Czas na kolejny odcinek w serialu Maksym Drabik kontra POLADA. Po tym jak rozprawa zaplanowana na 7 października nie doszła do skutku z powodu alarmu pożarowego, zawodnik Betard Sparty Wrocław powinien poznać werdykt Trybunału PKOl w czwartek.
Łukasz Kuczera 29 Października 2020, 07:24
Minął ponad rok od momentu, kiedy Maksym Drabik podczas kontroli antydopingowej przyznał się do przyjęcia nieregulaminowej dawki kroplówki, co stanowiło złamanie regulaminu i rozpoczęło postępowanie Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA) w jego sprawie. Żużlowiec ciągle nie usłyszał jednak werdyktu.
7 października 2020 roku ws. zawodnika Betard Sparty Wrocław zebrał się Trybunał Arbitrażowy PKOl. Kibice oczekiwali, że wtedy zapadnie wyrok – tak się jednak nie stało, bo posiedzenie zostało odroczone z powodu alarmu pożarowego w siedzibie komitetu. Finał sprawy po raz kolejny trzeba było przełożyć.
Drabikowi, który ma na swoim koncie m.in. dwa złote medale Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów, grozi wielomiesięczne zawieszenie. Przepisy antydopingowe jasno bowiem określają ilość wlewu witaminowego, jaki może przyjąć sportowiec w danym okresie czasu. Przyjęcie kroplówki o większym rozmiarze niż 100 ml możliwe jest jedynie w warunkach szpitalnych i musi zostać odpowiednio zaraportowane.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZM tłumaczy, skąd wziął się przepis o zawodniku U24 i dokąd ma zaprowadzić polski żużel
Drabik podczas transmisji dożylnej we wrześniu 2019 roku miał otrzymać ok. 500 ml wlewu witaminowego. Podał mu go klubowy lekarz na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu.
Przepisy antydopingowe są bardzo surowe w kwestii wlewów witaminowych i kroplówek, bo ich częste stosowanie pozwala wypłukiwać z organizmu substancje niedozwolone. Warto jednak podkreślić, że u Drabika nie wykryto żadnych substancji zabronionych. Zawodnik podczas kontroli sam podał z jakiej dawki leku skorzystał, czym wpędził się w tarapaty.
Drabik we wrześniu 2019 roku, na kilka dni przed kontrolą antydopingową podczas finału PGE Ekstraligi, nie czuł się najlepiej. Z powodów zdrowotnych wycofał się chociażby z finału Srebrnego Kasku. Skorzystanie z wlewu witaminowego postawiło żużlowca na nogi i w ten sposób mógł on pomóc Betard Sparcie w walce o złoto Drużynowych Mistrzostw Polski.
Dlaczego sprawa Drabika ciągnie się tak długo? Bo po drodze doszło do wielu uchybień proceduralnych, a sam zawodnik i reprezentujący go mecenas skorzystali z każdej dostępnej formy obrony. POLADA początkowo kierowała pisma na adres zamieszkania zawodnika, pod którym ten nie przebywał i na dodatek nie poinformowała o sprawie klubu. W efekcie przez kilka miesięcy Drabik nie odpowiadał na pisma polskiej antydopingówki, aż sprawa w końcu trafiła do mediów.
Następnie Drabik starał się o wsteczne TUE. Jest to tzw. wyłączenie dla celów terapeutycznych, czyli zgoda na zastosowanie leków z datą wsteczną. Nie otrzymał jednak takiej zgody, bo Komitet ds. TUE uznał, że zawodnik zbyt późno wystąpił z pismem w tej sprawie. Gdyby żużlowiec poprosił o wsteczne TUE zaraz po infuzji dożylnej, a jeszcze przed kontrolą antydopingową, to najpewniej by ją otrzymał.
Po odrzuceniu wniosku o wsteczne TUE, zawodnik skorzystał z prawa do wniesienia skargi do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl. Ten, miejmy nadzieję, zakończy sprawę w czwartek, 29 października 2020 roku.
Postępowanie toczy się tak długo, że Drabik zdążył wystąpić w niemal wszystkich meczach sezonu 2020. Dopiero pod koniec rozgrywek, znajdując się w kiepskiej formie fizycznej i psychicznej, zawodnik poprosił o wycofanie ze składu Betard Sparty. Widmo zawieszenia bez wątpienia miało wpływ na formę 22-latka, który osiągnął średnią biegową 1,597 – znacznie niższą niż w poprzednich latach.
Follow @Kuczer13
Czytaj także:
PGG ROW Rybnik czeka rewolucja w składzie
Menedżer Motoru Lublin o transferach i sezonie 2021
Czy Maksym Drabik uniknie kary za zastosowanie infuzji dożylnej?
zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS