Mieszkaniec Brześcia Alaksandr Babicz wyszedł 9 sierpnia wieczorem na ulice, by zaprotestować przeciwko sfałszowanym wynikom wyborów. Ukarano go za to wyrokiem trzech i pół roku więzienia. Babicz i inny brześcianin, Michaił Szabaluk, zostali oskarżeni o stawianie oporu funkcjonariuszom milicji. Alaksandr znajduje się w areszcie śledczym nr 7 w Brześciu już czwarty miesiąc. Jego prawnik przygotowuje apelację od wyroku, a rodzina i przyjaciele starają się o to, by uznano Alaksandra za więźnia politycznego.
Biełsat rozmawiał z jego matką, Żanną.
– W zeszłym tygodniu odwiedziłam syna w areszcie, wciąż maltretują go tam psychicznie. Podczas kontroli, która odbywa się dwa razy dziennie każą mu krzyczeć: „Jestem ekstremistą, który stawiał opór milicji”. Wchodząc do biura naczelnika aresztu, też musi powtarzać te słowa – mówi matka Alaksandra Babicza.
Kobieta udała się do kierownictwa aresztu z pytaniem o to, dlaczego regularnie zakuwają jej syna w kajdanki i dlaczego jest prześladowany przez funkcjonariuszy.
– Naczelnik aresztu stwierdził, że kajdanki i żądania co do wykrzykiwanych fraz nie są jego osobistym wymysłem, ale instrukcją z góry. Podczas przeszukania w mieszkaniu syn zażądał, aby mundurowi, którzy go pilnowali, założyli ochraniacze na buty. Nie spodobało im się to, obiecali synowi, że go zamkną i będą się nad nim znęcać – wyjaśnia.
Kobieta uważa, że jej jedyny syn trafił do więzienia za próbę obrony.
– Mój syn jest jednym z tych, którzy mają dosyć kłamstw ciągnących się latami. Ludzie wyszli na ulice, by wyrazić swój obywatelski sprzeciw, bo już wieczorem 9 sierpnia ogłoszono, że Łukaszenka wygrał uzyskując ponad 80 procent głosów. Naród był oburzony. Jakie 80 procent? W centrum Brześcia zebrały się ogromne tłumy, byli tam najróżniejsi ludzie – od młodzieży po emerytów – zaznacza.
– A do uporania się z pokojowymi demonstrantami władza wysłała uzbrojone oddziały OMON-u. Mój syn został oskarżony o stawianie oporu milicjantom, ale moim zdaniem on po prosto się bronił. Gdyby tego nie zrobił, złapaliby go, zabrali na siłownię komisariatu dzielnicy Leninski Rajon i pobili, dokładnie tak, jak zrobili to z wieloma innymi. I kto wie, w jakim stanie by wrócił.
Alaksandrowi postawiono zarzut sprzeciwu wobec funkcjonariuszy na podstawie art. 363 kodeksu karnego, oskarżono go o dwukrotne kopnięcie milicjanta. W aktach sprawy zanotowano, że przez te działania „sprawił funkcjonariuszowi o nazwisku Rusiłau ból i przyczynił się do uszczerbku moralnego”.
– Na wideo można zobaczyć, jak macha nogą i to wszystko. A kara trzech i pół roku za machanie nogą nie jest normalna ani sprawiedliwa. Jeszcze przed wyborami doszło w Brześciu do sytuacji, z której milicjant wyszedł z rozciętą kurtką i zadrapaniem na ręce, a sprawca odsiedział w areszcie trzy miesiące. Te przypadki nie mogą być porównywane. Milicjant oświadczył, że po zajściu miał bóle ucha i kulał, a kiedy takie rzeczy się zdarzają, potrzebna jest obdukcja. Ale funkcjonariusz nie pokazał żadnych zaświadczeń od lekarza.
– Sąd przymknął na to oko – w naszym kraju nie ma sprawiedliwości, prawdy ani uczciwości. Wszyscy wypełniają rozkazy z góry. Dochodzenie to był jakiś cyrk. Mojego syna zatrzymano, poddano presji w areszcie, zmuszono do zeznawania przeciwko sobie i wzięcia na siebie winy za coś, czego nie zrobił. Dostali z góry polecenie, by przeprowadzić pokazowe procesy, by przestraszyć innych. Tak też zrobili – twierdzi kobieta.
Żanna prosi, by jej nie filmować, ani nie robić zdjęć, to może jej zaszkodzić, bo nadal pracuje w instytucji finansowanej z budżetu państwa. Ale wydarzenia z 9 sierpnia zmieniły to, jak postrzega świat.
– Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej i nawet nie widziałam, że podobne polityczne procesy sądowe miały miejsce w 2010 roku. Wtedy mnie to nie dotyczyło. A teraz jest mi wstyd, że kiedyś głosowałam na Łukaszenkę i nie byłam zainteresowana tym, co dzieje się w kraju – wyznaje Żanna.
– Nasze życie podzieliło się na przed 9 sierpnia i po. Trzymamy się, ale jest nam bardzo trudno. Ciężko jest mi bez syna, mam tylko jego. On jest bardzo dobry – nie pali, nie pije, nie było z nim problemów. 9 sierpnia na ulice wyszli dobrzy ludzie, a pijacy i awanturnicy siedzieli w domu na kanapach. 9 sierpnia wyszli dobrzy ludzie, którzy chcieli prawdy.
– Dużo siły czerpię z tego, że pomagają mi obcy ludzie, przychodzą nawet listy ze słowami wsparcia. Mój syn dostaje mnóstwo listów. Sasza powiedział, że przekazują mu listy od rodziny i od dziewczyn, od chłopaków nie. Mówi, że stara się odpowiedzieć wszystkim. Bardzo dziękuję tym, którzy nas wspierają, dziękuję wam wszystkim z całego serca – mówi Żanna.
Kobieta stara się utrzymać mały biznes syna – sklep, który specjalizuje się w ozdobnych opakowaniach. Babicz rozpoczął ten biznes dwa miesiące przed aresztowaniem. Teraz, jak mówi jego matka, ludzie przychodzą coś kupić i wesprzeć słowami.
– Sasza to chłopak, który zawsze dąży do celu, wiele od siebie wymaga, zawsze chce osiągnąć więcej. Po szkole nauczył się szyć odzież wierzchnią. Kiedy w tej branży zaczęły się problemy, nie było regularnych pensji, przekwalifikował się na mechanika urządzeń gazowych, pracował przy nich przez pięć lat. Chciał otworzyć coś swojego, pracować dla siebie. I tak został przedsiębiorcą, założył swój biznes. Sklep otworzył w sierpniu ubiegłego roku, a we wrześniu go zabrali.
АS, ksz, pp belsat.eu
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS