z celem. Tym samym piłkarz, za którego wydano 34 mln euro, trafił do Olympique’u Lyon za 16. Nie tyle przegrał z realiami Premier League, co bardziej po prostu przegrał z samym sobą.
TRANSFER Z LAPTOPA. JAK KOMPUTER WYLICZYŁ SUKCES DEPAYA
Konkretny fragment z biografii 27-latka wiele wyjaśnia, dlaczego stało się tak a nie inaczej:
„Będąc w Manchesterze, pogubiłem się. Zajęło mi pięć lat, aby do tego dojść. Wtedy obwiniałem każdego: Van Gaala, Mourinho. Czułem się, jakby świat stanął przeciwko mnie. Nie winiłem samego siebie. To było frustrujące, że nie potrafiłem osiągnąć mojego optymalnego poziomu. Adaptacja zajęła więcej czasu, niż przypuszczałem. Miałem też problemy z grą w defensywie. Moja boiskowa swoboda została ograniczona, ograniczyło to moje walory. W PSV pozwalano mi szukać wolnych przestrzeni i podążać za instynktem. W United musiałem wykonywać taktyczne rozkazy Louisa van Gaala, bo inaczej straciłbym miejsce w drużynie. Van Gaal nie lubi zawodników, którzy nie stosują się do jego poleceń.
Zatraciłem się. Po treningu wracałem do domu i nie chciałem nikogo widzieć. Mentalnie był to bardzo zły okres. Pogarszało się to każdego dnia. Patrząc z innej perspektywy, miałem dobre życie: bycie częścią jednego z największych klubów na świecie, mieszkanie w pięknym domu z basenem, razem z moją dziewczyną Gigi, jeżdżenie Rolls Roycem. Czułem się jednak nieszczęśliwy. Po raz pierwszy straciłem ochotę do gry w piłkę. Najpiękniejsza rzecz w całym moim życiu – futbol – przyprawiała mi wielkiego smutku. Frustracja rosła z każdym dniem i nie miałem pojęcia, jak to zmienić. Teraz zrozumiałem, że problem nie leżał tylko we mnie. Zwątpiłem również w Boga. To był prawdziwy powód mojego poczucia samotności. Nie uda ci się, jeśli sam będziesz musiał radzić sobie z własnymi problemami.”
Lyon idealnym miejscem na ziemi
Po niespełna półtora roku w Premier League przyszedł czas na podbój Ligue 1. Ligi mniej cenionej, więc był to krok w tył, ale jakże ważny w karierze Depaya. 178 meczów, 76 goli i 55 asyst, gol lub asysta średnio co 101 minut. Opaska kapitana, najważniejsza postać zespołu, jeden z najlepszych piłkarzy Ligue 1. No i wisienka na torcie, czyli imponujący sezon 2020/2021, w którym Memphis brylował w bardziej szczegółowych statystykach. Sam przyznał, że na francuskich boiskach przeobraził się w piłkarza kompletnego.
- Najwięcej kluczowych podań z gry (94), więcej niż Neymar
- Najwięcej akcji indywidualnych tworzących sytuację bramkową (29), więcej niż Mbappe
- Trzecie miejsce pod względem udanych dryblingów ex-aequo z Mbappe (88)
– Miałem zaledwie 23 lata, gdy przyjechałem do Lyonu. Zmieniłem się, dojrzałem. Tutaj stałem się mężczyzną. Gdy patrzę w przeszłość, myślę, że to wspaniała rzecz. Zbudowałem wspomnienia, które pozostaną w mojej głowie na długi czas. Tutaj był mój dom, grałem w Champions League, stałem się kapitanem. W tym sporcie nie jest łatwo żyć w zgodzie z samym sobą. Jeśli nie jesteś silny, skłaniasz się ku zmianie swojego charakteru tak, żeby inni cię zrozumieli. Wtedy stajesz się kimś, kim nie jesteś. Jestem dumny z tego, że żyję w zgodzie z samym sobą, ale też zmieniłem się na lepsze. Mam w sobie więcej spokoju i odpowiedzialności. Bardziej myślę o tym, żeby pomyśleć dwa razy przed reakcją. Kiedy byłem młodszy, bardziej skupiałem się na sobie. Teraz mam inne podejście – opowiadał Depay w wywiadzie dla „L’Equipe” przed transferem do Barcelony.
Rozwoju Depaya nie zahamowało nawet zerwanie więzadła krzyżowego w sezonie 2019/2020, kiedy 27-latek musiał opuścić aż 30 spotkań. Liczby mówiły jasno: Holender zjadł tę ligę i kwestią czasu był awans sportowy. Jako że jego kontrakt wygasał w czerwcu 2021 roku, a Ronald Koeman świetnie znał Memphisa z reprezentacji i został trenerem Barcelony, dalszy kierunek w przygodzie z piłką mógł być tylko jeden.
Memphis Depay. Showman, którego potrzebowała Barcelona
Przed transferem część hiszpańskich kibiców miało obawy, żyło w przeświadczeniu, że tak jak Depay nie poradził sobie w Manchesterze United, tak też problem z adaptacją może pojawić się w klubie stojącym wyżej w swej elitarności. Ci sami ludzie zapominali jednak, że Holender przeszedł wyraźną przemianę wewnętrzną. Sześć lat temu to był zupełnie inny piłkarz na gruncie mentalnym, 21-latek, który się zagubił i cierpiał na niesprzyjające okoliczności. Ale kiedy po raz pierwszy wkroczył na Camp Nou z piłką przy nodze, wszelkie wątpliwości rozmyły się w mig. Widownia zobaczyła człowieka, który sprawiał wrażenie, jakby każdy tysiąc na trybunach więcej dawał mu dodatkowej mocy.
Depay nie wygląda jak cichy i skromny uczeń barcelońskiej szkółki – on ma dość krzykliwy styl bycia, którego trudno na ulicy nie zauważyć. Obecnie nie ma w Barcelonie innego piłkarza, który w tak dużym stopniu skupiałby na sobie uwagę. W tym kontekście też można było się zastanawiać, czy fakt inności nie przeszkodzi mu w sprzedaniu najlepszego „ja”. Zlatan Ibrahimović coś o tym wie, bo niegdyś chował swoją prawdziwą naturę z myślą, żeby zadowolić Pepa Guardiolę. To podejście zabrało jednak Szwedowi przyjemność z gry w piłkę, ot, mimo przeogromnej klasy piłkarskiej dało się odczuć, że akurat ten zawodnik dusi się w tamtejszej Barcelonie. On również był kolorowym ptakiem, postacią jaskrawą.
Choć to dopiero początek przygody Depaya w stolicy Katalonii, na razie trzeba powiedzieć, że w tak specyficznym środowisku jak Barcelona 27-latek odnajduje się znakomicie. Bije po oczach przede wszystkim jego pewność siebie na boisku i poza nim, ale nie arogancja. Ogromny luz, ale nie lekceważące podejście względem obowiązków. Mentalność lidera i showmana zarazem. No i jakość, z której wynikają bramki, asysty, dryblingi, po prostu rzeczy ponadprzeciętne. W tej smutnej rzeczywistości, w jakiej znalazła się „Duma Katalonii” po odejściu Messiego, Depay wydaje się być idealnym lekiem na kaca. Daje radość, przyjemnie ogląda się go w akcji. Co ważne – to nie jest tanie widowisko podszyte nonszalancją czy upokarzaniem rywala. To nie Neymar.
Bezcenny game-changer dla klubu i reprezentacji
Kiedy wchodzisz do Barcelony bez kompleksów jak Depay, automatycznie stajesz się ulubieńcem tłumu. Warto podjąć ten wątek, bo to wcale nie jest takie oczywiste. Bywali bowiem naprawdę świetni piłkarze – najświeższym przykładem Philippe Coutinho – którzy osiągnęli w swojej karierze trochę więcej, mieli fajne CV i byli już ukształtowanymi zawodnikami, ale po wejściu do szatni Barcy tracili swój blask. To żadne novum. Ciężar tej koszulki, mimo że Katalończycy przeżywają najgorszy okres jako instytucja klubowa od dawna, ma tutaj fundamentalne znaczenie. Presja środowiska jest ogromna, a nie można zapomnieć o czynniku obecności Messiego. Nie należy traktować go za kluczowy, lecz niektóre postacie wcześniej wiodące w swoich klubach musiały oddać batutę Argentyńczykowi. Jak wiadomo, nie każdemu to wychodziło na dobre. Jako że legendy Barcy na Camp Nou już nie ma, droga do bycia numerem 1 jest szeroko otwarta.
Statystyki Depaya w Olympique Lyon:
- 2020/2021: 40 meczów, 22 gole i 12 asyst
- 2019/2020: 22 mecze, 15 bramek i 3 asysty
- 2018/2019: 47 meczów, 12 bramek, 16 asyst
- 2017/2018: 51 meczów, 22 gole, 17 asyst
- 2016/2017: 17 meczów, 5 goli i 8 asyst (tylko runda wiosenna)
Depay jest obecnie najważniejszym ogniwem w ofensywie Barcelony. W trzech meczach La Liga zdążył strzelić dwa gole, dorzucił asystę i asystę drugiego stopnia. Jest nie tylko efektowny, ale również efektywny. Przejął schedę po Messim w rzutach wolnych, ma wolną rękę pod bramką przeciwnika. Szczerze mówiąc, lepszego układu dla Holendra być chyba nie mogło. Jeszcze w barwach Lyonu dobitnie pokazał, że jako gość grający pierwsze skrzypce w zespole czuje się najlepiej. Dodając fakt, że gra w koszulce Barcy jest dla niego spełnieniem marzeń z dzieciństwa, życiową szansą od Boga – o czym Depay chętnie mówi w wywiadach i pokazuje w mediach społecznościowych – mamy do czynienia z potencjalnie topowym transferem w skali całej Europy. Oczywiście to ocenimy dopiero po sezonie, ale pamiętajmy, że od kilku lat nie tylko w realiach klubowych „synek Koemana” potrafi zachwycać.
Po okresie spędzonym w Anglii Depay musiał pracować na odzyskanie dobrej renomy, lecz w reprezentacji od dawna był liderem. Od debiutu w 2013 roku rozegrał 71 meczów, w których zanotował 33 gole i 25 asyst. Nie mówimy o napastniku, więc to wynik naprawdę godny pochwały. Początki miał trudne, trochę niemrawe, acz odkąd zaczął grać w barwach Lyonu (początek 2017 roku), a teraz jest w Barcelonie, dla kadry jest absolutnie bezcenny. W tym okresie: 44 mecze: 28 goli, 21 asyst. Ostatnio hattrick z Turcją, dublet z Czarnogórą. W poprzednich eliminacjach udział aż przy czterech golach z Niemcami, skalpy na Belgii, Francji czy Portugalii. Nie będzie herezją stwierdzenie, że Depay w pomarańczowych barwach wprost pożera swoich rywali. Kiedy zakłada koszulkę z herbem „Oranje”, wciela się w jednego z najlepszych zawodników na świecie.
Człowiek o wielu twarzach
Memphis Depay to jednak nie tylko wyczyny boiskowe. To marka, która o ile w Holandii nie cieszy się taj dużą aprobatą, o tyle na świecie wykracza znacznie ponad to, co niedzielny widz wie o tym piłkarzu. Skrzydłowy Barcelony dał się poznać po tym, że mimo swej ekstrawagancji jest też człowiekiem-filantropem. Pomaga dzieciom skrzywdzonym przez los, to ważny element jego osobowości. Kilka lat temu Depay założył fundację, która pomaga głuchoniemym i niewidomym dzieciom w Ghanie. Stamtąd pochodzi jego ojciec, tam też Depay lubi wpadać w odwiedziny.
– Z zewnątrz czasem wygląda jak zawodnik NBA: drogie samochody, wielkie domy, biżuteria, itd. Podoba mu się ten styl. W Holandii mamy takie powiedzenie „zachowuj się normalnie i już będziesz wystarczająco szalony”. Tutejsi ludzie wolą standardowe zachowania, które nie wykraczają poza wyznaczone granice. Wyobraźcie sobie zatem, jak wielu Holendrów postrzega Depaya. Widzą w nim dziwaka. W przypadku Frenkiego de Jonga jest wręcz przeciwnie – zauważa Sjoerd Mossou.
Memphis nagrywa utwory muzyczne, interesuje się modą, prowadzi własną markę odzieżową (MDC, Memphis Depay Clothing), której symbolem jest sposób, w jaki celebruje strzelone bramki. O swojej cieszynce powiedział kiedyś: – Ona wiele dla mnie znaczy. Ludzie zawsze będą mieli swoją opinię, a ja zawsze jestem otwarty na krytykę. Ale ostatecznie to ja podejmuję decyzje w swoim życiu. Głuchy i ślepy na świat. Religię uważa za kluczową część życia, jest człowiekiem mocno wierzącym. I, co chyba najważniejsze w przypadku tak wyjątkowej postaci, zachęca do bycia sobą. Prosty przekaz, ale jakże ważny i inspirujący na wielu płaszczyznach.
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS