A A+ A++

Kto nigdy nie obudził się 1 stycznia z myślą „cholera, nowy rok, nowy ja, te kolejne dwanaście miesięcy musi być dla mnie jakimś przełomem”? Jesteśmy przekonani, że każdy choć raz w życiu wiązał z nowym rokiem jakieś nadzieje na odmianę swojego losu na tym padole łez. Przypuszczamy, że podobnie jest ze sportowcami. Dlatego zebraliśmy dziewięciu piłkarzy, którzy muszą patrzeć na ten 2021 rok z myślą, że czas się odkuć. Oto zestawienie „make or break” – czyli futbolowa lista postaci, którzy znaleźli się na zakręcie i teraz muszą określić w którą stronę ma iść ich kariera.

ARKADIUSZ MILIK

Oj, cholernie trudne było to półrocze dla Milika. Choć z drugiej strony – też chcielibyśmy kosić takie siano za siedzenie na tyłku. Natomiast trzeba wierzyć, że kolega Arkadiusz jest człowiekiem ambitnym, który nie chce już tylko odcinać kuponów za te kilka lat grania na wysokim poziomie. I że nadal chce realizować swoje plany i marzenia na zielonym boisku.

W kontekście Milika mamy też pewne nadzieje związane z reprezentacją Polski. Przyszło nam to do głowy przy konstruowaniu rankingu najlepszych napastników w Polsce w 2020 roku. Robertowi Lewandowskiemu stukną w tym roku 33 wiosny. Milik jest sześć lat od niego młodszy. Przyjdzie taki czas – oby jak najpóźniej – gdy Lewy powie pas, zagra pożegnalne spotkanie, uroni łezkę i skupi się na demolowaniu tych wszystkich Stuttgartów i Hannowerów. W kadrze pozostawi za sobą pustkę. I chodzi o to, by ta pustka była tylko dziurą, a nie kraterem.

I dlatego zerkamy w kierunku Milika. Z Napoli nie ma już co się głaskać – to już ten moment, by pomachać panu De Laurentiis z odlatującego samolotu i działać. Nie za pół roku, gdy kontrakt wygaśnie, ale już teraz. Pół roku do Euro, sporo klubów szukających napastnika do grania, kilka z nich grających o wysokie cele. Jasnym jest, że regularnie grający Milik to dobry Milik. A z dobrego Milka pożytek może mieć i jego następny pracodawca, i kadra.

KAMIL GROSICKI

Cóż, podobny casus, co u Milika. Właściwie decyzję o odejściu trzeba było podjąć już pół roku temu, ale wiadomo, jak to z Grosickim bywa. On i okna transferowe to nie są koła, które się zazębiają. Ale chyba i West Brom widzi, w którą stronę to zmierza, i sam pomocnik wie, że u niego czas tyka. Młodszy już nie będzie, kolejne podejście pod Premier League zakończyło się fiaskiem – trzeba teraz stanąć przed lustrem i odpowiedzieć sobie na zajeb… no, po prostu na ważne pytanie – co Kamil chce w życiu robić.

I przypuszczamy, że odpowiedzią na to pytanie nie będzie „patrzeć, jak koledzy pykają sobie co sobotę meczyk, a samemu zadowalać się samymi treningami”. Tutaj tak naprawdę jest jedyna opcja – odejście. Kwestia tego, czy o poziom niżej w Anglii – bo tam akurat skrzydłowy z gazem i w miarę przyzwoitą wrzutką zawsze jest w cenie. Czy może poszukać sobie miejsca w innej lidze. Ale jeśli dzisiaj mielibyśmy stawiać kasę, to postawilibyśmy ją na to, że wiosną będziemy oglądać trzech polskich skrzydłowych w drugiej lidze angielskiej.

MARCIN KAMIŃSKI

Trudny był to dla niego rok, bo znów musiał leczyć poważny uraz. Ale po zerwaniu więzadeł wrócił do zdrowia, wrócił też do Bundesligi, natomiast nie wrócił do regularnego grania. Latem kończy mu się umowa ze Stuttgartem i sam przyznawał ostatnio u nas w wywiadzie, że rozmowy na temat ewentualnego przedłużenia kontraktu jeszcze się nie zaczęły.

W Niemczech udało mu się wyrobić pewną markę. Może nie jest to marka tego typu, że latem będą się o niego zabijać średniacy Bundesligi, ale przypuszczamy, że kilka klubów z 2. Bundesligi może się wokół niego zakręcić. To wciąż jest facet, który ma kilka lat grania przed sobą. Chodzi jednak o to, by wybrać sobie miejsce, w którym faktycznie będzie mógł regularnie łapać minuty. I to nie minuty wyrażane pojedynczymi cyframi, a liczbami – najlepiej samymi dziewięćdziesiątkami.

DAWID KOWNACKI

Jakoś tak to szybko poszło, ale Dawid Kownacki nie jest już nastolatkiem, a 24-letnim facetem. Nie ma co już w jego przypadku korzystać z haseł typu „młody chłopak, z potencjałem, z możliwościami”. To już czas, by od Dawida wymagać regularnej gry i budowania swojego nazwiska. Nie na zasadzie, że skoro trafił do Fortuny za poważne pieniądze, to trzeba mieć wobec niego oczekiwania. Bardziej w oparciu o klasyk bundesligowego eksperta – wyjdź, pokaż.

Wydaje się, że jesienią już po spadku do 2. Bundesligi zaczął się odkręcać. Strzelił dwa gole, dał zespołowi punkty, zaczął odzyskiwać miejsce w składzie. I oby w tym roku poszedł za ciosem. Bo dość już w jego karierze takiego zakopywania się w coraz dziwniejszy okop zabarykadowany pechem i passą kontuzji.

ŁUKASZ TEODORCZYK

Pół roku czekał na powrót na boisko. Prawie dwa lata czeka już na gola. Gdy niedawno wszedł na minutę w Charleroi, to pierwsza nasza myśl była nie taka, że fajnie, że wreszcie. Bardziej „o cholera, faktycznie, przecież on został wypożyczony do Belgii”.

Przedziwna jest to kariera. Przez koślawy epizod w Kijowie, po fantastyczne sezony w Anderlechie, po klapę w Serie A przybitą kolejną klapą w Serie A. Z jednej strony można pomyśleć – ile sezonów można jechać jeszcze na tych udanych miesiącach w Belgii. A z drugiej – czy Teodorczyk może się jeszcze odbić i postrzelać w jakieś zachodniej lidze? Nie mówimy tutaj o podbijaniu włoskich boisk, ta poprzeczka okazała się chyba za wysoka. Ale gdyby – dajmy na to – już po dojściu do formy i walnięciu kilku sztuk w Charleroi spróbował latem przenieść się tam na stałe? Może akurat belgijskie powietrze mu służy?

Tutaj mamy chyba najbardziej klarowny „make or break”. Bo jeśli nie będzie „make”, to jesienią możemy się spotkać przy jakimś sobotni popołudniu w Lubinie czy innym Płocku.

PATRYK KLIMALA

No nie jest to klasyczny wątek z tej listy. Bo przecież Klimala – w przeciwieństwie do Teodorczyka czy Grosickiego – gra w tym Celticu. Sęk w tym, że bardziej zalicza epizody niż gra. Dziewiętnaście meczów na Transfermarkcie wygląda nieźle, ale z tym występów nie da się uzbierać nawet 500 minut grania netto. W listopadzie i grudniu nie uzbierał nawet trzech kwadransów gry.

W jego przypadku liczymy zatem nie na „make”, a – pozostając w klimacie angielsko-szkockim – „step forward”. Czas przekonać do siebie trenera, czas na budowę swojego CV.

SZYMON ŻURKOWSKI

Nie będziemy was czarować – jesteśmy mocno rozczarowani tym, jak Żurkowski poradził sobie po wyjeździe. Oglądając go w Ekstraklasie żyliśmy w przekonaniu, że to może być jeden z tych wyjątków, który nie musi przez rok czy dwa lata po wyjeździe zbierać tego mitycznego doświadczenia i przyzwyczajać się do nowych obciążeń treningowych. Rany, ten chłopak miał wszystko – drybling, wydolność, podanie, moc fizyczną, jeszcze czasem uderzyć umiał.

Tylko najwidoczniej te wszystkie atuty były wystarczające, ale na poziomie Ekstraklasy. A we Włoszech takich Żurkowskich mieli więcej. Latem poszedł na wypożyczenie do Empoli, początkowo nie grał wcale, z czasem zaczął łapać coraz więcej minut. I oby szedł tym szlakiem. Już za długo czekamy na przełamanie Żurkowskiego na zachodzie.

KRYSTIAN BIELIK

Tutaj jesteśmy spokojni o to, w którą stronę osi „make or break” pójdzie Bielik. Rok stracony przez poważny uraz kolana musiał się odbić na jego formie. No po prostu musiał. A gość wrócił do składu Derby i wygląda w tej ekipie jak wuefista, który uzupełnia wolne miejsce w gierce podczas lekcji z licealistami. W zeszłym roku znalazł się na wirażu, ale było to pokłosie pecha i urazu. W tym roku będzie lepiej – o ile tym razem organizm nie zaprotestuje. I coś nam podpowiada, że ten 2021 rok będzie rokiem Bielika.

FILIP MARCHWIŃSKI

Dużo gromów posypało się na tego chłopaka. Czasem pewnie zasłużonych – gdy grał po prostu kiepsko. Ale skala krytyki chyba była trochę przesadzona. Bo przecież wciąż mówimy o osiemnastolatku, który ma prawo do tego, by zagrać gorzej. To wszak nie na jego barkach powinna spoczywać odpowiedzialność za dźwiganie Lecha w trudnych momentach. A dla niego ten rok był też trudny – rzucano go po pozycjach, stanął w cieniu eksplozji talentu swojego rówieśnika z zespołu, nie udźwignął presji oczekiwań.

Natomiast powtórzmy – to nadal osiemnastolatek (no, zaraz już dziewiętnastolatek), który ma wysoko zawieszony sufit z potencjałem. I jeśli możemy czegoś życzyć Filipowi w tym nowym roku, to tego, by jego status w zespole zaczął doganiać piłkarskie możliwości. Bo że ten chłopak może wiele, to wiemy. Kwestia tego, by zaczął też bronić się sam swoimi występami. Na łatce wielkiego talentu można długo jechać, ale w pewnym momencie trzeba udowadniać, że sam talent jest tylko wyznacznikiem tego, gdzie może zajść.

fot. FotoPyk

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRuszy testowanie nauczycieli. Zdrowi wrócą do nauczania
Następny artykułMarius Lindvik w Sylwestra przeszedł operację stomatologiczną