A A+ A++

Po co udowadniać, że „prości ludzie o prostej umysłowości” opanowali nauki społeczne i robią z nich oraz z siebie pośmiewisko?

Nie ma chyba bardziej sfrustrowanej grupy społecznej w Polsce niż profesorowie nauk społecznych. Co zabawne, ich frustracja wynika głównie z tego, że uważają, iż ich bezcenne złote myśli z bakelitu nie wstrząsają tymi, którymi powinny wstrząsać, czyli psu na budę są potrzebne. Szczególnie wyraźnie widać to na lewicowym portalu wiadomo.co, gdzie sfrustrowanych profesorów występuje więcej niż niepotrafiących grać w piłkę w tzw. ekstraklasie, co przecież łatwe nie jest. Tam też swoje frustracje zrzucił (niczym Rafał Trzaskowski wiadomo co do Wisły) prof. Radosław Markowski.

Nuda i ziewanie towarzyszą lekturze kolejnych zrzutów prof. Markowskiego, ten z 11 lutego 2021 r. jest jednak o tyle wyjątkowy, że po raz pierwszy znalazła się w nim odważna autodemaskacja, a nawet autokompromitacja. Powiada bowiem Radosław Markowski, że „to nie populizm, a simplicyzm jest czymś, co nam zagraża”. Ów simplicyzm (po polsku chyba powinno być „symplicyzm”, ale polszczyzna to nie jest mocna strona polskiej nauki) wprawdzie jest przypisywany komu innemu, ale prof. Markowski wpadł we własne sidła. On uważa, że chodzi o „typ uproszczonej ‘do bólu’ relacji między wyborcami a politykami polegającej na proponowaniu prostackich tłumaczeń zjawisk otaczającego świata, zadających kłam skomplikowanym związkom przyczynowym występującym w otoczeniu”. No i właśnie to robi Radosław Markowski, choć on jeszcze się wyróżnia na ugorze nauk społecznych, gdzie symplicyzm jest dominującym i pożądanym paradygmatem.

Prof. Radosław Markowski ulega złudzeniu, że jeśli coś nazwie i przypisze tym, których nie lubi, użyte przezeń narzędzie nie dotyczy jego samego. To klasyczny na gruncie logiki paradoks kłamcy, który w interesującej nas wersji sformułował Jan Łukasiewicz, a spopularyzował na świecie Alfred Tarski. Występują tu też kwestie samozwrotności i niezupełności, ale nie warto męczyć umysłów, które na co dzień w swej naukowej działalności nawet nie wiedzą, że „mówią prozą”, żeby odwołać się „Mieszczanina szlachcicem” Moliera.

Przechodząc do prozy Radosława Markowskiego, twierdzi on, że „w historii wielu społeczeństw są okresy, kiedy do władzy dobierają się prości ludzie o prostej umysłowości”. Nie radzili sobie w swoich zawodach, bo są niekompetentni, więc się frustrują, mimo że mają władzę. To ciekawe, bo największą liczbę frustratów zawdzięczamy jaśnie oświeconym Unii Demokratycznej i Unii Wolności, a ostatnio Platformie Obywatelskiej. Czyżby to byli sami „prości ludzie o prostej umysłowości”? Skąd, to wspaniała merytokracja, która normalnie rządzi i dzieli, bo się do tego nadaje. I nie traci roboty w czasach „normalności”, więc jeśli traci, czasy są nienormalne. Normalne jest, kiedy z pracy wylatują „prości ludzie” zaklasyfikowani do tej grupy m.in. przez Radosława Markowskiego. Ale niestety „koszt publiczny takich karier jest ogromny, nie mówiąc o koszcie społecznym”.

Nie wiedząc, że mówi prozą, czyli nie rozumiejąc paradoksu kłamcy, prof. Markowski stawia wyjątkowo trafną diagnozę powodów upadku uniwersytetu. Najwyraźniej opanowanego przez „proste umysłowości”, a koszt publiczny to powszechne nieuctwo ludzi z dyplomami. Tacy jak prof. Markowski nie mogą się oczywiście przyznać do odpowiedzialności za masową produkcję głąbów, więc twierdzą, że ci ludzie „są wykształceni i mają dostęp do świata”. Przez co podobno „nie mogą znieść prostackiej narracji”, więc na przykład protestują wespół w zespół z Martą Lempart. A co, jeśli przyłączają się do pani Lempart z tego powodu, że są „wykształceni” wyłącznie na papierze, a na co dzień są nieukami?

Z równą łatwością jak władzę „prostych ludzi” prof. Markowski rozpracowuje media. Zauważa, że „w przewrotach media są bardzo istotne, niezależnie od tego, czy to dzieje się jednej nocy, jak 11 września 1973 roku w Santiago de Chile”. Święte słowa: w nieudanym puczu 16 grudnia 2016 r. media były bardzo istotne, tym bardziej że TVP tego wieczora była dziwnym trafem niedostępna na dużej części terytorium RP. A ludzie mediów należeli do najaktywniejszych puczystów. Właściwie nie było żadnej próby obalenia legalnej władzy po 2015 r., w której media nie odgrywałyby kluczowej roli. No bo przecież sama władza się nie obalała. Coś tu zatem się nie zgadza, przynajmniej logicznie. Szczególnie wtedy, gdy prof. Markowski twierdzi, iż „spółki Skarbu Państwa będą udawały, że potrzebne są im inwestycje w sektor medialny”. Żeby obalić rząd, który poniekąd reprezentują? A nowej władzy też nie obalą, skoro będą jej podlegać. Zaiste kręte są drogi myśli nieprostych umysłowości.

Zamiast obalać wadzę, niektóre media biorą od niej kasę, mimo że mają niezależność na sztandarach. To błąd. No, ale „niezależne” media wciąż drą japę, że za mało dostają od władzy (spółek skarbu państwa). Brać czy nie brać – oto jest pytanie. Nie brać – powiada Radosław Markowski. To po co był czarny protest w „wolnych” mediach, w którym chodziło o to, żeby im nie zabierać? Nie dość, że nie brać, to jeszcze bojkotować: „potrzebny jest bojkot konsumencki”. Mimo że nie jest „prostą umysłowością” prof. Markowski dramatycznie pyta, „jak to możliwe, że szanujący się obywatel, mający respekt dla własnego rozumu, popierający gorąco lewicę, PSL czy KO, podjeżdża na stację Orlenu”. Straszne to, tym bardziej że „to, co tam zapłaci, zostanie przetransferowane w polityczne pieniądze sprzeczne z jego wartościami i interesami”. Racja, płacić można tylko na stacjach benzynowych należących do zagranicznych koncernów, bo ich rządy zawsze pomogą obalić władzę w Polsce, którą obywatele niesłusznie wybrali.

Ktoś powinien też pomóc zdmuchnąć z powierzchni „zinstytucjonalizowaną kulturowo-religijną dominację: propagandę jednej religii w szkołach, nietolerancyjnych, ksenofobicznych księży, moralnie podupadłą instytucję, nie tylko ze względu na sposób radzenia sobie z pedofilią, lecz także pazerną na dobro publiczne, traktującą siebie i swych urzędników jako będących ponad prawem”. Zdmuchnąć chcą młodzi, ale to za mało. Przecież ci, którzy protestowali z Martą Lempart żyją w teokratycznej opresji i nie mogą nawet palcem kiwnąć bez zgody proboszcza bądź biskupa. Każdy to wie, tak jak prof. Markowski, że jest przymus chodzenia na religię, do kościoła, zawierania kościelnych ślubów i otrzymywania każdorazowo zgody na wyjście z domu, jeśli nie do kościoła.

Koniecznie coś trzeba zrobić z tym, że „cała polityka tego rządu jest skierowana do ludzi starszych”. Przecież „PiS miał głosy około lub ponad 60 proc. emerytów, ludzi z podstawowym wykształceniem i tych o najniższych dochodach z rejonów wiejskich”. Istnieje kilka prostych sposobów rozwiązania tego problemu, a nawet ostatecznego rozwiązania. Szczegółów niestety nie poznaliśmy. Tym bardziej że nadchodzi era „softweryzacji i robotyzacji”, gdy „niektóre zawody nie są potrzebne, a wszelkie proste, manualne czynności mogą wykonywać roboty lub komputery zamiast człowieka, a to uderza przede wszystkim w słabo wykształconych mężczyzn w wieku późno średnim i starszym”. Także z tej strony widać, jak tacy ludzie są niepotrzebni. Jeśli nie uda się ich wyeliminować fizycznie, można by im odebrać prawa wyborcze. Ale tego jeszcze nie można głośno mówić.

Problem niepotrzebnych ludzi mogłaby rozwiązać służba zdrowia, bo przecież „obecnie w Polsce nie ma służby, tylko atrapa zdrowia”. Powodem nie jest obniżanie nakładów na służbę zdrowia za rządów PO-PSL, tylko ich zwiększanie przez rząd PiS. Ale to psu na budę się zda, skoro działa „efekt ideologicznego zarządzania służbą zdrowia, gdzie religijno-fundamentalistyczne zacietrzewienie dominuje nad wiedzą medyczną, psychiatryczną oraz organizacyjną”. To ci dopiero rewelacja nieprostej umysłowości prof. Markowskiego. Nie dość, że odkrył on religijną reakcję w szpitalach i przychodniach, to jeszcze w edukacji, gdzie też liczy się jedynie „fundamentalistyczny reakcjonizm”. Gdzie „na siłę wprowadza się wbrew dydaktycznemu pragmatyzmowi, w oparciu o nacjonalistyczną megalomanię treści nauczania, a profesurę zaczyna się ścigać za ‘niesłuszne’ wyniki dociekań naukowych”. A to nie rząd Donalda Tuska za to ścigał, a konkretnie minister Barbara Kudrycka przy aplauzie Tuska?

Niesamowite jest ta skłonność profesorów nauk społecznych do autokompromitacji. Ludzie, miejcie litość dla siebie i nie biczujcie się aż tak spektakularnie. Po co na każdym kroku masochistycznie udowadniać, że „prości ludzie o prostej umysłowości” opanowali tę dziedzinę nauki i robią z niej oraz z siebie pośmiewisko. To naprawdę niehumanitarne.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Usta milczą…” – miłosna podróż na falach muzyki
Następny artykułDramat Liverpoolu rozegrał się w sześć minut. To niewytłumaczalne