A A+ A++

Ciągłość ta była – mimo wszystkich politycznych i społecznych zawirowań – zadziwiająca mimo przewrotów, zaborów, powstań, okupacji i rewolucji. Struktury społeczne są jednak trwalsze od osób. Dziedzictwo opresyjnych instytucji społecznych – takich jak pańszczyzna – wpływa na relacje władzy przez kolejne stulecia. Badania ekonomistów wydają się np. potwierdzać, że kraje o strukturze gospodarczej podobnej do Polski w przeszłości – gospodarcze monokultury eksportowe, w których wąskie elity panują nad pracującą przymusowo siłą roboczą – nawet wiele stuleci po zniesieniu systemu niewoli mają niższy poziom rozwoju gospodarczego i wyższy poziom nierówności społecznych. Istnieje na ten temat bogata literatura.

(…)

Dynamikę życia politycznego w Polsce w czasach nowoczesnych – czy to niepodległej, czy jedynie częściowo niezależnej, czy pod zaborami – cechowała cykliczność, której losy „S” stanowią tylko przykład (jeden z wielu). Cykl rozpoczynał się wówczas, kiedy wchodząca na scenę polityczną elita zaczynała zabiegać o poparcie warstw ludowych – składając im emancypacyjne obietnice. Mogła walkę o władzę przegrać (jak w 1794, 1830, 1846, 1848, 1863 czy 1905 r.) albo wygrać (jak w 1918 czy 1989 r.). Przeciwnik był zawsze wewnętrzny, w postaci osadzonych w aktualnym porządku elit (szlacheckich w 1794 r. czy komunistycznych w 1989 r.), ale także często zewnętrzny, w postaci np. administracji państw zaborczych. Obietnica składana warstwom ludowym była zawsze w swoim rdzeniu obietnicą emancypacji: wolności osobistej, zniesienia pańszczyzny, uwłaszczenia, reformy rolnej czy wreszcie samorządu robotniczego, lepszych zarobków czy szybszego przydziału mieszkań. Po ewentualnej wygranej zwycięska elita porzucała większość dawnych obietnic i zajmowała się konsumowaniem korzyści wynikających z udziału we władzy. Los dawnych socjalistów, którzy znaleźli się na szczytach II RP, jest pod tym względem znamienny.

Fakt, że III RP nie spełniła emancypacyjnych obietnic elit formujących „Solidarność”, nie jest więc wyjątkiem. Przeciwnie: stanowił w naszych dziejach historyczną normę.

Emancypacyjne ostrze miał – co warto wypowiedzieć wprost – także nacjonalizm (jako obietnica, nie praktyka władzy). U progu XX w. zarówno nacjonaliści, jak i socjaliści proponowali budowę nowego demokratycznego ładu i szerszej – obejmujących także lud, a nie tylko elity dawnego społeczeństwa szlacheckiego – wspólnoty politycznej. Nacjonaliści postrzegali tę wspólnotę jako ograniczoną do etnicznych mieszkańców ziem polskich, mówiących po polsku i przynajmniej akceptujących kulturalną dominację katolicyzmu (a najlepiej także będących katolikami). Wskazani przez liderów ruchu nacjonalistycznego i jego prasę wrogowie wewnętrzni, Żydzi, oraz zewnętrzni – zaborcy i okupanci – stanowili wygodne oraz, jak się okazało, bardzo skuteczne narzędzie mobilizacji.

Warstwy ludowe wcale nie były przy tym nieme. Lud wyrażał swoje propozycje polityczne wielokrotnie – czy to w tzw. suplice torczyńskiej, w korespondencjach nadsyłanych ze wsi do prasy ludowej na przełomie XIX i XX w., wreszcie w postulatach zgłaszanych przez robotników czy w PRL, czy w okresie „Solidarności”. Zwykle nie były one realizowane, a w każdym razie nie od razu.

Mimo tej cyklicznej dynamiki ludowe dzieje Polski są jednak historią emancypacji, wydartej i wywalczonej. Utopijne marzenie w jednym cyklu politycznym stawało się postulatem w następnym, a zazwyczaj – mimo nawracających fal społecznej reakcji – zwycięstwem w jednym z kolejnych cykli. W sumie więc ludowa historia Polski – mimo ogromu cierpień, nieszczęść i niesprawiedliwości, których opisy zapełniają karty tej książki – niesie budujące przesłanie.

(…)

Uważny czytelnik dostrzeże oczywiście w opowiedzianej właśnie historii Polski znacznie więcej elementów ciągłości, które łączą dzieje epok często odległych ze współczesnością. Dotyczy to zarówno kwestii wielkich, jak i drobnych.

Wyobrażenie cech przypisywanych przez elitę warstwom ludowym niewiele się zmienia. Lud elicie jawi się niezmiennie jako niewdzięczny, leniwy, roszczeniowy, niegodny zaufania. Elity mają do niego pretensje, że często nie wykazuje oczekiwanego poziomu lojalności w godzinie, w której konkurencja podważa ich pozycję – np. podczas wojny (ale także wyborczego starcia z wewnętrznymi rywalami). Także dysfunkcje instytucjonalne różnych organizmów państwowych istniejących na ziemiach polskich miały często uderzająco stały charakter. Inspekcja pracy (jakkolwiek się w różnych okresach nazywała) zawsze była niedofinansowana i słaba, a prawo pracy często widniało jedynie na papierze. Normy bezpieczeństwa i higieny pracy w przemyśle na ziemiach polskich były notorycznie łamane, a w każdym razie stale na to narzekano – od XIX w. aż po III RP. Zamiast przestrzegać formalnych reguł zatrudnienia nakazywanych przez prawo, pracodawcy woleli myśleć o sobie jako o patriarchalnych ojcach (wyobrażonej) wspólnoty w folwarku, biurze czy w fabryce: taki stosunek wobec pracowników łączył fabrykanta i ziemianina z XIX w., dyrektora w zakładzie z PRL, wreszcie biznesmena z lat 90. XX stulecia. Podatki i inne daniny przez większą część naszych dziejów (o ile w ogóle istniało państwo polskie, mogące decydować o ich wysokości) miały degresywny charakter: obciążały proporcjonalnie bardziej lud niż elity. Zobowiązania podatkowe w III RP, w której najzamożniejsi podatnicy płacą proporcjonalnie najmniej, to tylko powrót do wielowiekowej historycznej tradycji naszego kraju. Społeczna rola masowej emigracji pozostała również bardzo podobna od końca XIX w. aż po czasy najnowsze. W istocie postawy emigrantów i reemigrantów wobec własnego kraju są uderzająco podobne zarówno dzisiaj, jak i w XIX w.

Radykalizm społeczny na ziemiach polskich – dodajmy – był także zazwyczaj dużo bardziej umiarkowany niż na Zachodzie, z którego płynęły na ziemie polskie emancypacyjne idee. Polscy jakobini byli mniej radykalni od francuskich, podobnie jak Lewica Razem w XXI w. ma mniej radykalne postulaty programowe od lewicy w Wielkiej Brytanii czy Francji. Być może wynikało to w części z faktu, że polscy radykałowie zazwyczaj musieli dopiero walczyć o społeczne zmiany, które na Zachodzie dawno traktowane były jako coś oczywistego i stanowiły niekwestionowany element społecznego porządku. Nawet umiarkowane – z perspektywy Zachodu – postulaty emancypacyjne budziły grozę u dużej części polskich elit, które stawiały im opór, czy to w czasach stanisławowskich, czy w okresie rewolucji 1905 r., czy w dwudziestoleciu.

Od wieku XVIII w niewielkim stopniu ewoluowały także racjonalizacje, którymi elity na ziemiach polskich uzasadniały sprawowaną przez nie władzę. Warstwy uprzywilejowane uważały, że na nich spoczywa odpowiedzialność za „sprawę narodową”, a więc odbudowanie i zarządzanie aparatem państwa; lud zaś wymaga opieki, czyli edukacji i formacji w duchu posłuszeństwa stworzonym właśnie przez narodowe elity instytucjom. W zamian za poświęcenie w walce o niepodległość należą się im naturalnie przywódcze role (a wraz z nim stosowny prestiż i dochody) w nowo powstałym lub odbudowywanym aparacie państwowym. Być może tak zachowują się i tak myślą przedstawiciele elit władzy, pieniądza i prestiżu pod każdą szerokością geograficzną i taka perspektywa jest po prostu związana z ich statusem. Ta książka jest jednak przede wszystkim o Polsce. Polska zaś zmienia się przez stulecia w znacznie mniejszym stopniu, niż się Polakom wydaje.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLaureaci konkursu “Lajkuję- nie hejtuję” odebrali nagrody
Następny artykułSoboń: Dziś lub jutro wypracujemy całość umowy społecznej z górnikami