– Nie mamy zespołu, o którym można powiedzieć: „Tak, to jest nasza reprezentacja!” – mówi w TVPSPORT.PL Magdalena Śliwa, dwukrotna mistrzyni Europy, na temat reprezentacji Polski siatkarek.
Jacek Nawrocki jest trenerem reprezentacji Polski od 2015 roku. Od kolejnego sezonu ma zostać szkoleniowcem Chemika Police, co z tego, co udało mi się ustalić, wzbudza raczej negatywne głosy w Polskim Związku Piłki Siatkowej. Czy dla pani łączenie tych funkcji byłoby zasadne?
Magdalena Śliwa: – Moim zdaniem trener reprezentacji powinien zająć się kadrą. Musi jeździć, obserwować nowe talenty i dotychczasowy rozwój zawodniczek. To pochłania dużo czasu. Godzenie tego byłoby bardzo trudne. Zdarzają się sytuacje łączenia dwóch funkcji, ale ja uważam, że lepiej poświęcić się czemuś w stu procentach.
Czas najwyższy postawić kropkę nad sześcioletnim okresem współpracy?
– Jestem zawiedziona ostatnim rokiem. Były lata, w których wydawało się, że kadra się buduje, dochodzą nowe dziewczyny, a zespół łapie stabilizację. Team nie pojechał jednak na mistrzostwa Europy w najlepszym możliwym składzie. Cały czas pojawiały się nowe twarze, które nie były uzupełnieniem, ale pierwszymi zmienniczkami lub podstawowymi siatkarkami, jak choćby Katarzyna Wenerska. Proces formowania kadry trwał nieprzerwanie. Reprezentacja nie została zbudowana. Serbki potrafiły wprowadzić nowe zawodniczki, zbilansować zespół, zbudować drużynę, a następnie osiągać sukcesy. Nie wiem czy coś się wypaliło, czy trener nie mógł się porozumieć z niektórymi dziewczynami, myślę głównie o Joannie Wołosz. Pozycja rozgrywającej jest zawsze kluczowym elementem.
A było ich w ciągu dwóch lat co najmniej sześć.
– Niestety, był z tym problem. Kasia Wenerska bardzo pozytywnie pokazała się w reprezentacji, ale tegoroczne mistrzostwa Europy były dla niej debiutem na imprezie tej rangi. Julia Nowicka nie jest według mnie jeszcze taką rozgrywającą, na której można by cały czas bazować. W Lidze Narodów mieliśmy oglądać Martę Krajewską, była Martyna Łazowska… Zachwiała się nam pozycja rozgrywającej.
Jaką rolę mógł mieć w tym wszystkim konflikt, który wstrząsnął kadrą w 2019 roku?
– Być może miał na to wpływ. Tacy zawodnicy jak Messi, Ronaldo czy Lewandowski w klubach są niezwykle obciążani grą, ale nie odmawiają reprezentacjom narodowym. Asia Wołosz jest dla mnie najlepszą rozgrywającą, nigdy nie odmawiała rywalizacji w biało-czerwonych barwach, więc wydaje mi się, że coś znaczącego musiało zaważyć na tym, że zrezygnowała w tym sezonie z występów w każdej możliwej imprezie. Dziwi mnie to, że nie oglądaliśmy Malwiny Smarzek w pełnym wymiarze. Dziewczyna ta grała cały czas jako podstawa każdej drużyny. W tym roku wchodziła na boisko, ale nie wykorzystano jej atutów w pełni. Dlaczego nie graliśmy z nią i Magdą Stysiak w jednym czasie?
Wydaje mi się, że było to tłumaczone w jednym z wywiadów. Malwina kiedyś atakowała z 60-procentową skutecznością i zdobywała po 30 punktów, teraz miała nie być w takiej samej formie. Szkoleniowiec więc postawił na wariant ofensywny z Magdą na prawym skrzydle.
– Tłumaczyłam sobie to tak, że Malwina będąca od zawsze zawodniczką szóstkową, może nie potrafić grać z ławki. Kiedy zawodnik wchodzi z kwadratu rezerwowych, oczekuje się, że zrobi wszystko perfekcyjnie. Nie ma takich graczy. Wejście w mecz wymaga czasu. Gdyby jakiś nierozgrzany siatkarz lub siatkarka w takiej sytuacji grali od razu idealnie, na co dzień występowaliby w podstawowym składzie. Przez to, że na lewym skrzydle było sporo kłopotów, Malwinie nie było łatwo swobodnie grać na prawym. W przypadku postawienia na Magdę na przyjęciu oba skrzydła były otwarte.
Cała rozmowa Sary Kalisz w serwisie TVP Sport.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS