Oklaski w teatrze po zakończonej właśnie sztuce tak naprawdę nie są okazaniem wdzięczności jedynie za zagraną sztukę ani nie doceniają zaangażowania aktorów jedynie w czasie spektaklu. Oklaski wybrzmiewają także dla docenienia wszystkiego, co dokonało się wcześniej. Nie byłoby tego spektaklu, gdyby nie ciężkie chwile prób aktorów wraz z reżyserem, gdyby nie zarwane noce piszącego scenariusz, gdyby nie ciężka praca scenografów i oświetleniowców. Nie było by gromkich oklasków, gdyby nie długie lata studiów w szkole teatralnej docenianych przez nas aktorów i ich mozolnych, długich treningów przed lustrem. Nie byłoby tych chwil, gdyby kiedyś zabrakło w ich życiu zauważenia talentu, wydobycia go na światło dzienne i pragnienia pogłębiania go.
Transmisja Mszy św. w 25. niedzielę zwykłą
Po sztuce następują gromkie brawa. Ich dźwięk dociera dalej niż nam się wydaje. Dociera do chwil, kiedy ktoś pragnął zadbać o precyzję, o małe rzeczy, o sprawy, które bezpośrednio nie prowadzą do sukcesów, nie są spektakularne. Niejeden raz ktoś mógłby zapytać: „Po co to wszystko? Po co to robić?”. Tak łatwo jest się poddać, kiedy zapisane kartki scenariusza trzeba wyrzucić do kosza, kiedy reżyser okazał niezadowolenie wobec aktorów, kiedy kolejna próba nieudana. Kiedyś jednak widzowie podniosą się z krzeseł i z ogromnym podziwem nie będą w stanie przestać bić braw.
W liturgii słowa Bożego dzisiejszej niedzieli Pan Jezus raczej nas nie zaskakuje, bo przecież nie raz podkreślał, że nie liczy się tylko to, jak nas widzą i jak nas słyszą, ale liczy się to, co dzieje się w naszym wnętrzu. Nie raz podkreślał, że nasze słowa, czyny, postawy skądś się biorą i gdzieś jest źródło wszystkiego, co sobą prezentujemy i w ogóle tego, jacy jesteśmy. Słowa Jezusa: „Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny, a kto w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy, ten i w wielkie nieuczciwy będzie” (Łk 16,10) może nas nie zaskakują, ale dają do myślenia. Tu nie chodzi tylko o wspomniane sztuki teatralne, ale jeżeli już ten przykład przywołałem, to warto przytoczyć słowa piosenki śpiewanej przez Zbigniewa Wodeckiego: „Teatr uczy nas żyć, życie uczy nas udawać”.
Czasami człowiek czeka na spektakularne wydarzenia, a one już zaczynają się w naszej zwykłej codzienności. Chciałby odnieść wielkie sukcesy, a one już kryją się w kolejnych porażkach. Czeka na gromkie brawa, a one wybrzmiewają już w głuchej ciszy samotności. Chciałby być wysportowany, a marzenie czuć w silnych bólach mięśni po pierwszym treningu na siłowni. Marzy o dobrej pensji, a ona już wypełnia portfel pierwszą, ciężko zapracowaną złotówką. W końcu chciałby stanąć przed Bogiem pokazując Mu, jakim był dobrym człowiekiem, a dobro kryje się w jednym, malutkim, niepodziwianym przez innych geście.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS