Marcin Warchoł, kandydat na prezydenta Rzeszowa, podczas każdego spotkania i konferencji nie tylko pokazuje się z Tadeuszem Ferencem. Chętnie przejmuje też i obiecuje realizację pomysłów byłego prezydenta. Nie tylko on zresztą, bo kiedy w ratuszu mówiono o kontynuacji najważniejszych dla miasta inwestycji, mocno akcentowała tam swoją obecność wojewoda Ewa Leniart, także ubiegająca się o prezydenturę.
Monorailem w przyszłość?
Marcin Warchoł w środę postanowił wybrać się w podróż do przyszłości Rzeszowa monorailem. Wizja futurystycznego miasta roztaczana przez Tadeusza Ferenca przez ostatnich kilka lat rozgrzewała mieszkańców. Ostatnio jednak temperatura emocji spadła i zapomnieliśmy o monorailu, który miał zbawić rzeszowską komunikację publiczną i podnieść na wyżyny atrakcyjność stolicy innowacji.
Marcin Warchoł wraca do pomysłu i zachwala monorail: – Jest pięć razy bardziej efektywny niż autobus, dwa razy bardziej niż tramwaj, taki sam jak metro, a zdecydowanie tańszy.
Marcin Warchoł chce, byśmy „przegonili Amsterdam” pod względem idei smart city, i obiecuje realizację planów Tadeusza Ferenca. Wizja jest być może i piękna, ale blednie, kiedy przyjrzeć się faktom i liczbom. Inwestycja nie broni się ani ekonomicznie, ani praktycznie.
W Moskwie porażka
Monorail to nic nowego. Pierwszy powstał w 1901 r. w Wupertalu i jakoś do dziś ta forma komunikacji nie zdobyła świata.
Kolej nadziemną w 2004 r. wybudowała Moskwa. Koszt pięciu kilometrów to ponad miliard. Inwestycja okazała się porażką. Monorail przewoził niewielu pasażerów. Został „przełączony” w tryb wycieczkowy jako atrakcja turystyczna. Nie bilansuje się, rozważano jego demontaż.
Fachowcy od komunikacji miejskiej szacują roczne koszty utrzymania monoraila w Rzeszowie na mniej więcej 70 mln zł. Porównują tę kwotę do 10 mln wozokilometrów autobusów czy zakupu kilkudziesięciu ekologicznych pojazdów.
Monorail to zamknięta technologia. Porusza się z punktu A do punktu B. Konieczne są przesiadki. Nie usprawni komunikacji publicznej. Na chwilę może być atrakcją dla mieszkańców, a na trochę dłużej dla przyjezdnych.
Za droga ta kiełbasa
Prawicowy populizm już kilka wyborów w Polsce pozwolił wygrać. Ale tej wyborczej kiełbasy rzeszowianie już chyba nie łykną. Tym bardziej że to właśnie oni musieliby ponieść koszty tej zabawy.
Do Amsterdamu wolelibyśmy się porównywać pod względem szanowania wolności obywatelskich, demokracji, prawa, konstytucji czy różnorodności orientacji – w tym seksualnych – i rozwoju cywilizacyjnego. Takiej jednak obietnicy trudno przecież oczekiwać od Marcina Warchoła.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS