Atmosfera przy świątecznym stole w rodzinnym domu prof. Marcina Matczaka w Sławie jest lekko napięta. Młodsze kuzynki biorą od Maty autografy. Dziadkowie i pradziadkowie nie do końca rozumieją, o co chodzi z tym „pierdoleniem mamy i taty”, bo cała Polska cytuje te słowa z utworu Maty. A przecież są święta. „To udawanie, że nikt nie widzi wielkiego stojącego na środku pokoju słonia, skończył mój ojciec, który jak dotąd za bardzo skory do poruszania trudnych tematów nie był” – wspomina Marcin Matczak w książce „Jak wychować rapera”. „Spojrzał na Michała i powiedział mu: „Weź ty mi wytłumacz, dlaczego tak brzydko w tej piosence o rodzicach się wypowiadasz”. Mata grzecznie podszedł, wytłumaczył, że nie pierdoli, tylko kocha. Wszystko wskazuje, że dziadka przekonał”.
Jak Mata się zbuntował
O prof. Marcinie Matczaku mówi się, że mógłby być liberalnym głosem pokolenia czterdzieści pięć plus. Tego, które robiło wielkie kariery w nowej Polsce. Które posyłało swoje dzieci do prywatnych szkół, a potem na zagraniczne uczelnie. Pierwszego, które poczuło się w Europie jak u siebie.
O Macie, czyli Michale Matczaku, mówiono, że jest głosem pokolenia Z. Tego, któremu rodzice dali możliwości, o jakich wcześniej w Polsce nie słyszano.
Marcin Matczak urodził się w 1976 r. w Sławie, czterotysięcznym miasteczku 60 kilometrów od Zielonej Góry. Profesor prawa, autor książek, publicysta. Popularny głos liberalnej, antypisowskiej opozycji. „Moja biografia do czasu skończenia studiów czyni mnie osobą, o którą powinna walczyć skrajna lewica” – pisze o sobie.
Ojciec był hodowcą pieczarek, matka pracowała w Ośrodku Wczasów Pracowniczych. „Jako chłopak przewalałem tony obornika, potrzebnego jako podkład do pieczarkarni mojego ojca, i godzinami bez zabezpieczeń moczyłem deski w formalinie, żeby wybić grzyby, które mogły zniszczyć zbiory” – pisze. Po maturze dostał się na prawo na Uniwersytecie Wrocławskim. A potem zrobił spektakularną karierę. „Moja biografia po skończeniu studiów czyni mnie osobą, którą skrajna lewica powinna zwalczać. Po studiach pracowałem w centrum Warszawy, w szklanym biurowcu, przychodząc do pracy w garniturze”.
„My to patointeligencja, katolickie przedszkola, strzeżone osiedla” – śpiewa jego syn, Michał, rocznik 2000, w jednym z największych przebojów ostatnich lat. O dzieciakach, którym rodzice chcieli dać wszystko i jeszcze więcej. „Kurator, angielski i gegra, dilerka dla sportu, nie po to, by przetrwać. Szkoła, korty, dodatkowe zajęcia, korki, butelki i elki na zdjęciach. Rzucamy chujami i nie jemy mięsa. Dobrze wychowani, wciągana jest kreska w bawełnianych sweterkach”.
Czytaj też: Zbigniew Zamachowski: „Żadna władza nie zabierze mi dumy z tego, jakiego skoku dokonał mój kraj, a ja wraz z nim”
Jak tata Maty został prawnikiem
Marcin Matczak przez całe studia chciał udowadniać, że się nadaje na prawnika. Że choć jest z małego miasta, może być tak samo dobry, jak dzieci adwokatów i profesorów. A nawet lepszy. Egzamin z prawodawstwa uchodzi za jeden z najtrudniejszych na drugim roku prawa. Matczak, wtedy lekko pucołowaty blondyn w białej koszuli, wychodzi z niego z szerokim uśmiechem. Jako jedyny zdał na piątkę, a potem wdał się w długą rozmowę z egzaminatorem. Dostaje stałe zaproszenie na spotkania pracowników naukowych.
– Dyskutował z nami jak równy z równym – wspomina prof. Andrzej Bator, prawnik z Uniwersytetu Wrocławskiego, promotor doktoratu Matczaka. – Był oczytany, z własnymi poglądami. Robił wrażenie na wykładowcach, u rówieśników wzbudzał zazdrość. Wiedzieliśmy, że nie jest to typ dziecka z rodziny inteligenckiej, które wyniosło bogaty kapitał kulturowy z domu. Wszystko musiał zdobyć, wyczytać sam. To robiło na mnie duże wrażenie. Jak gigantyczną pracę musiał wykonać, żeby dokonać takiego awansu. Nie zawsze był lubiany, nie miał łatwego życia wśród rówieśników.
Prof. Bater wspomina rozmowę sprzed 20 lat. Matczak odwoził go do domu wysłużonym daewoo tico. Właśnie urodził mu się syn. „Nie utrzymam rodziny z pensji asystenta” – wyznał.
– Na wydziale prawa panowała zasada, że pracownik naukowy nie może pracować nigdzie poza uczelnią – opowiada prof. Bator. – Marcin nie miał wyboru, musiał iść do jakiejś firmy, ale nikomu o tym nie powiedział. Marzył o byciu naukowcem, ale musiał zarabiać. Któregoś razu spóźnił się na zajęcia, innym razem poprosił o zastępstwo, w końcu się wydało, że pracuje w biurze wielkiej firmy doradczej. Popadł wtedy w konflikt z szefem katedry, który powiedział, że nie chce być promotorem jego doktoratu. Kiedy Marcinowi skończył się kontrakt, szef spowodował, że nie wygrał on konkursu na następną kadencję. Ostatecznie doktorat obronił, ale ze względu na pracę zawodową przeniósł się do Warszawy. Kilka lat później wygrał konkurs na stanowisko w katedrze filozofii prawa.
Jak Mata chciał zostać dresiarzem
Michał Matczak długo chciał udowadniać, że się nadaje na rapera. Bo przecież rap nie jest dla wychuchanych dzieciaków z katolickiej podstawówki. Rap to bieda, gangsterka i osiedlowa ławka.
– Zafascynowałem się najpierw Paktofoniką, a potem ulicznym hip-hopem: Peją, Chadą… Brutalnością tego świata, ale też jego szczerością, prawdziwością – opowiadał Mata w jednym z wywiadów. – Dopiero po jakimś czasie, kiedy zacząłem głębiej wchodzić w te teksty, dotarło do mnie, że dla mnie nie ma tu miejsca. Że nie mam prawa rapować. Ciążyło mi to. Do tego stopnia, że próbowałem odcinać się od swojego pochodzenia: chodziłem do szkoły w dresach i czapce z daszkiem. Ubierałem się jak taki stereotypowy blokers.
„Nigdy nie chciałem być biały i zawsze tu chciałem być gangsta. I zawsze tu chciałem być z bloków i zawsze tu chciałem być z getta” – rapuje Mata w „Patointeligencji”.
Piosenkę w ciągu kilku dni odsłuchano dziesięć milionów razy. Z dnia na dzień cała Polska zaczęła się interesować młodym raperem. „Wstałem jak co dzień rano i się okazało, że świat pojebało. Dzwonią telefony u mnie na chacie, dzwonią telefony moim ziomalom. Chcą wiedzieć wszystko o Macie, wszystko o Pato” – zaśpiewa później w piosence „Patoreakcja”.
Kilka dni po premierze „Patointeligencji” rozpoczyna się dyskusja. Jedni nazywają Matę głosem pokolenia, inni – symbolem upadku liberalnych elit. Dyrektor liceum im. Stefana Batorego, w którym Mata zdał międzynarodową maturę, wyraża oburzenie. Piosenką zainteresowała się nawet TVP. By pokazać upadek „kasty prawników” i elit III RP.
Nie brakowało tych, którzy twierdzili, że pochodzący z dobrze sytuowanej, inteligenckiej rodziny Mata nie nadaje się na rapera. – Takie głosy nie mają żadnego sensu – mówi dziennikarz Marcin Flint. – Już w pierwszym pokoleniu naszych twórców rapowych nie brakowało ludzi z dobrze sytuowanych, inteligenckich rodzin. Jak patrzę po Warszawie, to robotnicza Wola czy praskie kamienice prawie rapu nie generowały, choćby dlatego, że trzeba było mieć komputer i mikrofon, znać kogoś, kto ma i chce się z tobą zadawać. Tylko ci z „dobrych domów”, ale raczej się tym nie chwalili, bo byłby obciach.
– Naszym „blokiem” zawsze była szkoła – powiedział Mata w jednym z wywiadów. – Naszą „ławką” była męska szatnia albo Złote Tarasy.
– Pochodzenie mogło Macie ułatwić start, bo czym są puste zarzuty o „bananowość”, kiedy masz na starcie kapitał kulturowy – tłumaczy Marcin Flint. – A rap to w dużej mierze metafory, porównania, nawiązania, koncepty. Światli rodzice, dobra szkoła, dom z biblioteką i płytoteką to lepszy punkt wyjścia do operowania słowem i muzycznej świadomości. Gdyby Mata udawał ulicznika, byłby nieautentyczny.
Jak tata Maty został obrońcą III RP
– Po 2015 r., z inicjatywy Grażyny Kopińskiej, stworzyliśmy przy Fundacji Batorego grupę prawników, która podjęła się monitorowania nadużyć władzy w sferze prawa – opowiada Aleksander Smolar, były prezes Fundacji. – W grupie tej był prof. Marcin Matczak, od początku odgrywał w niej istotną rolę. Dzięki zaangażowaniu, przenikliwości i wiarygodności był coraz silniej obecny w życiu publicznym jako obrońca zasad państwa prawa.
– To jest człowiek sukcesu – dodaje prof. Andrzej Bator. – Za co się nie weźmie, jest w tym dobry. Pamiętam jakąś konferencję naukową w Karpaczu. Ktoś wziął gitarę i wieczorem próbował brzdąkać. Marcin mówi: „Co się tak męczysz, daj”. I zagrał tak, że szczęki nam opadły. Następnego dnia inny kolega opowiadał kawały. I znów: okazało się, że Marcin zna ich najwięcej i umie najlepiej opowiadać. Prymusek.
– Wielką zaletą wystąpień publicznych Marcina Matczaka była jego zdolność mówienia o złożonych nawet kwestiach prawa w sposób zrozumiały dla wszystkich – mówi Aleksander Smolar. – Zdawał sobie sprawę, że ezoteryczny często język prawników uniemożliwia dotarcie do szerokich kręgów społecznych z argumentami ukazującymi nadużycia władzy. Wszystko, co robił w czasie tych lat, było zaprzeczeniem absurdalnych zarzutów, które zaczęli formułować różni uczestnicy ataków na Matczaka w związku z książką, którą poświęcił swojemu synowi, i rzekomym namawianiem do upowszechnienia pracy 16-godzinnej.
W pisowskiej Polsce prof. Matczak szybko staje się jednym z donośniejszych głosów liberalnej opozycji. Krytykuje zamach na Trybunał Konstytucyjny i sądy.
Kiedy na początku 2021 r. Andrzej Duda podpisał jego nominację profesorską, zapowiedział, że jej nie przyjmie. „Szczególnie teraz jestem zobowiązany pozostać wierny wartościom, które są bliskie każdemu prawnikowi: wierności Konstytucji i szacunkowi dla prawa” – napisał do Dudy. „Pana działania w ostatnich latach były, niestety, zaprzeczeniem tych wartości (…) Nie mogę pozwolić na to, aby uściśnięcie Pana dłoni zostało odebrane jako choćby cień akceptacji dla tych działań”.
Zobacz też: Marek Kondrat. Rzucił aktorstwo i winiarski biznes. Zaszył się daleko od Polski. Dlaczego?
Czy Mata i tata są z TVN
Pytamy o Matę warszawskich licealistów.
– Nie jestem może wielkim fanem jego muzyki, ale muszę przyznać, że jest autentyczny – mówi Franek, maturzysta z prywatnego liceum. – Opowiada o rzeczach, które każdy człowiek w tym wieku zna.
Małgosi nie podoba się to, że Matę nazywa się głosem pokolenia. – Ale nie wiem, czy można go za to winić. Jest trochę wpychany nam wszystkim do gardeł jako głos pokolenia, którym okrzyknęły go 40-letnie matki oglądające TVN – irytuje się.
Nauczyciel polskiego z renomowanego warszawskiego liceum dodaje, że w ogóle nie rozumie dyskusji wokół „Patointeligencji”. – To samo mógłbym powiedzieć o liceum, do którego chodziłem 20 lat temu. To wygląda trochę tak, że bogate mamusie i tatusiowie, którzy całe życie chuchali na swoje dzieci, nie mogą wyjść ze zdziwienia, że te dzieci, zamiast chodzić na balet, hiszpański i co tam jeszcze, biorą ich pieniądze i imprezują. Rodzice uwierzyli, że jak dadzą swoim dzieciom wszystko, to te dzieci będą pod linijkę. Mata wpuścił trochę powietrza do tego nieco tandetnego świata wielkomiejskich elit. Tyle że to wszystko się odbywa w bezpiecznej konwencji oburzenia: „O Boże, dzieci nam się zbuntowały!”.
– To wina Maty, że rodzice się oburzają tandetnie?
– Nie. To wina mediów. W tym sensie to, co robi Mata, to także „spierdalaj” w stronę liberalnych mediów i wizji świata, którą promują. Oby tylko nie zostało to upupione. Zauważ, że mamusie i tatusiowie już się przyzwyczaili do Maty i sami go słuchają. I z buntu robią buncik.
Szesnaście godzin
A potem prof. Matczak wydał książkę „Jak wychować rapera”. Tłumaczył, że „nie jest żadną receptą na wychowanie – jest raczej opowieścią o naszej wspólnej historii i o wartościach, które grają w tej historii ważną rolę”.
Poeta Jacek Podsiadło napisał o książce prof. Matczaka, w której jest miejsce i na wspomnienia rodzinne, i na publicystyczne fragmenty o demokracji, że jest „źle napisana”, a jej autor pozuje na „prawnika – celebrytę”. „Nie wiedziałem o istnieniu rapera Maty, dopóki jego ojciec nie zaczął w mojej lodówce opowiadać, że napisał o synu książkę, że powinienem ją przeczytać i że on wie, jak dobrym pomysłem jest międzypokoleniowa lektura tej książki. W obronę prawa synalka do chlania, rzygania i rozbijania butelek prawnik katolik angażuje Arendt i Fromma”.
– A potem Marcin popełnił błąd i postanowił walczyć z Podsiadłą – ironizuje znajomy profesora. – A potem z „Tygodnikiem Powszechnym”. I z Twardochem. I nawet coś o Masłowskiej napisał.
„Matczak ze swoim uprzywilejowaniem wjeżdża na scenę niczym Rysio Kalisz swoim jaguarem, a potem się dziwi, że jest inba” – podsumował Galopujący Major, publicysta „Krytyki Politycznej”.
– A potem – kontynuuje znajomy prof. Matczaka – Marcin naraził się młodym, mówiąc, że „wątpi, aby byli gotowi pracować po 16 godzin na dobę”, czym dał amunicję wszystkim tym, którzy uważają, że praca w takim wymiarze jest niezdrowa. I tak Marcin – bardzo zdolny prawnik, przyzwoity człowiek i fajny gość – stał się celebrytą. Niestety.
Słuchasz Maty, synu?
Jedno jest pewne: obaj Matczakowie są dziś gwiazdami, a Mata – który ostatnio przyciągnął na swój warszawski koncert 40 tysięcy ludzi – jest dziś kimś więcej niż tylko autorem popularnej i nieco szokującej piosenki. Jest jednym z ważniejszych młodych polskich raperów. – Same liczby wymuszają szacunek – mówi Marcin Flint, komentując liczbę odsłuchań piosenek Maty w internecie. – Ale to jest budowane na umiejętnościach. Jeżeli ktoś mówi, że na koneksjach ojca, to znaczy, że nie śledzi tej kariery.
– Obaj panowie mówią do innej publiczności, innymi językami, ale w jakimś sensie są podobni: to typy self-made mana – mówi Paweł Tkaczyk, specjalista od budowania marek. – Czy młody Matczak zawdzięcza karierę ojcu? Nie bardziej niż każde dziecko rodzicom, którzy dbają o jego edukację. Przecież Matczak senior nie wprowadził syna na hip-hopowe salony. Czy sam zbudował swoją pozycję na popularności syna? Też nie, miał przecież swoją publiczność i dokonania wcześniej.
Pytany o fenomen popularności Maty, którego słuchają i młodzi ludzie, i ich rodzice, Tkaczyk przywołuje rysunek krążący po sieci: ojciec rozmawia z synem. „Słuchasz Maty, synu?” – pyta. „Koniecznie musisz nadrobić. Jebie PiS, wyzywa Kurskiego. To jest głos twojego pokolenia”.
Czytaj też: Maria Peszek: Polska jest dziś w trudnym, bolącym momencie. Bez szansy na łatwe rozwiązanie
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS