Od czasu do czasu pojawia się informacja, że “są badania, które udowadniają, że istnieje związek między skłonnością do przeklinania a poziomem inteligencji “.
Inaczej mówiąc: rzucasz “k****mi” na lewo i prawo – koniecznie sprawdź swój iloraz inteligencji, bo jest prawie pewne, że kwalifikujesz się do Mensy.
Oczywisty wniosek: codzienne obserwacje na ulicach polskich miast udowadniają, że Polska musi być krajem niezwykłym – o wręcz kolosalnej liczbie nieprzeciętnie inteligentnych ludzi.
Jak wszyscy dobrze pamiętają, jesienią zeszłego roku niektórzy z tych szczególnie inteligentnych obywateli RP utworzyli nawet społeczny ruch – pod przywództwem specjalizującej się w wulgaryzmach Marty Lempart. Ludzie ci gęsto sypali wulgaryzmami, a z dwóch z nich (“wy*****alać” i “j***ć PiS”) zrobili nawet hasła swojej “rewolucji”. “Ludzie zaczęli mówić na ulicy tak, jak mówią w domu” – twierdziła ich liderka.
Zjawisko masowego ujawniania na ulicach swojej wysokiej inteligencji było przez większość mediów traktowane z wyrozumiałością, a nawet z entuzjazmem. “Uwielbiam kląć, kiedy jestem wkur*****!” – wyznawała feministyczna dziennikarka – Paulina Młynarska. Inne instytucje też były nastawione życzliwie. Np. GW informowała: “Sąd w Częstochowie uznał, że słowo “wyp*******ć” nie demoralizuje, jeśli się je krzyczy w tłumie“. Ciekawe orzeczenie sądu. Czy to znaczy, że wypowiadanie go np. w czterech ścianach własnego domu – demoralizuje? Sądy wspomagali polscy pedagodzy – ta sama gazeta pisała: “Nauczyciele bronią kolegi, który ma zarzuty za wulgaryzmy na strajku kobiet“. Pojawiali się także różni profesorowie od języka oraz socjologii i w majestacie swoich naukowych autorytetów twierdzili, że te wulgaryzmy to zjawisko uzasadnione, autentyczne, słuszne, sprawiedliwe a w zasadzie to nawet wspaniałe. Wyjątkiem był prof. Jerzy Bralczyk, którego to martwiło.
Obecnie, do zaszczytnego grona klnących na poziomie IQ zapewne ponad 200 punktów doszlusował swoimi dokonaniami sprzed lat prezes Orlenu – Daniel Obajtek. Może nawet przebił słynnych ministrów PO nagranych w restauracji “Sowa i Przyjaciele”?
Rzecz jasna, teraz reakcje są inne. Media zapominają, że gdyby były konsekwentne, to powinny się cieszyć, że na czele Orlenu stoi – oceniając na podstawie poziomu wulgarności – człowiek o aż tak niebotycznym poziomie inteligencji. Dobrze to wróży temu koncernowi paliwowo-energetycznemu.
A serio? Hipokryzja jak na dłoni. Gdy wulgarny język pojawia się (w publicznym przekazie) u przeciwników obecnej władzy – jest dobrze i “tak trzymać!”. Natomiast, gdy przed laty klnie (prywatnie) prezes Orlenu (człowiek obecnej władzy) – powszechne oburzenie.
A ja mam na to swój dość jednoznaczny pogląd. Moim zdaniem, używanie wulgarnego języka jest jak plucie na ulicy. Czyli to – przede wszystkim – odrażający dowód prymitywizmu oraz braku elementarnej samokontroli. I dotyczy to każdego, bez związku z poglądami politycznymi. W ogóle – bez związku z czymkolwiek. Czy to Marta Lempart, czy Daniel Obajtek – nie ma żadnego znaczenia. To wiele i źle mówi o charakterze człowieka. Oczywiście, najbardziej niebezpieczną rzeczą jest wprowadzanie wulgarnego języka do sfery publicznej, bo taki język na masową skalę odhumanizowuje i może prowadzić do przemocy.
I, rzecz jasna, uważam też, że ta powielana w necie informacja o rzekomym związku pomiędzy wulgaryzmami a inteligencją jest bzdurą. Człowiek inteligentny dobrze wie, co wulgarność przekazuje innym na jego temat. To “fake news” wymyślony w oczywistym celu uzyskania klikalności. Gdy coś takiego pojawia się w tytule, to każdy klnący kliknie, żeby się poczuć docenionym, nawet wyróżnionym. A ludzi z niską samokontrolą (maskujących swoją słabość przekleństwami) jest wielu, bardzo wielu, bo – wraz z dominującą modą na wieczną niedojrzałość – popularna jest stylizacja na bycie wulgarnym twardzielem.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS