Tylu znawców tematu życia Maxa Pinkusa i jego największego dzieła – tzw. Biblioteki Śląskiej – nie często spotyka się w jednym miejscu. Tak wydarzyło się w poniedziałek 1 lipca z inicjatywy dyrektora Muzeum Ziemi Prudnickiej Marcina Husaka w Centrum Tradycji Tkackich. Do legendarnego menagera zakładów Fränkla nawiązywano w ośmiu wykładach. Ich tematyka była bardzo różnorodna.
Tajemnicza kobieta
Jest początek lat dwudziestych XX wieku. Prudnicka fabryka włókiennicza z trudem przetrwała kryzys wywołany I wojną światową, a dodatkowym problemem dla rodziny fabrykanckiej są powojenne zmiany ma mapie Europy. Powstanie Czechosłowacji wiąże się bowiem z utratą przez Pinkusów majątków ziemskich zlokalizowanych na terenie nowopowstałego państwa. Jakby tego było mało, Max Pinkus przeżywa osobisty dramat, jakim jest śmierć ukochanej żony Hedwig w 1920 roku.
Nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak – fabrykant poznaje jednak niedługo później tajemniczą kobietę, z którą snuje plany małżeńskie. Rodzina dowiedziawszy się o nich, mówi zdecydowane „nie”. Czy tym, który jako pierwszy sprzeciwił się planom matrymonialnym Pinkusa mógł być jego syn Hans Hubert? „On jest miły i dobry dla mnie, ale nie potrafimy właściwie dyskutować” – tak pisze o relacjach z synem Pinkus we wspomnieniach spisanych po śmierci żony. I kolejne pytania: czy chodziło wyłącznie o kwestie spadkowe, czy też może jeszcze jakieś inne? Tego możemy się dziś jedynie domyślać, choć na taką wersję wydarzeń stawia jeden z prelegentów lipcowej konferencji – profesor Krzysztof A. Kuczyński, który odkrył postać Maxa Pinkusa dla polskiej nauki. To właśnie on podejmuje się ustalić tożsamość owej nieznanej kobiety, a przynajmniej określić jakieś poszlaki. I tak też przypomniał w Centrum Tradycji Tkackich finał nieszczęśliwej miłości – Max Pinkus w obliczu sprzeciwu rodziny co do jego małżeńskich planów podcina sobie – na szczęście nieskutecznie – żyły. Tak to zapamiętał jeden z przyjaciół syna fabrykanta – pisarz Otto Flake, którego wspomnienia przetłumaczył niedawno Marcin Domino, jeden z badaczy tematu: Wysoce uzdolniony radca komercjalny nosił lewe ramię w temblaku. Przeżywał drugą młodość i chciał poślubić młodą kobietę. Kiedy zainterweniowała rodzina, dla zachowania twarzy próbował podciąć sobie żyły.
Max Pinkus przeżywa i na tym świecie pozostaje jeszcze czternaście lat, do połowy lat dwudziestych stając na czele fabryki. Czy wątek opisywany powyżej jest najważniejszym w ocenie jego osobowości? Zapewne nie – jak sam przyznał profesor Kuczyński – ale z pewności stanowi smaczek i ciekawostkę badawczą. I tu profesor, choć z zaznaczeniem, że to jedynie domysły – przedstawił widowni swoje najnowsze ustalenia. Prowadzą one do sekretarki Gerharta Hauptmanna, zdobywcy literackiego Nobla i przyjaciela Pinkusa. Czy może to dziwić? Z pewnością nie. Obaj panowie wiedzą o sobie zapewne bardzo wiele, także o swoim życiu prywatnym. Pisarz jest częstym gościem w willi Pinkusa. Hauptmann w dramacie „Przed wschodem słońca”, którego prapremiera ma miejsce w 1932 rokum przedstawia historię opartą ewidentnie na życiu swojego przyjaciela, wszak podczas pierwszego pokazu w jednym z berlińskich teatrów nawet aktor odgrywający postać fabrykanta Clausena – a była nim ówczesna gwiazda teatru, słynny Werner Kraus – nosi na twarzy maskę z podobizną twarzy Pinkusa. I to – według Kuczyńskiego – ślady literackie prowadzą na trop, który może pomóc zidentyfikować tajemniczą kobietę. Ślady zakamuflowane w fikcji literackiej, ale stworzonej najpewniej na bazie realnego życia.
Elisabeth Jungmann, wspomniana już wyżej sekretarka Hauptmanna, zostaje nią tuż po wizycie Hauptmanna w domu Pinkusa – willi przy ulicy Nyskiej 2. To fakt, któremu nie można zaprzeczyć. I to jedna z poszlak, do której powrócimy przy końcu tego akapitu. A pozostałe też są interesujące i wpisane w postać jednej z kobiet z dramatu „Przed Wschodem Słońca” – której Hauptmann na potrzeby sztuki nadał imię Inken. Co ważne – nie jest to jedyna z postaci wzorowana na otoczeniu Pinkusa, co tylko dowodzi, że pisarz w swojej sztuce nawiązywał do autentycznych ludzi. I tak też: literacka Inken nie ma ojca; Elisabeth Jungmann w czasie poprzedzającym angaż u Hauptmanna również już go nie posiada; literacka Inken pracuje w zakładzie świadczącym opiekę nad dziećmi; Elisabeth Jungmann również w swojej karierze zawodowej notuje takie zatrudnienie; literacka Inken potrafi pisać na maszynie; Jungmann również jest stenopisarką; i wreszcie: Inken w czasie akcji dramatu nie ma pracy; w czasie poprzedzającym zatrudnienie u Hauptmanna pracy nie ma również Elizabeth Jungmann! (może to protekcja Maxa dała jej angaż u pisarza, a jego wizyta w willi Pinkusa służyła omówieniu sprawy?). Wreszcie: radca Clausen, postać wzorowana na Maxie, jest wdowcem, dokładnie tak, jak rzeczywisty fabrykant.
Jak podkreślał Krzysztof Kuczyński Elizabeth Jungmann nie stroniła od dobrze sytuowanych, starszych od niej mężczyzn. Czego dowodem choćby jej mąż, pisarz Henry Maximilian Beerbohm, po którym odziedziczyła willę w Rapallo. Pinkus – gdyby podejrzenia profesora okazały się trafne – w chwili decyzji o zamążpójściu byłby od Jungmann starszy o 37 lat. Czy to właściwy krok? Jak przyznał profesor – on wytycza szlak dalszych badań. Może znajdą się chętni?
Perły z biblioteki i perły…wiedzy
Owe siedem pereł to książki, które – gdyby wpadły dziś w czyjeś ręce – można po konkretnych znakach rozpoznawczych poznać jako te, które spoczywały na półkach Biblioteki Śląskiej przy ul. Nyskiej 2. A mówił o nich nie kto inny, jak biograf Pinkusa – dr Arkadiusz Baron, chyba jedyny żyjący człowiek na świecie (bez cienia przesady), który wie o niej tak wiele. Jak również o losach największego skarbu z książnicy Maxa – działu hauptmannowskiego, oszałamiającego swoim bogactwem, które przewyższało nawet zbiory samego Hauptmanna! Zbiór ten – przypomnijmy – zaginął po wojnie i nikt nie wie, gdzie dziś się znajduje i czy w ogóle ją przetrwał. Arkadiusz Baron ma swój trop – to dawna biblioteka im. Lenina w Moskwie, dziś dla naukowców niestety będąca niemal nieosiągalna. Dla zainteresowanych tematem – na końcu tego artykułu podamy linki do tekstów, w których na prudnik24.pl już przyglądaliśmy się niniejszym zagadnieniom. Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że jedną z książek, których znalezienie mogłoby oznaczać, że jej „sąsiadki” na półce jakiejś tajemniczej biblioteki to właśnie zaginiony księgozbiór Pinkusa, jest czarno-biały starodruk legendy o św. Jadwidze. Przy czym Baron zaznaczał, że nie mówimy o oryginalnym dziele, ale właśnie starodruku.
Bardzo interesującym elementem spotkania był wykład Marcina Husaka. Ten niestrudzony propagator wiedzy o prudnickich fabrykantach po raz pierwszy podzielił się ze światem własnymi skarbami: nieznanymi dotąd nikomu exlibrisami fabrykantów. I tu jedna uwaga. Dotychczas znane były dwa exlibrisy Maxa – wśród nich ten, przedstawiający wieżę ciśnień, sporządzony przez Maxa Ebersbacha w 1896 roku. Podczas spotkania poznaliśmy trzeci, na którego ślad wpadła Weronika Pawłowicz z Biblioteki Śląskiej w Katowicach. Jest to niezwykle błyskotliwy pokaz kunsztu wyobraźni. Znak, który Czytelnik zobaczy poniżej to w swej istocie fraza: „Max Pinkus”.
O ile jednak exlibrisy w przypadku miłośnika książek, jakim był Max Pinikus, nie są niczym dziwnym, o tyle wiedza o tym, że pozostali członkowie rodu również posiadali swoje, nie była dotąd poruszana. Marcin Husak poprzez swoje kontakty z kolekcjonerami z całego świata odnalazł znaki własnościowe kilku członków fabrykanckiej rodziny. O czym to świadczy? Że oni również kolekcjonowali książki, a na pewno posiadali je w domu, co mogło wiązać się z charakterystycznym dla Narodu Wybranego umiłowaniem wiedzy.
Zaprezentowane po raz pierwszy exlibrisy są gratką dla każdego miłośnika historii prudnickich fabrykantów. Zobaczyliśmy znaki własnościowe Hansa Huberta Pinkusa (świadczący o bujnym życiu…seksualnym przedsiębiorcy), Ernsta Fränkla (z widokiem na pałac przy ul. Piastowskiej, dzisiejszą siedzibę Zespołu Szkół Medycznych), córki Maxa Alice, żony Hermanna Fränkla Flory, Kurta Fränkla, czy jego żony Reny. Dyrektorowi Muzeum Ziemi Prudnickiej należą się szczere gratulacje za tak udane „łowy” za prudnickimi skarbami. Wy zobaczcie je teraz – co prawda zrobione telefonem komórkowym.
Innym z wykładów, o którym nie sposób tu nie napisać była prelekcja wspomnianej wyżej dr Weroniki Pawłowicz. Opowiadała ona o książkach Maxa Pinkusa, które w wyniku powojennych zawirowań znalazły się w dzisiejszej katowickiej Bibliotece Śląskiej. Jest to największy zachowany zbiór z biblioteki z willi przy ulicy Nyskiej – na pewno spory fragment dawnej Schlesierbücherei – choć w katowickiej książnicy nieskatalogowany. Pracownicy śląskiej instytucji co jakiś czas znajdują książki Pinkusa, wiele z nich z charakterystyczną pięczęcią „P”. Autor tego artykułu miał okazję również trzymać je w rękach, podczas pracy nad filmem dokumentalnym o fabrykantach. Jakich sfer życia śląska dotyczyły, w jaki sposób je rozpoznano – o tym wszystkim mówiła dzisiejsza opiekunka spuścizny menagera zakładów tekstylnych.
Inne wystąpienia? Krzysztof Huszcza z Uniwersytetu Wrocławskiego podsumował dotychczasową pracę badawczą w tematyce Maxa Pinkusa w wykonaniu Arkadiusza Barona i Krzysztofa Kuczyńskiego. Edward Białek (także UW) mówił o życiu i dokonaniach Victora Ludviga, przyjaciela Pinkusa, który we współpracy z nim wydał dwie bibliografie twórczości Gerharta Hauptmanna. Naukowiec omówił również pracę Natalii Południak (nie mogła przybyć), zatytułowaną: „Max Pinkus w świdnickim periodyku Wir Schlesier! i kwartalniku Schlesien” (w tych przedwojennych wydawnictwach wspomina się o Neustadt i bibliotece Maxa), a Agnieszka May-Bednarz z Muzeum Miejskiego „Dom Gerharta Hauptmanna” w Jeleniej Górze rozprawiała o pinkusianach, jakie zachowały się w tej instytucji (jej siedziba to willa, w której mieszkał noblista).
Co cieszy szczególnie? Jak zapowiedziano, pod koniec roku ukaże się pokonferencyjna publikacja, która poszerzy dotychczasową – a nie jest ona szczególnie bogata – bazę książkową zajmującą się tematyką Fränklów i Pinkusów.
Za tą pierwszą konferencję naukową w tak zacnym gronie o dotyczącą najważniejszego prudnickiego tematu historycznego, Marcinowi Husakowi należą się wielkie brawa. Fot. główne: Max Pinkus (po lewej) z synem Hansem Hubertem Pinkusem), źródło: Leo Baeck Institute
Maciej Dobrzański
A tu już polecane artykuły:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS