[Wpis z 12.10.2020]
No i bo jakże nie pisać, kiedy tyle się dzieje?
Dzieje? Chciałem powiedzieć: raczej nie dzieje. Od 04 X, dnia, kiedy encyklika została podpisana i opublikowana, jeszcze o niej słowa w kościele nie słyszałem (a bywam dość często). W internecie samozwańczy „tradsi” dostają szajby, ale, po pierwsze, to jest chyba jakiś „protokół Franciszek” i gdyby papież powiedział, że lubi placki, to też by został oskarżony o herezję, po drugie – od czasu rozpoczęcia kampanii przeciwko przyjmowaniu Komunii na rękę trudno im będzie zrobić cokolwiek, co mnie jeszcze zdziwi. Bardziej konstruktywnie wypowiadali się bodaj tylko Rafał Woś i Tomasz Terlikowski.
Niemniej, o encyklice trzeba będzie rozmawiać, prędzej czy później, choćby „okrężnie”, tak jak mimo najbardziej tytanicznych wysiłków nie uniknęliśmy debaty o „Amoris laetitia” czy „Evangelii gaudium”. A zatem i ja się wypowiem, a co (kto klasie średniej zabroni?).
Od razu zapowiadam, że będę „stronniczy”. Nie wiem, czy ktokolwiek śledzi moją pisaninę na tyle, aby nabrać zorientowania w sprawie, ale mojej sympatii do urzędującego Piotra nie ukrywam i popieram, en bloc, jego program reformy Kościoła, oczywiście w sensie ogólnym, rozumiejąc, że w aplikacji szczegółowej należy uwzględnić specyficzne warunki i charakter Kościoła polskiego (ale przecież między innymi o to chodzi w tej reformie!), a także, że ja tych warunków nie znam i nie powinienem zanadto mędrkować, dlatego że uważam ten-że program za „Chestertonowski” bądź przynajmniej „chestertonizujący”, to znaczy: popychający Kościół w stronę ideałów propagowanych, implicite bądź explicite, przez mojego ulubionego pisarza, oczywiście biorąc poprawkę na zmianę warunków, jaka dokonała się przez te sto lat. „Fratelli tutti” mnie w tej materii nie zawiodło. Jeśli jest bowiem ów list pasterski czymkolwiek, to na pewno środkiem jednoznacznej „chestertonizacji” katolickiej nauki społecznej, czy też może po prostu – jej „dystrybucjonizacji”. Nigdy wcześniej tak jednoznacznie nie wybrzmiały w nauczaniu papieskim postulatu ruchu dystrybucjonistycznego w jego „Chestertonowskiej” (to znaczy istotnej) odmianie. I to właśnie postaram się (rzecz jasna wybiórczo, zwięzłości gwoli) w tym skrócie pokazać.
Czy zatem ta encyklika jest? Zacznę może od tego, czym nie jest. Otóż nie jest rewolucją, przynajmniej nie taką, jak się o tym rozpowszechnia plotki. Bo i dużo mówi się o tym ostatnio, że papież ZMIENIA obowiązującą naukę na temat kary śmierci i wojny sprawiedliwej. Otóż lektura (tak tylko nadmieniam…) tego dokumentu jasno pokazuje, że nie. Nie zmienia. W punkcie 258 czytamy: „Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości uprawnionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, co oznacza wykazanie, że istnieją pewne ‘ścisłe warunki uprawnienia moralnego’. Łatwo jest jednak popaść w zbyt szeroką interpretację tego możliwego prawa. Próbuje się w ten sposób usprawiedliwić także ataki ‘prewencyjne’ lub działania wojenne, które łatwo pociągają za sobą „poważniejsze zło i zamęt, niż zło, które należy usunąć”. Chodzi o to, że od czasu rozwoju broni jądrowej, chemicznej i biologicznej, a także ogromnych i coraz większych możliwości, jakie dają nowe technologie, wojnie dano niemożliwą do skontrolowania moc niszczycielską, która uderza w wielu niewinnych cywilów. Doprawdy ‘ludzkość nigdy nie miała tyle władzy nad sobą samą i nie ma gwarancji, że dobrze ją wykorzysta’. Nie możemy już zatem myśleć o wojnie jako o rozwiązaniu, ponieważ ryzyko prawdopodobnie zawsze przeważy nad przypisywaną jej hipotetyczną użytecznością. W obliczu tej sytuacji, bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wiekach, by mówić o możliwości ‘wojny sprawiedliwej’”. W punktach 263 oraz 267 zaś: „Jest jeszcze jeden sposób na wyeliminowanie drugiego; sposób, który nie jest wymierzony w kraje, ale w człowieka. To kara śmierci. Św. Jan Paweł II jasno i stanowczo deklarował, że jest ona nieadekwatna na poziomie moralnym i nie jest już niezbędna na poziomie karnym. Nie do pomyślenia jest wycofanie się z tego stanowiska. Dziś mówimy wyraźnie, że ‘kara śmierci jest niedopuszczalna’ i Kościół angażuje się z determinacją, postulując jej zniesienie na całym świecie. […] Chciałbym podkreślić, że ‘nie sposób sobie wyobrazić, aby współcześnie państwa nie mogły dysponować innymi środkami niż kara śmierci, by bronić życia innych osób przed niegodziwym napastnikiem’”. Nie chodzi zatem o zmianę doktryny ale o aplikację już ISTNIEJĄCE I UZNAWANEJ doktryny w nowych warunkach. Ta kwestia z samej definicji, przedmiotowo, nie może podpadać po nauczanie nieomylne (jak zresztą przytłaczająca większość nauczania Kościoła). Z papieżem można polemizować. Natomiast trzeba to robić rzetelnie, a nie oskarżając go, że coś-tam zmienia, kiedy tego nie zmienia. To tak na marginesie. Powiedziawszy to, przejdźmy do meritum.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS