A A+ A++

Nie będę jadł innego

Z rocznej wartości sprzedaży majonezu, szacowanej przez analityków branży spożywczej na 600-700 mln zł, z grubsza jedna piąta przypada właśnie na tydzień przed Wielkanocą. Większość producentów przynajmniej dubluje w tym czasie swoje obroty w porównaniu ze średnią z poprzednich miesięcy. W Wytwórczej Spółdzielni Pracy Społem w Kielcach, gdzie powstaje dla wielu rodaków wręcz kultowy majonez, mówią nawet o trzykrotnym skoku jego sprzedaży.

To jeden z głównych graczy w tym segmencie rynku, zaliczanym do kategorii „sosy i dressingi”, obok m.in. keczupu i musztardy. Na krajowej mapie producentów majonezu są ponad dwie dziesiątki firm, z których większość ma udziały w rynku liczone w drobnych procentach bądź nawet promilach.

Ale w swoich regionach, czasem nawet w obrębie kilku sąsiednich powiatów, bywają lokalną potęgą. Nie od dziś krąży żart, jak to w Wielki Piątek żona wysłała męża do sklepu po majonez. Wrócił po dwóch godzinach z pustymi rękami. Byłem w sześciu sklepach i nigdzie nie było – mówi. Jak to, nie było żadnego majonezu? – denerwuje się żona. – No były różne takie, ale nie było naszego. A z innym nie będę jadł jajek ani sałatki – pada odpowiedź.

Przywiązanie do ulubionego majonezu potwierdzają badania. Aż 94 proc. konsumentów dokładnie zna markę wybieranego majonezu i świadomie dokonuje jej zakupu, zwykle pozostając przy niej latami – wynika z raportu Centrum Badań Rynkowych i Społecznych.

Przykłady mocnych, swojskich marek można mnożyć. Majonez Kętrzyński, z tamtejszej spółdzielni, popularny jest zwłaszcza na Warmii i Mazurach. Duża część mieszkańców północnej części kraju zajada się Majonezem Pomorskim z firmy Ocetix w Grudziądzu. W Wielkopolsce rzeszę fanów ma majonez z poznańskiej wytwórni Pegaz, na Podlasiu gustują w Napoleońskim z firmy Mosso, a w łódzkim i sporej części centralnej Polski popularny jest Motyl z zakładów przetwórczych w Rokicinach. Z kolei na Dolnym Śląsku wielbicieli ma Majonez Świdnicki ze spółki M&J, zaś majonezy z firmy Roleski kupuje się głównie na południu Polski.

Marek o zasięgu ogólnopolskim nie ma wiele. Numerem 1 na rynku, z ponad 40-proc. w nim udziałem, pozostaje od lat majonez Dekoracyjny, produkowany przez jedną z najbardziej znanych firm sektora spożywczego, kaliskie Winiary. Od połowy lat 90. są one oddziałem szwajcarskiego koncernu Nestlé. Dekoracyjny jest na półkach każdego sklepu, każdej sieci handlowej, w każdym zakątku Polski. Pieniędzy na marketing i promocje nie brakuje, stąd niezależnie od walorów smakowych jego pozycja na rynku nie może dziwić.

Choć globalny brand i potężny kapitał nie przesądzają jeszcze o sukcesie. Multibranżowy koncern Unilever, oferujący nad Wisłą oryginalny Hellmann’s, najstarszą markę majonezów na świecie, oraz Hellmann’s Babuni, wielkiej furory na naszym rynku nie zrobił. Bo ma „tylko” kilkunastoprocentowy udział w tym segmencie. Czyżby konsumentom brakowało tu trochę swojskiej tradycji jego wytwarzania?

Jest ona z pewnością dużym atutem Majonezu Kieleckiego, produkowanego przez WSP Społem od ponad 60 lat, z praktycznie niezmienioną recepturą, która jest pilnie strzeżoną tajemnicą spółdzielni. Co za tajemnica, można się zapytać? W końcu każdy majonez składa się głównie z żółtek jaj, oleju roślinnego, odrobiny octu i musztardy oraz szczypty różnych przypraw. A jednak. Specyficzny smak majonezu z Kielc, nieco bardziej wyrazisty niż konkurentów, trudno pomylić z jakimkolwiek innym. W licznych rankingach konsumenckich od dekad plasuje się na czołowych miejscach.

Na rynku także. Z prawie 20-proc. w nim udziałem pod względem wartości sprzedaży ustępuje tylko Dekoracyjnemu z Winiar, wyraźnie dystansując Hellmann’s. Jest więc jedną z nielicznych krajowych firm z rynku spożywczego, która z powodzeniem wmieszała się w rywalizację globalnych gigantów. W niektórych województwach – świętokrzyskim, małopolskim czy śląskim – walczy o rynkowy prymat. Nieźle jak na spółdzielnię zatrudniającą około 350 osób.

Zobacz więcej: Im więcej fedrowano węgla i wytapiano stali, tym trudniej było zdobyć pieprz albo kupić porządne buty. Jak wyglądało życie w PRL-u

Jajka ręcznie rozbijane

Jako spółdzielnia funkcjonują już od stu lat, ale zaczynali w 1920 r. nie od majonezu, lecz od mydła przemysłowego, tzw. szarego. Szybko się rozwijali, stając się jednym z większych pracodawców w Kielcach. W połowie lat 20. ruszyli z pastą do butów, potem była woda kolońska, kilka lat później weszli w „spożywkę”, z octem spirytusowym i musztardą. Najstarsze budynki i urządzenia z tamtego okresu, np. octownia i dębowe kadzie fermentacyjne, przetrwały do dziś, wykorzystywane zresztą także do produkcji majonezu.

Podczas wojny kieleckie Społem wspomagało działające w rejonie Gór Świętokrzyskich oddziały partyzanckie. Fikcyjnie zatrudniając ludzi z ruchu oporu, przekazując leśnym oddziałom żywność i ubrania, przemycając im także broń i amunicję. Najbardziej spektakularną akcją było dostarczenie im 5 ton trotylu, potajemnie przechowywanego w fabryce jako środek owadobójczy. Potem na podstawie sfałszowanych faktur trotyl przewieziono furmankami do lasu.

Pod koniec wojny hitlerowcy zamierzali przewieźć całe wyposażenie fabryki do Niemiec, ale załodze udało się sprytnie podmienić listy przewozowe i wagony z maszynami trafiły do Kłomnic pod Częstochową. Kilka tygodni po zakończeniu wojny wróciły do Kielc i wznowiły działanie.

Historia kieleckiego majonezu zaczęła się pod koniec lat 50. Dokładnie pół wieku po tym, jak Richard Hellmann, imigrant z Niemiec, ruszył w Nowym Jorku z produkcją majonezu w oparciu o recepturę swojej żony i zaczął pakować go w słoiki z charakterystyczną niebieską wstążką na etykiecie. Ale w Polsce spółdzielcy z Kielc byli pionierami przemysłowej produkcji majonezu, początkowo pod nazwą Stołowy.

Powstawał w wydziale doświadczalnym, który w 1958 r. stworzył ówczesny dyrektor Mieczysław Karpiniec, przedwojenny absolwent Politechniki Lwowskiej. Starano się tu opracować receptury na różne produkty. Pomysł na uruchomienie produkcji majonezu wziął się właściwie z przypadku. – W księgarni na ul. Sienkiewicza trafiłem na wydaną w Moskwie broszurkę dla robotników zakładów majonezowych. Znałem trochę rosyjski i zacząłem czytać. Było tam kilka rysunków urządzeń oraz taka „mniej więcej” receptura majonezu – wspominał odpowiadający za jej wdrożenie technolog Zdzisław Cichocki. Ale to była tylko inspiracja. Nad własną recepturą, trochę metodą prób i błędów, pracowali ponad rok. Pierwsze partie majonezu powstały w wydziale doświadczalnym, w 20-kilogramowych garnkach, przed Wielkanocą 1959 r. Jesienią była już gotowa linia produkcyjna i najważniejsze urządzenie, homogenizator, zaprojektowany przez inż. Rafała Ekielskiego.

Problemów, jak to w realiach PRL, nie brakowało. Potrzebne były żółtka jajek w proszku, ale nie mogli ich dostać, bo wszystkie od producenta z pobliskiego Radomia szły na eksport. Przy taśmie posadzono więc pracownice, które rozbijały jajka, wąchały je i oddzielały żółtka. Bo maszyna nie byłaby w stanie rozpoznać zepsutych. Na stałe zaopatrzenie w żółtka w proszku czekali prawie 10 lat.

Ale skład i receptura ich majonezu już się od tamtej pory nie zmieniły. Mało tego, stała się na dekady tzw. polską normą dla tego produktu, obowiązującą aż do czasów przyjęcia przez Polskę norm unijnych. Podobny majonez mógł więc produkować każdy, dlatego jego pierwotną, banalną nazwę – Stołowy – zmienili na Majonez Kielecki. Tajemnica oryginalnego smaku nie tkwiła jednak w samej recepturze, ale w doborze i jakości składników.

Swój wyrazisty, dość ostry smak Kielecki zawdzięcza dodatkowi musztardy, wyrabianej we własnym zakresie ze specjalnie dobranych odmian gorczycy oraz mieszanek ziół. O lekko kwaskowatym posmaku decyduje z kolei ocet, też powstający na miejscu, w sposób całkowicie naturalny, w wielkich drewnianych kadziach. Kielecki wyróżnia się też bodaj najwyższą na rynku zawartością żółtek jaj (7 proc., dla porównania oryginalny Hellmann’s ma ich ok. 3 proc.), a jednocześnie stosunkowo niewielkim udziałem oleju rzepakowego, przez co należy do najmniej kalorycznych. I co bodaj najważniejsze dla konsumentów, w jego składzie nie ma żadnych konserwantów, zagęszczaczy, aromatów czy barwników. – Gdy powstawał, nie było żadnych chemicznych cudów. Korzystaliśmy tylko z naturalnych składników. I tak zostało do dziś – powtarzają w kieleckiej WSP Społem.

To w dużej mierze dzięki temu produkt z zamierzchłego PRL zdołał utrzymać, a nawet wzmocnić swą pozycję w realiach wolnego rynku. Choć naprawdę niewiele brakowało, aby na progu transformacji spółdzielnia przestała istnieć.

Majonez Kielecki sprzedawano na początku w takich słoiczkach, 1967 r.


Majonez Kielecki sprzedawano na początku w takich słoiczkach, 1967 r.

Fot.: Piotr Grzybowski, archiwum WSP Społem

Kielecki idzie w świat

Na początku lat 90. zlikwidowano Centralny Związek Spółdzielczości w Warszawie i wszystkim podlegającym mu spółdzielniom groziła upadłość. Konsultacje zarządu z załogą w sprawie ocalenia zakładu trwały kilka miesięcy. Zdecydowano o przekształceniu go w samodzielny podmiot, Wytwórczą Spółdzielnię Pracy Społem, do której przystąpili prawie wszyscy pracownicy. Pozostało im wykupienie przedsiębiorstwa i to nie za półdarmo, a za 90 proc. wartości majątku. Musieli pozaciągać spore kredyty.

Ale opłaciło się. Nowa-stara spółdzielnia, z kilkunastoma budynkami na 9 ha w ścisłym centrum Kielc, obok dworca kolejowego, ruszyła do rynkowej rywalizacji. Przyszło ją toczyć z globalnymi potentatami, którzy od wczesnych lat 90. przejmowali najbardziej znane polskie firmy tej branży (Nestlé w Winiarach, Heinz w Pudliszkach) bądź rozpoczynali ekspansję na naszym rynku, jak Unilever z majonezami Hellmann’s. A także z powstającymi jedna po drugiej polskimi prywatnymi firmami, np. Roleski czy Mosso.

Coraz mocniejsza w kraju, w połowie lat 90. kielecka spółdzielnia zaczęła też szukać przyczółków za granicą. Najpierw celowali w starą i nową Polonię – w USA, Australii czy Wielkiej Brytanii, której smak Kieleckiego kojarzył się z ojczyzną. Potem otwierali sobie kolejne rynki, także daleko poza Europą. Dziś są w prawie 20 krajach na czterech kontynentach, nawet w Turkmenistanie i Kazachstanie.

Skomputeryzowali firmę, rozbudowali o nową halę produkcyjną i potężny magazyn, rozszerzyli asortyment produkcji, m.in. o sosy, keczup oraz Przysmak Świętokrzyski, chrupiącą przekąskę do przygotowania w domu. Ale także w wypadku swego sztandarowego produktu podążają z duchem czasu i nowymi trendami na rynku. Jako pierwsi w kraju wprowadzili na rynek majonez zawierający nienasycone kwasy tłuszczowe omega-3. Potem był Kielecki w wersji light, słodzony substancjami z liści stewii, a w sierpniu ub.r. zaskoczyli rynek roślinną wersją kultowego majonezu, w którym białko z żółtek jajek zastąpiono tym z grochu. Bo w końcu nad Wisłą rośnie rzesza wegetarian i wegan.

Ale niezależnie od innowacji wciąż pozostają starą, dobrą spółdzielnią. Udziały w niej ma z górą 260 osób, prawie dwie trzecie pracowników. I proporcjonalnie do tych udziałów dzielą się zyskami. A te przy przychodach, które już dekadę temu przekroczyły 100 mln zł i konsekwentnie rosną, to przynajmniej kilka milionów złotych rocznie. – Nasi pracownicy-udziałowcy pracują u siebie i dla siebie. Ten model sprawdza się zarówno w czasach prosperity, jak i dekoniunktury – od lat powtarzają kolejni prezesi WSP Społem.

I trudno odmówić im racji. Udziałowcy spółdzielni bardziej uczestniczą w jej zarządzaniu i pracują na jej rzecz niż np. akcjonariusze spółki giełdowej. I nawet w tak trudnych czasach jak obecne, z zamkniętymi hotelami i restauracjami, co ogranicza popyt na majonez, nie pozbędą się swych udziałów.

Czytaj więcej: Gig gospodarka. Czym jest i dlaczego wymaga pilnej naprawy?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOd poniedziałku w Poznaniu tramwaje i autobusy pojadą jak w soboty. Poznaniacy protestują: “Zdecydowanie zła decyzja”
Następny artykułPolska rodzina żyje na Tasmanii. “Tu czas się jakby zatrzymał jakieś 30 lat temu”