A A+ A++

fot.Ksawery Pilat/domena publiczna Bitwa pod Mątwami po potopie szwedzkim okazała się kolejnym gwoździem do trumny Rzeczpospolitej.

Po dziesięcioleciach krwawych wojen z Turkami, Tatarami, Rusią, Kozakami, tuż po dramatycznie wyniszczającym potopie szwedzkim polska szlachta zafundowała Rzeczpospolitej wojnę domową. Jej najkrwawszym, a zarazem najbardziej wstydliwym epizodem była bitwa pod Mątwami w 1666 roku. Do dziś uważa się ją za jedno z najczarniejszych wydarzeń w naszej historii.

Potop szwedzki, który przewalił się przez Rzeczpospolitą szlachecką w latach 1655–1660, okazał się niezwykle wyniszczający dla państwa. Kraj znalazł się na skraju upadku. Wojna z najeźdźcą z północy poskutkowała stratą około 30 proc. ludności, rolnictwo niedomagało, zdarzały się klęski głodu. Społeczeństwo było spauperyzowane, wrogowie nakradli, ile tylko się dało. Ścierali z powierzchni ziemi całe miasta.

Na domiar złego kryzys gospodarczy i społeczny współistniał z coraz większą anarchią i niewydolnością władzy monarszej, funkcjonującej w patologicznym systemie oligarchii.

Właśnie to próbował zmienić król Jan Kazimierz – przede wszystkim chciał zerwać z wolną elekcją i wprowadzić wybór króla jeszcze za życia aktualnego władcy (vivente rege). Miało to między innymi zapobiec dewastującym państwo latom bezkrólewia. Taki system ułatwiałby też dziedziczenie tronu. Podobny manewr zastosował wcześniej Zygmunt Stary, forsując na tron syna – Zygmunta Augusta. Po jego śmierci w efekcie ostrego konfliktu ze szlachtą przyjęto artykuły henrykowskie, blokujące możliwość takiej elekcji w przyszłości.

Gdy po vivente rege usiłował sięgnąć Jan Kazimierz, zawiązał się przeciw niemu sojusz części szlachty i wojska pod wodzą hetmana polnego koronnego Jerzego Lubomirskiego. Ten utalentowany dowódca szybko zgromadził odpowiednią liczbę wojaków gotowych pójść pod jego rozkazy. Miał opinię wielkiego wodza. Zresztą niebezpodstawnie – nie tylko walnie przyczynił się do wygnania Szwedów z kraju, ale też rozgromił sojusz kozacko-rosyjski w bitwie pod Cudnowem w 1660 roku.

W 1664 roku senatorowie z możnych rodów oskarżyli hetmana o zdradę, podburzanie wojska i spisek antykrólewski. Sąd, który nie krył nawet swojej stronniczości i niechęci wobec wpływowego Lubomirskiego, skazał go na banicję, utratę majątku i infamię.

Jerzy Lubomirski miał opinię wielkiego wodza. Zresztą niebezpodstawnie – nie tylko walnie przyczynił się do wygnania Szwedów z kraju, ale też rozgromił sojusz kozacko-rosyjski.

fot.Jolanta Krawczyk/CC BY-SA 3.0 Jerzy Lubomirski miał opinię wielkiego wodza. Zresztą niebezpodstawnie – nie tylko walnie przyczynił się do wygnania Szwedów z kraju, ale też rozgromił sojusz kozacko-rosyjski.

Zdegradowany hetman uciekł za granicę, konkretnie na Śląsk. Buławę po nim przejął jego dawny kompan z pola bitwy, któremu zresztą Lubomirski swego czasu uratował życie. Mowa o Janie Sobieskim. Lubomirski uwolnił go z niewoli podczas bitwy z kozakami pod Beresteczkiem, gdzie Sobieski został ranny. Dawne zasługi nie miały jednak znaczenia, gdy chodziło o aktualne roszady i układy personalne. Sobieski stanął po stronie króla.

Tymczasem Lubomirski nie bez pomocy obcych dworów zainteresowanych oczywiście tym, by Rzeczpospolitą utrzymywać w konflikcie, zdołał zgromadzić odpowiednie siły, żeby szablą domagać się sprawiedliwości. W 1665 roku w manifeście ogłosił się obrońcą wolności szlacheckiej, który walczy z „tyranią”, jaką rzekomo miał wprowadzić monarcha. Wzywał szlachtę do buntu. Tak zawiązała się konfederacja antykrólewska. To był początek bratobójczej wojny domowej.

Czytaj też: Czy to był najgorszy z władców Polski?

O jeden bród za daleko

W lipcu 1666 roku obie strony stanęły przeciwko sobie w okolicach wsi Mątwy (dziś dzielnica Inowrocławia) nad Notecią. Wydawało się, że Jan Kazimierz zgniecie buntowników. Miał wszystkie atuty w rękach. Dysponował większą armią, regularnym wojskiem z piechotą i artylerią oraz posiłkami z zagranicy – m.in. z Francji. Miał również pod komendą oddziały tatarskie i litewskie.

Na rezultacie bitwy zaważył fatalny błąd króla (popełniony zresztą za namową hetmana Sobieskiego). Jan Kazimierz zdecydował się przeprawić swoje wojsko na drugi brzeg Noteci. Bród na rzece był jednak bardzo wąski i niebezpieczny, co opóźniało przejście. W jednym rzędzie mieściło się zaledwie kilku jeźdźców, na dodatek woda miejscami była głęboka. Pokonanie rzeki zmieniło się więc w zaawansowaną operację logistyczną.

Wydawało się, że Jan Kazimierz zgniecie buntowników. Miał wszystkie atuty w rękach.

fot.Daniel Schultz/domena publiczna fot.Daniel Schultz/domena publiczna Wydawało się, że Jan Kazimierz zgniecie buntowników. Miał wszystkie atuty w rękach.

Mimo to początkowy przebieg starcia nie zwiastował katastrofy. Wręcz przeciwnie – kilkuset Litwinów, którzy jako pierwsi przeprawili się przez rzekę, zwycięsko wyszło z potyczki z oddziałem konfederatów. Po tym epizodzie władca wraz z Sobieskim i resztą dowódców nabrał przekonania, że rejon przeprawy jest bezpieczny, a buntownicy znajdują się jeszcze daleko. Mylił się – w rzeczywistości konfederaci uważnie obserwowali przebieg wydarzeń. Sprowadzili całe swoje siły za pobliskie wzgórze, zdając sobie sprawę, że przeciwnik tego nie wie.

Tragiczną w skutkach pomyłką – tym razem Sobieskiego – było również ustawienie królewskiego wojska po wejściu na drugi brzeg. Jazda pod wodzą hetmana po pokonaniu Noteci nie miała miejsca z tyłu, więc przepychała się na przód, stając przed oddziałami dragonów. Odcięła ich tym samym od możliwości prowadzenia ognia, ryzykując zarazem stratowanie przez własne konie, gdyby musiała się cofnąć. Tak rzeczywiście się stało.

Nieświadomi pułapki żołnierze kontynuowali przemarsz przez rzekę, gdy nagle ziemia zadrżała. Z pobliskiego wzgórza runęła na nich jazda konfederatów.

Mord współbraci

Atak był dla oddziałów Jana Kazimierza kompletnym zaskoczeniem. W szyki sił królewskich wdarł się chaos. Bezużyteczni, odcięci od możliwości prowadzenia ognia dragoni zostali stratowani przez konie. Sobieski na czele dwóch chorągwi jazdy (około 1000 ludzi) próbował odwrócić bieg wydarzeń i przypuścił atak na wroga, ale został rozbity. Musiał ratować się ucieczką. Buntownicy zepchnęli go do rzeki. Podczas rozpaczliwej przeprawy prawdopodobnie ranny został jego koń. On sam zgubił szablę i łuk.

Ci, którzy nie zdołali uciec z pola bitwy, głównie dragoni, ginęli z rąk konfederatów. Bitwa przerodziła się w rzeź. Część żołnierzy umykała przed rodakami na pobliskie bagna. Z relacji samego Sobieskiego wynika, że konfederaci dopuścili się zbrodni. Obiecali darowanie życia tym, którzy wrócą i się poddadzą, lecz w rzeczywistości zabijali jeńców w okrutny sposób, rąbiąc szablami. Nie starczyło litości dla „panów braci”. Hetman pisał do swojej ukochanej Marysieńki Zamojskiej:

Z tej okazji najwięcej zginęło ludzi, że skoro na błota uszli, wywoływali ich, dając im quartier i parol, a potem, zawiódłszy za górę, nie ścinali, ale rąbali na sztuki. Nie tylko Tatarowie, Kozacy nigdy takiego nie czynili tyraństwa, ale we wszystkich historiach o takim od najgrubszych narodów nikt nie czytał okrucieństwie. Jednego nie najdują ciała, żeby czterdziestu nie miał mieć w sobie razów, bo i po śmierci nad ciałami się pastwili.

Z polskich rąk zginęło wielu doświadczonych w bojach i zasłużonych żołnierzy – m.in. Stefana Czarnieckiego (on sam nie brał udział w starciu, zmarł niedługo wcześniej).

fot.Henryk Pillati/domena publiczna Z polskich rąk zginęło wielu doświadczonych w bojach i zasłużonych żołnierzy – m.in. Stefana Czarnieckiego (on sam nie brał udział w starciu, zmarł niedługo wcześniej).

Dziś szacuje się że z rąk konfederackich – czy to na polu bitwy, czy już w niewoli – zginęło 2,5 tysiąca żołnierzy królewskich. „Była to prawdziwa rzeź, a jednocześnie najkrwawsza bitwa na ziemiach polskich w XVII wieku” – komentował historyk, prof. Zbigniew Wójcik.

Pod Mątwami formalnie zwyciężył Jerzy Lubomirski, jednak w rzeczywistości przegrała Rzeczpospolita szlachecka. Z polskich rąk zginęło wielu doświadczonych w bojach i zasłużonych żołnierzy – m.in. Stefana Czarnieckiego (on sam nie brał udział w starciu, zmarł niedługo wcześniej). Tych ludzi zabrakło, gdy trzeba było znów bronić ojczyzny. Rokosz skutecznie zastopował też plan reform oraz wzmocnienia instytucjonalnego kraju – tak potrzebnego w państwie rozbitym ponad półwieczem wojen.

Czytaj też: Najdziwniejsze wojny w historii, w tym wojna o… Pietruszkę

Król uciekinier

Po klęsce Jan Kazimierz w tzw. ugodzie łęgonickiej zobowiązał się zatrzymać reformę. Dwa lata później zrzekł się korony i wyjechał do Francji, tym samym kończąc panowanie dynastii Wazów w Polsce. W kraju nad Sekwaną dostał w zarząd bardzo dochodowe opactwo Saint-Germain-des-Prés.

Drugi z bohaterów tej tragedii – Jerzy Lubomirski – odzyskał cześć honorów, ale nie buławę hetmańską. Z wygnania nie wrócił. Rok później zmarł na obczyźnie.

Po abdykacji Jana Kazimierza na drodze wolnej elekcji szlachta wybrała na króla wyjątkowo nieudolnego i biernego Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Był to kolejny epizod na drodze do upadku Rzeczpospolitej. Niedługo potem wschodnie rubieże państwa najechali Turcy, odrywając od Polski twierdzę Kamieniec Podolski. W wyniku pokoju zawartego w Buczaczu w 1672 roku Polska zobowiązała się płacić Imperium Osmańskiemu coroczne daniny.

Podobno gdy wieść o upadku Kamieńca dotarła do Francji, Jan Kazimierz dostał ataku apopleksji i zmarł. Właśnie powoli wypełniała się jego kasandryczna wizja dalszych losów kraju, którym przyszło mu rządzić. Przewidywał, że jeśli nie nastąpi wzmocnienie władzy monarszej, Rzeczpospolitą szlachecką czeka smutny koniec:

Moskwa i Ruś odwołają się do ludów jednego z nimi języka i Litwę dla siebie przeznaczą; granice Wielkopolski staną otworem dla Brandenburczyka, a przypuszczać należy, iż [ten] o całe Prusy certować [starać się] zechce, wreszcie Dom Austriacki spoglądający łakomie na Kraków nie opuści dogodnej dla siebie sposobności i przy powszechnym rozrywaniu państwa nie wstrzyma się od zaboru.

Słowa te, wypowiedziane na sejmie 1661 roku, gdy król argumentował konieczność wprowadzenia elekcji vivente rege, niestety okazały się prorocze.

Bibliografia:

  1. Witold Kłaczewski, Jerzy Sebastian Lubomirski, Wrocław: Ossolineum, 2002.
  2. Zbigniew Kuchowicz, Zdzisław Spieralski, W walce z najazdem szwedzkim, Warszawa: Wydawnictwo MON, 1956.
  3. Mirosław Nagielski, Druga wojna domowa w Polsce. z dziejów polityczno-wojskowych Rzeczypospolitej u schyłku rządów Jana Kazimierza Wazy, Neriton, 2011.
  4. Mirosław Nagielski, Jan III Sobieski, Warszawa: Zamek Królewski, 1991.
  5. Leszek Podhorodecki, Wazowie w Polsce, Warszawa: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1985.
  6. Leszek Podhorecki, Rapier i koncerz: z dziejów wojen polsko-szwedzkich, Warszawa: „Książka i Wiedza”, 1985.
  7. Andrzej Rachuba, Konfederacja Kmicicowska i Związek Braterski wojska litewskiego w latach 1660–1663, Warszawa, 1989.
  8. Ludwik Stomma, Polskie złudzenia narodowe, Poznań, 2006.
  9. Barbara Szymczak, Stosunki Rzeczypospolitej z Brandenburgią i Prusami Książęcymi w latach 1648–1658 w opinii i działaniach szlachty koronnej, Warszawa, 2002.
  10. Zbigniew Wójcik, Jan Kazimierz Waza, Wrocław: Zakład Narodowy im. Ossolińskich, 1997.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTurniej Czterech Skoczni – Dziś kwalifikacje w Bischofshofen
Następny artykułPływający hotel? Mieszkanie? A może biuro? Modułowe życie na wodzie