A A+ A++

Maseczki, gogle ochrone i pozostała część sprzętu, która ważyła 80 ton, przyleciały do Polski 14 kwietna na pokładzie An-225, największego samolotu świata. Witający maszynę premier Mateusz Morawiecki stwierdził, że wiele krajów chciało taki transport zorganizować. O tym, jakiej jakości jest ów sprzęt, nie mówił wtedy nikt.

Miliony wydane na słowo honoru

Kiedy sprowadzono do Polski sprzęt medyczny z Chin postanowiliśmy ustalić, kto i kiedy sprawdzał lub sprawdził zakupiony sprzęt dla polskich szpitali. Jednak gdy zapytaliśmy o to Ministerstwo Zdrowia – odesłano nas do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a z Kancelarii do KGHM, które przekierowało nas do GISu, a stamtąd do Urzędu Rejestracji Produktów Medycznych. Wskazany urząd też umył ręce. W przesłanej nam odpowiedzi rzecznik URPL, Jarosław Buczek, przyznał, że instytucja nie sprawdzała zakupionego sprzętu, a jedynie jego dokumentację. On odesłał nas do kolejnej państwowej agendy – Centralnego Instytutu Ochrony Pracy.

W CIOPie dowiedzieliśmy się, że maseczki, które mają chronić lekarzy czy ratowników, były wyłączone z systemu certyfikacji przez niezależne laboratoria. – W przypadku masek medycznych nie ma obowiązku badania ich przez stronę trzecią tzw. niezależną. Nasz instytut jest taką trzecią niezależną stroną. Decyzję w sprawie tego, czy maseczka spełnia parametry, podejmuje więc producent, który się podpisuje, że wyrób, który przekazuje na dany rynek, spełnia wszystkie wymagania i normy. Maski medyczne były wyłączone z naszego systemu certyfikacji i nie były sprawdzane przez nasze laboratorium – mówiła prof. dr hab. Danuta Koradecka.

Jak było w przypadku sprzętu zakupionego przez spółki skarbu państwa i instytucje rządowe w Chinach? – Z transportu zakupionego sprzętu z Chin dostajemy do oceny jego dokumentację. Logistycznie byłoby obecnie niemożliwe przeprowadzenie tak kompleksowych badań (…); z każdego takiego transportu musielibyśmy pobrać statystyczną próbę, która odpowiadałaby całej partii zakupionego materiału. Z tak dużej dostawy, na podstawie jednej maseczki, nie można dać gwarancji, że cały ten transport jest w porządku – dodawała Koradecka. Sprzęt trafił do medyków.

Cały artykuł przeczytacie tutaj: [TYLKO U NAS] Czy sprzęt, który przyleciał Antonowem, do czegoś się nadaje? Nie wiadomo, nikt tego nie sprawdził. Miliony wydano na słowo honoru

Maseczki „certyfikowane” bez certyfikatu

Tydzień po transporcie „Wyborcza” ujawniła, że maseczki mają wątpliwe certyfikaty; certyfikat, którym chwalił się na Twitterze prezes KGHM Marcin Chludziński, wystawiła włoska firma ECM, która nie ma prawa nadawania znaku CE (oznacza zgodność z unijnymi normami) środkom ochrony indywidualnej.

Chludziński również na antenie TVP Info zapewniał, że „sprowadzony sprzęt posiada wszelkie dokumenty zgodne z zaleceniami UE w kontekście czasu epidemii”. Chwalił się certyfikowaniem przez amerykańską Agencję Żywności i Leków (FDA).

Zdjęcie słabej jakości „certyfikatu FDA” Chludziński opublikował na Twitterze, a potem je usunął. „Wyborczej” udało się jednak dotrzeć do dokumentu, w którym jest napisane: „Niniejszy certyfikat jest jedynie powiadomieniem o zarejestrowaniu wyrobu medycznego. Nie stanowi on żadnych gwarancji i nie może być podstawą jakichkolwiek oświadczeń ani gwarancji”. Oznacza to, że Chludziński mówił nieprawdę. – Zarejestrowanie nie oznacza zatwierdzenia lub dopuszczenia do obrotu – poinformowała „Wyborczą” Brittney Manchester, rzecznik FDA.

Przez miniony tydzień „Wyborcza” oglądała wiele „certyfikatów”. Również takich, które dołączane były do wyrobów chińskiej firmy Guangdong Nafei International Holding, od której maseczki kupił KGHM. Jeden z nich wystawić miała firma ICR Polska. – Jest fałszywy – odparł Rafał Kalinowski, dyrektor ICR Polska.

Chiński sprzęt sprowadzony przez spółki skarbu państwa i agencje rządowe w pierwszej kolejności miał trafić do placówek jednoimiennych.

– Noszenie sprzętu, który nie jest certyfikowany, to wypuszczanie ludzi bez zabezpieczenia na pole minowe! – mówi w rozmowie z „Wyborczą” prof. Krzysztof Simon, ordynator oddziału zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Gromkowskiego we Wrocławiu. – Takich rzeczy po prostu nie wolno robić. Tylko sprawdzony i certyfikowany sprzęt gwarantuje bezpieczeństwo personelowi.

Chiński łącznik KGHM

Wyborcza ustaliła też, że za operacją ściągania przez miedziowy koncern transportów środków ochronnych stała działająca w Polsce od 17 lat Fundacja Chińsko-Polskiej Wymiany Gospodarczej i Kulturalnej „Sinopol”. Zakładał ją w 2003 r. Tian Yixing (w latach 1980-86 pierwszy sekretarz w ambasadzie Chińskiej Republiki Ludowej w PRL). To również z jego inicjatywy powstało Chińskie Centrum Handlu i Dystrybucji w Polsce, mające dbać o polsko-chińską współpracę gospodarczą; dzisiaj Centrum nazywa się China Investment Center. i jego właścicielem jest syn Yixinga – Tian Qing.

Dzięki kontaktom Tian Yixinga na szczeblu administracji państwowej Chin KGHM nawiązał przed laty współpracę z tamtejszym państwowym gigantem metalurgicznym China Minmetals Corp.

Dzisiaj to Tian Qing prowadzi na terenie Polski biznesy. W latach 2011-12 był w radzie nadzorczej spółki Hawe kontrolowanej przez Marka Falentę, biznesmena skazanego za zorganizowanie procederu podsłuchiwania polityków PO w warszawskich restauracjach. Ponadto China Investment Center jest właścicielem spółki Sinopol Trade Center, której prezesem jest Piotr Kozłowski – były poseł Samoobrony i oskarżyciel posiłkowy w procesie Mariusza Kamińskiego, dzisiejszego koordynatora służb specjalnych i szefa MSWiA.

„Wyborcza” twierdzi, że jest posiadaniu zdjęć potwierdzających, że przynajmniej część sprowadzonego przez KGHM sprzętu z Chin przyleciała do Polski za pośrednictwem „Sinopolu”. W rozmowie z „Wyborczą” fakt ten potwierdził Piotr Kozłowski: – Między 26 marca i 4 kwietnia fundacja brała udział w organizacji kilku transportów dla KGHM. Później pan Tian Qing przekazał władzom kombinatu listę firm, które są producentami sprzętu ochronnego w Chinach, i fundacja nie była już w transporty zaangażowana.

KGHM pytana przez „Wyborczą” o współpracę z „Sinopolem” odpowiada, że potrzebuje czasu na odpowiedź: „Jak najbardziej jesteśmy gotowi udzielić odpowiedzi na pytania. Bezpieczeństwo Polaków jest dla nas bowiem najważniejsze, stąd rozumiemy zainteresowanie sprowadzanymi na teren RP produktami, w szczególności tymi, które służą zachowaniu Polek i Polaków w zdrowiu” – napisała w mailu do „Wyborczej” Lidia Marcinkowska, dyrektor naczelna ds. komunikacji KGHM Polska Miedź SA.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTuryści złożyli pozew zbiorowy w związku z koronawirusem. Skarżą władze Tyrolu za narażenie ich zdrowia
Następny artykułWakacje 2020. Grecja otworzy hotele 1 czerwca