Zobaczyliście zdjęcie profilowe, więc już pewnie domyślacie się, o jaką matę chodzi. Matę, którą możecie zobaczyć od jakiegoś czasu na wielu blogach i w wielu innych mediach. I ja również jej uległam pół roku temu. Na czym polega jej fenomen? Czy rzeczywiście jest tak dobra, jak piszą? I „po co komu taka droga mata?”. Żeby poznać odpowiedzi na te pytania, musicie najpierw poznać historię mojego kręgosłupa.
We wpisie pisałam Wam o tym, że marka Pranamat zgłosiła się do mnie z propozycją współpracy już półtora roku temu. Wtedy zrezygnowałam. Na blogu polecam Wam tylko te produkty, które rzeczywiście wpisują się w mój tryb życia, z których korzystam i które poleciłabym swojej przyjaciółce. Nie czułam, aby jakaś mata z kolcami miała podbić moje serce.
Gdy jednak na blogach osób, które znam osobiście i wiem, że nie wchodzą w pierwsze lepsze współprace, zaczęły się pojawiać maty, uznałam, że rzeczywiście może jednak są dobre. Dobre dla innych, nie dla mnie. Ja nie potrzebowałam żadnej maty. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało.
Odkąd urodziłam dzieci, moja aktywność fizyczna ograniczała się do wychodzenia z dziećmi w wózku na spacer. Mój kręgosłup przez te 7 lat miewał lepsze i gorsze momenty. Po każdym porodzie walczyłam z rwą kulszową. Udawało mi się z niej wyjsć po kilku miesiącach rehabilitacji. Pojawiały się też przeróżnego rodzaju bóle kręgosłupa, które prędzej, czy później mijały.
Rok temu, szukając dla siebie jakiejś aktywności fizycznej (po trzech latach od ostatniej ciąży postanowiłam zacząć się ruszać), postawiłam na jogę. Nie chciałam za bardzo się przemęczać, nie chciałam konkurować z innymi na siłowni, nienawidzę biegać i nie potrafię się zmobilizować do ćwiczeń w domu. Joga na zajęciach zorganizowanych wydała mi się idealnym rozwiązaniem, żeby coś robić, ale się nie narobić. Rzeczywistość szybko zweryfikowała, to co, naprawdę robi się na jodze i okazało się, że zdecydowanie nie jest to lekkie rozciąganie. Złapałam jednak bakcyla i od roku staram się praktykować jogę 2-3 razy w tygodniu.
Joga daje mi naprawdę wiele. Nie dość, że moje ciało stało się bardziej elastyczne (a co za tym idzie, moje podejście do życia również stało się elastyczniejsze), to dopiero teraz zaczęłam tak naprawdę mieć świadomość swojego ciała. Gdybym planowała jeszcze jakiś poród (a zdecydowanie nie planuję), na pewno byłby on zupełnie inny niż poprzednie. Teraz rozumiem, że przy moich porodach samoświadomość ciała była na poziomie praktycznie zerowym.
Można powiedzieć, że joga to rozciąganie, ale przy intensywnym rozciąganiu mięśnie również potrzebują relaksu. Mój jogin powiedział mi, że powinnam robić sobie masaże z olejem musztardowym, który świetnie rozgrzewa i rozluźnia mięśnie. Niestety, nie umiem się do tego zmobilizować. Po pół roku praktykowania jogi wróciły moje dziwne bóle barku, które miewałam co jakiś czas podczas jedzenia. Właściwej diagnozy szukałam u wielu lekarzy, o czym pisałam Wam już w tym wpisie na Facebooku – . W końcu trafiłam na fizjoterapeutę, który znalazł przyczynę. Co ciekawe, przyczyną nie był kręgosłup szyjny, który podejrzewałam o takie akcje. Przyczyną były spięte mięśnie. Gdy poprosiłam fizjoterapeutę o jakieś ćwiczenia wzmacniające kręgosłup, powiedział, że ja takich nie potrzebuję, bo mam bardzo mocne mięśnie (dzięki jodze), potrzebuję jednak rozluźnienia tych mięśni. Dodam jeszcze, że ortopeda również był zdziwiony, że mam tak mocne mięśnie brzucha od samej jogi. Jeżeli więc wydaje Wam się, że na jodze to się tylko leży i medytuje, to polecam zweryfikować swoje zdanie na ten temat idąc na zajęcia jogi. 🙂
I nie myślcie, że jakieś tam bóle barku to jedyna dolegliwość ze strony mojego kręgosłupa. Mój kręgosłup nie ma ze mną lekko ze względu na pracę przy komputerze, telefonie oraz na to, że nie potrafię siedzieć przy biurku (wolę wziąć laptop na kanapę). O tym, że mam problemy z rwą kulszową, już pisałam. Odcinek szyjny również może mieć do mnie wiele pretensji. W wyniku mojego rezonansu magnetycznego można przeczytać, że mam:
- spłycenie fizjologicznej lordozy szyjnej
- osteochondropatię wielopoziomową
- worek oponowy w odcinku C3-C6 modelowany przez okrężne wypukliny krążków m/kr i drobne zaostrzenia osteofityczne
- na poziomie C3-C4 nawarstwienia osteofityczne i szerokopodstawna portruzja od strony lewej ze zwężeniem lewego zachyłka bocznego i lewego otworu m/kr
- na poziomie C4-C5 i C5-C6 dwuboczne wypukliny z ograniczeniem obustronnym zachyłków bocznych kanału kręgowego
- kanał kręgowy zwężony maksymalnie 25-30%
Nie brzmi to wszystko zbyt różowo, prawda? Ortopeda proponował mi operację lub ostrzykiwania osoczem dla zlikwidowania bólu. Dodatkowo przepisał mi jakieś magiczne tabletki, które można kupić tylko przez internet, a z jego zniżką dostanę lepszą cenę… Wychodząc od niego poczułam okropny niesmak. Bo ja jestem świadoma, jak to działa. Wiem, że on dostaje prowizję od każdego zestawu tabletek kupionego z jego kuponem, ale ile jest takich osób, które tego nie rozumieją? Ortopeda polecał od razu wykupienie pakietu tabletek na 3 miesiące. Koszt? Ok 500 zł. W składzie głównie witaminy i minerały plus kilka magicznie brzmiących składników. Quo Vadis świecie? Gdy powiedziałam o tym mojemu osteopacie, powiedział, że lepiej jakbym te pieniądze wydała na żelki.
Od pół roku nie boli mnie kręgosłup. W żadnej jego części. Bez operacji, bez osocza i bez magicznych tabletek. Nadal praktykuję jogę 2-3 razy w tygodniu, ale doszła jeszcze jedna rzecz. Żeby rozluźnić mięśnie, kładę się na macie Pranamat.
Pranamat to mata, która łączy w sobie mądrość Dalekiego Wschodu z nowoczesną technologią. To mata do akupresury, składająca się z wielu kwiatów lotosu, mających spiczasty kształt. Przez ucisk tych kwiatów wywierany jest nacisk na skórę, co aktywuje punkty biologicznie aktywne, stymulując centralny układ nerwowy i poprawiając krążenie krwi. Dzięki temu do organizmu dostarczana jest większa ilość tlenu i składników odżywczych. I to nie są żadne czary – skuteczność Pranamat ECO potwierdzają badania kliniczne.
Warto wiedzieć, że Pranamat to produkt medyczny, wspierający zdrowie, a nie jedynie trend na instagramie, o czym z początku byłam przekonana. Jest on wykonany z naturalnych surowców – z lnu, bawełny, włókna kokosowego w macie, które się nie odkształca, dzięki czemu idealnie dopasowuje się do pleców co jest bardzo ważne przy tego typu masażach. W poduszce natomiast mam grykę i podobnie jak włókno kokosowe nie powoduje alergii i nie pochłania zapachów. Sam plastik jest z tworzywa HIPS stosowanego też przy produkcji narzędzi medycznych w szpitalach. Mówiąc ogólnie pranamat jest nie tylko ładny, ale i porządnie wykonany.
Dzięki macie nie tylko pozbyłam się bólu mięśni. Jestem też bardziej zrelaksowana i spokojna – dzieciom trudniej jest testować moją cierpliwość i wyprowadzać matkę z równowagi. Poza tym mata pomaga mi również wtedy, gdy boli mnie głowa. Zanim sięgnę po ibuprofen czy paracetamol, najpierw biorę poduszkę Pranamat. Nawet nie muszę na niej leżeć. Czasem wystarczy, że włożę ją pod głowę np. podczas oglądania serialu na kanapie. Zazwyczaj po jednym odcinku serialu już czuję różnicę. Podobno mata polecana jest również osobom cierpiącym na migreny. Nieraz kładę się na matę przed snem, choćby na kilka minut, bo po takim odprężeniu mięśni śpi się o niebo lepiej i rano wstaję bardziej wypoczęta. Brzmi jak cudowny produkt, ale już mnie to nie dziwi, bo po czasie przyzwyczaiłam się, że mam taką pomoc pod ręką. Nie będę się rozpisywać, na co pranamat jeszcze pomaga, bo wszystko jest napisane na ich stronie – .
Wiem, że mata nie należy do najtańszych, ale tak naprawdę nie ma tu żadnego ryzyka. Jeżeli uznacie, że w Waszym przypadku mata się nie sprawdza, to możecie ją zwrócić w ciągu miesiąca, a oni oddają pieniądze. Dodatkowo teraz matę można kupić na raty! Tylko proszę Was, nie kupujcie podróbek na Allegro. Porównanie oryginalnej Pranamat ECO z podróbką z Allegro możecie zobaczyć np. u Asi Pachli – . Na Pranamat dostajecie gwarancję aż 5 lat. Przez ten czas ona naprawdę będzie wyglądać i działać tak samo jak w dniu zakupu.
Niespodzianka
Jeżeli interesuje Was zakup maty, to zdobyłam dla Was zniżkę -15% na zestawy mata z poduszką. Wystarczy, że składając zamówienie na stronie , wpiszecie kod: wiola Kod działa do 4 października. Myślę, że już teraz możecie pomyśleć o macie jako prezencie gwiazdkowym. Ja np. podarowałam matę swojej mamie z okazji urodzin.
I zapewniam Was – nie dostaję żadnej prowizji od ilości sprzedanych mat, w końcu nie jestem doktorem. ;)
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS