Lubuskie statystyki (dane z 26 kwietnia): do tej pory 86 zakażonych koronawirusem, z tego 54 ozdrowieńców, 12 osób w szpitalach, 70 osób na przymusowej kwarantannie. W milionowym regionie to naprawdę niewiele, patrząc na szybkość rozprzestrzeniania się koronawirusa. W sąsiednim Dolnym Śląsku jest prawie 1300 zakażeń, w Wielkopolsce tyle samo, w Zachodniopomorskiem ponad 350. W woj. lubuskim, jako jedynym w Polsce, oficjalnie nie odnotowano ofiary śmiertelnej z powodu COVID-19.
Polska średnia to ok. 270 zakażonych, lubuska jest więc aż ponad trzy razy niższa. Dlaczego tak się dzieje? Kto wyjaśni tę zagadkę? – pytają i szukają odpowiedzi na forach Lubuszanie.
Najczęściej pada odpowiedź: testy. W Polsce robi ich się mało, a w Lubuskiem to już w ogóle prawie nic – czytam w sieci. Internauci spekulują, że mniej testów oznacza mniej wykrytych przypadków. A to władzy na rękę, bo wychodzi, że trzyma rękę na pulsie. Więcej testów, a prawda wyjdzie na wierzch. Czy tak się dzieje? Polski wskaźnik 7 tys. testów na milion mieszkańców (dane z worldometers.info) rzeczywiście jest niski na tle innych państw. Ale nie tragicznie niski. W Niemczech jest czterokrotnie wyższy, w Czechach trzykrotnie. Ale spokojnie Polska może porównywać się z Francją i Wielką Brytanią.
Lubuskie ze wskaźnikiem 4,2 tys. testów na milion mieszkańców (porównywalnym z Bułgarią i Malezją) rzeczywiście odbiega od średniej krajowej. Tyle że nie są to różnice drastyczne.
Nie ma wielkich miast, więc nie mamy się gdzie zakażać – to drugie popularne wyjaśnienie. W Zielonej Górze nie ma nawet 20 zakażeń. W Gorzowie na ich policzenie wystarczy jedna dłoń. Niby w Lubuskiem jest ponad 40 miast, ale sporo to takie maciupkie, dwu-, trzytysięczne jak Trzciel, Torzym czy Gozdnica. Niewiele ma ponad 20 tys. jak Nowa Sól, Żary czy Świebodzin. Życie w małomiasteczkowym regionie wygląda trochę jak u Pana Boga za piecem – twierdzą niektórzy internauci.
Koronawirus. W miejskich magazynach tysiące maseczek, kombinezonów, płynów do dezynfekcji [ZDJĘCIA]
Trzecie wytłumaczenie to lasy, które w połowie pokrywają region i mają być naturalną zaporą dla wirusa. Niby tak, tylko że wielka lesistość nie dotyczy miast, gdzie samorządowcy wycinają drzewa na potęgę. A tam głównie mieszkamy, a nie w leśniczówkach.
Poza tym nie znalazłem żadnych podobnych zależności u wirusologów analizujących epidemię. Nie sądzę, by to przeoczyli.
A może prawda jest banalna. Mamy mnóstwo szczęścia.
Szkoły, przedszkola i żłobki zamknięte o miesiąc dłużej. Czerwcowe terminy matur i egzaminu ósmoklasisty
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS