Katarzyna Burzyńska-Sychowicz, „Wprost”: Wszyscy, którym mówiłam, że się z panią spotykam, jednym głosem mówili, że jest pani petardą i ma fantazję jak nikt.
Majka Jeżowska: Bardzo mnie to cieszy, całe życie pracowałam na to skojarzenie, zależało mi, żeby ludzie odbierali mnie właśnie w ten sposób: jako bardzo pozytywną osobę. Ja nie marudzę, nie narzekam, lubię się wygłupiać, lubię imprezować – wtedy odpalam taki mocny, hardcorowy dowcip; lubię przekraczać granice humoru, ale w bezpieczny sposób: na kanapie ze znajomymi. Uwielbiam tańczyć! Oby tylko mój organizm to wytrzymał, moje kości i stawy. Ale cały czas mam w głowie coś takiego, że to nie jest do końca “polskie”.
To wpływ Stanów Zjednoczonych, gdzie pani mieszkała?
Tak było nawet przed moim wyjazdem do Stanów. Mieszkałam w Nowym Sączu, tam chodziłam do szkoły podstawowej, potem do liceum, do szkoły muzycznej, i zawsze fascynowała mnie Ameryka i jej muzyka. Kiedy tam wyjechałam – niby na chwilę, potem okazało się, że na dłużej – to czułam, że to jest mój mentalny dom: różnorodność i tolerancja, na jednej ulicy spotykały się różne narodowości, różne biznesy – nasiąknęłam tym. Gdy wracałam do Polski, wielokrotnie słyszałam: A co pani się tak uśmiecha? A co pani taka kolorowa? Co ona ma na głowie, jakie włosy! Nasza polska mentalność lubi wszystkich sprowadzić do jednego wora, do szarości. Nie lubię tego.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS