W Łomży śnieg i minus 2 stopnie mrozu. Czwartek około wpół do drugiej. Parterowy budynek przy Sosnowej: okna pootwierane i drzwi do klatki i mieszkania otwarte na przestrzał. Z kuchni kaflowej buchają płomienie i kłęby dymu. Wyją czujki alarmowe, w powietrzu smród spalenizny, szczypiącej w gardło i w oczy. Wysoki mężczyzna białą płachtą rozgania chmury gryzącego dymu. Wszędzie aż siwo w powietrzu. – Boję się o dzieci, że coś złego im się stanie… – ociera łzy 22-letnia Amanda. Od roku prosi ZGM o naprawę pieca i kuchni z przewodami kominowymi w mieszkaniu komunalnym.
Na przenikliwe piskanie czujek nakłada się wycie syreny strażackiej. Do mieszkania wchodzi kilku rosłych strażaków. Sprawnie przeglądają stan 2 pomieszczeń, rozsuwają popękane płyty żeliwne na kuchni od wejścia i sprawdzają, co się dzieje z piecem w pokoju. Po kilkunastu minutach węgiel w kuchni nie płonie, dym i swąd snuje się po kątach, strażacy zakazują młodym małżonkom używania groźnych dla zdrowia i życia ludzi urządzeń. Dobrze, że obie czujki zadziałały, nikt nie spłonął i nie zatruł się bezwonnym czadem… A cztery lata temu trójka ludzi zginęła w mieszkaniu komunalnym w kamienicy przy ul. Dwornej: 55-latek, 46-latek i 38-letnia kobieta. Strażaków wezwali lokatorzy innego mieszkania, gdyż włączyła się czujka wykrywająca czad. Strażacy wyważali drzwi i ugasili ogień. Sekcja zwłok zmarłych potwierdziła, że wszystkich troje zabił czad, zwany cichym zabójcą…
“Codziennie dymu jest strasznie dużo”
Przy Sosnowej Amanda mieszka od urodzenia. – Mieszkam u babci, która ma astmę. Wyprowadziła się do córki, do bloku, bo tutaj nie mogła przez te dymy normalnie oddychać – tłumaczy w sieni. Z mieszkania na parterze obok wyglądają zdezorientowane, ale i zaciekawione tyloma ludźmi naraz dzieci: 4-letnia Kornelka i 2-letni Igorek. – Ta kuchnia kaflowa z fajerkami jest i do gotowania, i do ogrzewania mieszkania, a piec kaflowy jest tylko do ogrzewania pokoju. Jak w czasie rozpalania w nich ognia zaczyna w domu dymić, to dzieci zaprowadzam do sąsiadki, otwieramy okna i machamy ręcznikami i poszewkami. Tu naprawdę nie da się mieszkać, codziennie dymu jest strasznie dużo, a dzieci i tak chodzą w swetrach. Najbardziej boimy się spać w nocy, czy czujniki w ogóle zareagują.
[embedded content]
Grzegorz Wilczyński z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej potwierdza: czad – tlenek węgla CO nie ma smaku, zapachu ani barwy, więc go nie widać. To nie czad, lecz dym szczypie w oczy i gryzie, dusi w gardle. Obawy Amandy i męża Sebastiana są zasadne: czad jest silnie trujący i śmiertelnie niebezpieczny. Nawet niewielkie stężenie CO w powietrzu grozi człowiekowi śmiercią.
Kilka lat temu doszło do tragedii w bloku komunalnym przy Spokojnej: czad zatruł 80-latkę, a dwie nastolatki w stanie ciężkim trafiły do szpitala. Powody? Zły piec kaflowy i instalacja wentylacyjna, która nie działała. Dziewczęta przyjęły tak wielką dawkę tlenku węgla, że lekarze w Warszawie się dziwili, że przeżyły. Dwa tygodnie przebywały po kilka godzin dziennie w komorze hiperbarycznej.
“Ja zajmuję się dziećmi, a mąż stracił pracę”
Piec kaflowy w rogu pokoju wygląda jak wysoka lodówka, tyle że zbudowana z kafli. Drzwiczki są u dołu, w środku ruszt na żarzący się węgiel, a nad nimi: dziura wielkości kafla jak kartka zeszytu. – Tydzień temu był pan z ZGM-u, obejrzał, zrobił zdjęcia i poszedł – opowiada Amanda. Poniedziałek zaowocował wizytą kominiarza, który coś się pokręcił, kafla w szparę nie wstawił, bo nie jego robota, a dym dalej leciał szparami do mieszkania. Podanie do ZGM zgłaszane było rok temu, telefonicznie też zgłaszaliśmy. Nie stać nas na naprawienie pieca, ja zajmuję się dziećmi, a mąż stracił pracę. To jest mieszkanie ZGM-owskie, a ZGM mówi, że na własny koszt mamy naprawiać. Chociaż ten pan z ZGM-u, co był w czwartek, sam powiedział, że to jest niebezpieczne dla życia. My już naprawdę nie wiemy, co mamy robić. Proszę o opisanie tej sytuacji. Oni w ZGM twierdzą, że na własny koszt ma być to robione, ale my jesteśmy w takiej sytuacji, że nas nie stać, aby to zrobić na własny koszt.
Słucha Amandy sąsiadka Barbara Bartnicka. 70-latka wprowadziła się 7 lat temu na Sosnową, gdzie miała kuchnię metalową, przepaloną, którą ZGM raz jej wymieniał. Z pieca w sypialni nie korzysta, bo strach czadu. Mieszkanie grzeje piecem z dużego pokoju. Podłoga w kuchni i przedpokoju rusza się pod nogami, jakby deski czy płyty układano za króla Ćwieczka. Pod szafą zapadła się i milczy… – Jak palę w kuchni i piecu węglem, to zawsze okno mam uchylone – daje radę opiekuńcza sąsiadka.
“Podanie będzie rozpatrzone, tylko trzeba poczekać”
Strażacy nie mają kompetencji kontrolnych, jednak natychmiast zaalarmowali ZGM w Łomży, skąd na Sosnową wybrali się dwaj panowie. Poradzili Amandzie, by napisała ponownie podanie do ZGM – ze swojej strony redakcyjnej dodamy, że młodzi małżonkowie powinni się pospieszyć, ponieważ w weekend mrozy mogą osiągnąć minus 25 stopni Celsjusza. Trudno będzie wytrzymać z dziećmi…
– Jeden z panów zapewnił nas, że podanie będzie rozpatrzone, tylko trzeba poczekać w kolejności – mówią małżonkowie. Pan mówił, że postarają się wysłać kominiarza – w czwartek do godziny 20. fachowiec na Sosnową nie dotarł. Sebastian pożyczył od mamy grzejnik elektryczny na 4 żeberka.
Marek Olbryś, który był wicedyrektorem MPGKiM, gdy czad otruł ludzi, chciał, aby mieszkańcy 3 bloków komunalnych przy Spokojnej mieli podłączone centralne ogrzewanie z ciepłowni miejskiej. Udało się przekonać prezydenta Czerniawskiego i MPEC, więc znalazły się w budżecie pieniądze na ten cel. Czy z problemem niebezpiecznych pieców poradzi sobie Bernadeta Krynicka, od prawie roku dyrektorka Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Łomży? Za pośrednictwem sekretarki prosiła nas o wysłanie konkretnych pytań, aby odpowiedzieć w piątek.
Mirosław R. Derewońko
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS