Z innych wyliczeń wynika, że wcale nie musi dojść do recesji w Niemczech. Poza tym jeśli nadal będziemy kupować gaz w Rosji, zostawimy w rękach Putina potężne narzędzie polityczne…
– Obawiam się, że rząd nadal bardziej koncentruje się na pytaniu „co nam to da ekonomicznie?” niż na strategicznym: „Jak powstrzymać wojnę?”. I nie wszystkie argumenty są uczciwe. Gdy minister spraw zagranicznych Annalena Baerbock tłumaczyła, że gdyby Niemcy zrezygnowały z rosyjskiego gazu, w kraju „zgasłyby światła”, była to jawna przesada.
Niestety, nasz rząd nie robi wszystkiego, co mógłby zrobić. Jeśli jesteś potężnym krajem UE i skupiasz się na blokowaniu, to jest bardzo złe. Bo w obliczu wojny w Ukrainie taka jest właśnie odruchowa odpowiedź Niemiec: „Nie możemy tego zrobić”. Nie podoba mi się to. Jeśli już mówimy „nie”, musimy wyjść z dwoma, trzema propozycjami, co można zrobić w zamian. Niestety, kanclerzowi Scholzowi brakuje determinacji, żeby walczyć z wrogiem. Niemcy muszą wreszcie przedstawić jakąś inicjatywę. Bo przecież mamy tylko jeden cel, żeby Rosja nie wygrała. Wszystko inne jest podrzędne. Tak długo jak Putin będzie sprawował władzę, nie ma szans na trwały pokój w Europie…
Dlaczego Scholz tak postępuje? Tuż po rozpoczęciu wojny wygłosił dramatyczną mowę, w której zapowiadał, że od tej chwili Niemcy będą postępować inaczej. Ponieważ wojna Putina oznacza „nową rzeczywistość”.
– Na razie jest to przełom na tak zwolnionych obrotach, że często trudno go dostrzec. Wynika to choćby z tego, że w SPD nadal jest dużo ludzi, którzy trzymają kciuki za to, żeby wojna sama z siebie szybko się skończyła, a potem sprawy wróciły mniej więcej do normy. Ale oczywiście tak nie będzie, Putin tak nie działa.
Poza tym Scholz jest politykiem, który zawsze szuka kompromisu. Ja trochę ustąpię, ty trochę ustąpisz i spotkamy się pośrodku – to jego sposób działania. Ale kiedy ma się do czynienia z Putinem, co to miałoby dać? Przecież Putin nienawidzi kompromisów. I nie mamy żadnego sygnału, że zamierza zmienić zdanie w kwestii wojny. A nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni, to nie na długo. Tylko jedna linia ma sens: robić wszystko, żeby Ukraina wygrała. A przynajmniej tyle, żeby Rosja nie wygrała. Scholz zachowuje się, jakby tego nie rozumiał.
Czytaj też: „Wyszła na jaw mizeria Rosjan. Straszyli na defiladach, a okazało się, że g… mają”
Zapowiadał pan, że Scholz będzie dobrym kanclerzem. Jest pan rozczarowany?
– Trochę jestem. Mowa o przełomie była naprawdę dobra. Ale od tej pory nie widzieliśmy i nie słyszeliśmy nic, co stanowiłoby jej kontynuację. Jeśli Scholz naprawdę wierzy, że „wojna Putina jest punktem zwrotnym w historii”, ma obowiązek walczyć o tę sprawę. Zamiast tego zajmujemy się mówieniem tego, co niemożliwe, co świadczy przede wszystkim o naszym stanie umysłu.
Owszem, Berlin dostarcza teraz broń Ukrainie, ale jej wartość stanowi jedną dziesiątą dotychczasowej amerykańskiej pomocy wojskowej. Oraz część tego, co dostarcza malutka Estonia.
Musimy też coś zrobić z naszą armią. Jej wątpliwy stan stał się jeszcze bardziej oczywisty, gdy Putin ruszył na wojnę. Kilka dni wcześniej szef niemieckiej marynarki wojennej musiał ustąpić ze stanowiska, po tym jak zasugerował, że Putin „pragnie jedynie szacunku”. Kiedy wojska rosyjskie najpierw zbombardowały, a potem rozpoczęły marsz na Kijów, szef niemieckiego wywiadu zagranicznego znalazł się w pułapce w stolicy Ukrainy i musiał zostać „ewakuowany”. Dowódca niemieckiej armii w swojej pierwszej reakcji na wojnę napisał w osobistym wpisie, że nasze siły zbrojne są „mniej lub bardziej nagie”. Niemcy muszą zrobić wszystko, aby stać się militarnym graczem, który odegra w NATO i UE rolę współmierną do swojej siły gospodarczej.
W Niemczech istnieją dziś dwie główne narracje: „Nigdy więcej wojny” i „Nie stać nas na to”. Która z nich w końcu wygra?
– Postawa „Nie stać nas na to” jest nieraz potrzebna. Lekceważąc argumenty ekonomiczne, możemy sobie strzelić w stopę. Ale mam nadzieję, że w końcu frakcja „Nigdy więcej wojny” zwycięży. Choć na razie jest, niestety, po równo…
Niemcy stały się najbardziej krytykowanym krajem Europy. Jeszcze wczoraj wychwalano Angelę Merkel za to, że gwarantowała stabilność Europie. Dziś pisze się wyłącznie o jej „toksycznym dziedzictwie”. Rezultat jest oczywisty: najpotężniejszy kraj UE utracił moralną legitymizację, aby przewodzić Europie…
– Sporo w tym przesady, bo nie jest tak, że Niemcy nic nie robią. Robią, tyle że nie dość. Problem polega też na tym, że nasz rząd nie dostrzega, jak to jest oceniane w innych krajach. I w rezultacie jesteśmy na cenzurowanym, a prezydent Steinmeier ma blokadę na wizytę w Kijowie. Ja to w pewnym sensie rozumiem: jego polityka wobec Rosji od lat była bardzo zła. I prawdę mówiąc, myślę, że chciał pojechać do Kijowa, aby wszyscy zapomnieli o jego przeszłości, a nie po to, żeby pomóc Ukrainie. Ale mimo wszystko jest reprezentantem swojego kraju. Powinien zostać przyjęty przez Zełenskiego.
Niemcy popełniły tak wiele pomyłek wobec Rosji, ale część polityków SPD wciąż ma nadzieję, że Putin w końcu postawi na pokój? W innych krajach nikt tego nie mówi głośno. No, może Jeremy Corbyn albo Le Pen…
– To skomplikowane. W Niemczech mamy te prorosyjskie odruchy. Zwłaszcza na Wschodzie, co jest podwójnie dziwne, bo przecież obywatele dawnej NRD poznali Rosjan z bardzo bliska. To jest również problem SPD. Oni wmówili sobie, że wszystko, co robili w ostatnich latach, jest kontynuacją polityki wschodniej Willy’ego Brandta. I że nie ma innego wyboru. W rezultacie uzależnili nas od rosyjskiej energii, co było bardzo głupie i szkodliwe.
Czytaj też: „To jest jedyny wybór: albo Rosja dozna wielkiej klęski, albo czeka nas kolejna wojna”
Przecież nie można za to wszystko obwiniać Gerharda Schrodera i jego coraz mniej liczną frakcję w SPD.
– To jest bardzo dobre pytanie. Wielu naszych polityków postrzega Niemcy jako wielką potęgę, która rozmawia z Rosją i rozumie Rosję, co jest nieprawdą. A przy okazji zapominamy, że są inne państwa, które znajdują się między Niemcami i Rosją, które są naszymi prawdziwymi sąsiadami. To mnie zawsze oburzało…
Myślę, że niemała część własnej historii nie została przez nas przyswojona. Niemcy nazistowskie współpracowały ze Stalinem i razem napadły na Polskę. Wiedzieliśmy o tym, ale to zostało wyparte, ponieważ potem Hitler napadł na ZSRR. Dla Polaków, dla państw bałtyckich to jest niezwykle ważne, a w niemieckiej pamięci niemal nieobecne. I kiedy pan pyta dlaczego „Nigdy więcej wojny” może przegrać, może się to stać właśnie dlatego, że odwróciliśmy się od części własnej historii. Annalena Baerbock jest bardzo moralnym politykiem. Ale tuż przed wojną powiedziała, że z historycznych powodów Niemcy nie dostarczą broni Ukrainie. Powiedziała to w Kijowie, który Niemcy tak straszliwie zniszczyli w czasie wojny. Zamknęliśmy oczy na własne zbrodnie, które popełniliśmy w Ukrainie. Stąd również dzisiejsze błędy. Nasze poczucie winy było skupione na Rosji.
I to się nie zmieni?
– Zmiana w Niemczech jest prawdziwa. Choć, jak mówiłem, dokonuje się w bardzo zwolnionym tempie. Nie ma już powrotu do idei specjalnych relacji niemiecko-rosyjskich. I przekonania, że Niemcy znają Rosję lepiej od innych i wiedzą, jak ją oswoić i do niej przemawiać. Z tym na szczęście koniec.
Niemiecka polityka angażowania Rosji od samego początku była zła? Fiona Hill mówi, że Niemcy nie dostrzegli, że Putin traktuje silne więzy gospodarcze jak broń wzajemnego zniszczenia: jeśli uderzycie we mnie sankcjami, to wam też bardzo zaszkodzą. Ale można też argumentować, że Putin zdecydował się na wielką wojnę dopiero, kiedy pani Merkel odeszła…
– Jestem pewny, że gdyby pani Merkel była nadal u władzy, nie powstrzymałaby Putina. Przecież siły rosyjskie były gromadzone na granicy od roku, gdy jeszcze była kanclerzem. Było to naruszenie karty ONZ i prawa międzynarodowego. Rząd niemiecki powinien to zdecydowanie potępić. A nie zrobiliśmy tego. Jeden z problemów polega na tym, że my widzimy Putina i Rosję jako jedność. A lud rosyjski i ten zbrodniczy reżim to nie to samo. Już dawno temu można było rozpoznać kryminalny i hipernacjonalistyczny charakter reżimu Putina, ale odwracaliśmy oczy. I to go zachęcało, by się nie zatrzymywał i nadal robił straszne rzeczy. I w końcu zaatakował Ukrainę. Przecież w rok po agresji na Krym rząd Merkel zatwierdził Nord Stream 2. Moskwa potraktowała to jako milczącą zgodę na zbrojne przesunięcie granicy. Duża część niemieckiego sukcesu gospodarczego opiera się na taniej energii – rosyjskim gazie. Ale my nigdy nie liczyliśmy, ile to nas kosztuje w sferze bezpieczeństwa. I teraz zaczynamy za to płacić.
Pani Merkel była przez Zełenskiego zapraszana do Buczy, aby ujrzała, co zrobili Rosjanie. I krytykowana za to, że w 2008 r. Niemcy blokowali wejście Ukrainy do NATO. Myśli pan, że kiedyś to skomentuje? Wiemy, że pisze pamiętniki.
– Pani Merkel zajmowała się głównie zarządzaniem kryzysowym w stosunkach z Rosją. Kiedy Putin coś zrobił, starała się jakoś reagować. Ale nigdy nie była wielkim strategiem. Nie widziała zagrożenia, jakie niesie z sobą to rzekome oswajanie Putina. Nord Stream 2 był co prawda pomysłem SPD, ale ona na to poszła. Zobaczymy, jak w swoich memuarach odniesie się do obecnej krytyki. Przypuszczam, że będzie coś w rodzaju: „To nie było zbyt dobre. Ale musiałam to zrobić, zważywszy na okoliczności”. Nie mam żadnej nadziei na rozliczenie, na mea culpa. Pani Merkel bardzo nie lubi samokrytyki.
Premier Morawiecki kierował bardzo nieprzyjemne słowa pod adresem Merkel, stawiając ją pod pręgierzem. Polski rząd jest dziś w fazie: „A nie mówiliśmy. To my mieliśmy rację w kwestii rosyjskiej”. Jak to wpłynie na relacje Berlin-Warszawa?
– Na pewno nie ułatwia to sytuacji. Scholz na samym początku swojej kadencji pojechał do Warszawy. Bardzo mu na Polsce zależy. Ale najpierw Polska musi znowu stać się pełnoprawnym członkiem UE. A nie takim, który kwestionuje wszystkie podstawowe wartości. Mam nadzieję, że już niebawem Polska zdobędzie wiodącą pozycję w UE. Ale w wymiarze praktycznej polityki na razie nie jest to zbyt oczywiste.
Henning Hoff jest niemieckim politologiem związanym z German Council of Foreign Relations. Publikował m.in. w „Time”, „Zeit”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Był redaktorem naczelnym „Berlin Policy Journal”. Obecnie redaktor naczelny „Internationale Politik Quarterly”
Czytaj też: „W Putinie nie ma cienia człowieka. To postać ulepiona z KGB-istowskich wzorów niczym z plasteliny”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS