Wiktor Krajewski: Gdyby przyjrzeć się uważnie pani życiu, można wysnuć jeden wniosek. Magda Gessler to długodystansowiec.
Magda Gessler: Czas i odczuwanie nie uległy we mnie żadnej zmianie. Zmieniła się natomiast optyka patrzenia na samą siebie, polegająca na tym, że cenię siebie mocniej, a co za tym idzie lubię siebie bardziej. Lubię nadawać sobie większej wartości.
A tak do tej pory nie było?
Nie było to aż tak jasne i klarowne, jak stało się to niedawno. W każdym środowisku, do którego wchodziłam, stawałam się na tle innych przerysowana. Do tej pory spotykam się z komentarzami, że fantazjuję, gdy mówię o sobie i moim życiu. Nie ubolewam jednak nad tym, że takie myśli pojawiają się u innych, bo są ich problemem, a nie moim.
W „Kuchennych rewolucjach” widzę rzeczy, które nie są dostrzegane przez innych i przewiduję, co stanie się za chwilę. Naoczni świadkowie tych sytuacji upewniają się po dwadzieścia razy, czy dobrze widzą to, czego przed chwilą doświadczyli. Problemy drugiego człowieka są dla mnie ważne i dostrzegalne. Potrafię czytać z ludzi, jak z otwartej książki.
I gdy stoi przede mną mężczyzna, który pozornie wydaje się silny i zdecydowany, jestem w stanie stwierdzić, że to tylko maska, bo w domu jest ofiarą przemocy ze strony swojej żony. Mam wyostrzony smak, węch, wzrok i słuch. Odbiór rzeczywistości, która rozgrywa się dookoła mnie, jest silniejszy. Wręcz natężony.
Pani uważa siebie za artystkę?
Oczywiście. Można żyć wśród ludzi, którzy konsumują sztukę, ale też i tych, którzy sztukę tworzą. Będąc malarką, doszłam do wniosku, że w życiu liczy się najbardziej jedna rzecz. Niezależność. Słowo klucz. Słowo wytrych. Słowo, które ma większą wartość, niż wszystkie pieniądze świata.
Bycie malarką pozbawia niezależności?
Świat artystyczny brutalnie zabiera niezależność, choć wydawać by się mogło, że jest odwrotnie. Tyle że są to pozory. Ludzie, którzy nie rozumieją malarstwa, będą decydentami w twoim życiu. Od nich bowiem zależy – tylko i niestety wyłącznie – czy kupią twoje dzieło, w które włożyłeś serce i pasję, a może przejdą obok niego obojętnie i nie wzruszą nawet ramionami.
Artysta zostaje zepchnięty na margines decyzyjności.
I zabierane jest mu prawo głosu. Kończąc swoje dzieło, kończy się jego wpływ na to, co za chwile się stanie.
A inaczej jest w przypadku bycia restauratorem?
Tak, bo to ja decyduję, co będziesz jeść i pić. Uzależniam cię od dobrego jedzenia i żeby je skosztować musisz odwiedzić mnie kolejny raz.
Czytaj też:
Magda Gessler zaręczyła się. Przyjęła od Waldemara czarny diament
Telewizja z kolei to miejsce, które chyba nie daje niezależności?
Mi daję. Muszę też przyznać, że pracuję ze wspaniałymi ludźmi. W trakcie pracy na planie, nigdy nie usłyszałam słowa „nie!”. Produkcja rozumie moją osobowość i temperament, za co jestem wdzięczna.
Mam nieznośną lekkość bytu, która czasami jest problematyczna dla innych, ale dla mnie nie stanowi żadnego problemu. Lubię ją i cenię w sobie.
Gdyby zliczyć ilość dni, które spędziłam na planie „Kuchennych rewolucji”, przepracowałam pięć lat bez odpoczynku. Dzień po dniu. Ale to daje mi radość. Nigdy się nie skarżę. Nigdy też nie pojawiło się we mnie poczucie nudy czy wypalenia, ponieważ każda sytuacja, do której jestem wrzucana, jest kolorowa. Wielobarwna. Wielowymiarowa. A przy tym niepowtarzalna.
Polacy muszą być głupi i ślepi. W każdym odcinku przed pani przybyciem popełniają podobne błędy.
Jesteśmy narodem, który od siedemdziesięciu siedmiu lat, ma co dziesięć lat pisaną nową perspektywę historii. Nie skutkuje to niczym innym jak poddawaniu w wątpliwość wszystkiego, co słyszymy, widzimy i czego doświadczamy. Pozbawieni jesteśmy wiary w cokolwiek. Jest to najsmutniejsza cecha naszego narodu. Bardzo ważną kwestią jest też brak poczucia bezpieczeństwa, który wynika z tego, że nie dziedziczymy z pokolenia na pokolenie. W naszym kraju nie ma „starych” pieniędzy.
Wszystko to sprawia, że w większości nie potrafimy cieszyć się z życia, bo wszystkim wydarzeniom towarzyszy lęk, jakieś wyimaginowany czarny scenariusz.
Założenie z góry, że wszystko pójdzie nie tak jak trzeba. A ja wierzę, że to my jesteśmy twórcami i każdy z nas jest odpowiedzialny za kształtowanie swojej własnej rzeczywistości, nikt inny. Mamy w rękach ogromną odpowiedzialność, a mimo to, nie dostrzegamy jej powagi. Bardzo ważne w życiu jest nastawienie do świata, ludzi. Z tego czerpię największą moc. Ja się po prostu cieszę z każdego dnia i jestem za niego wdzięczna.
Często restauratorzy pytani są o to, jak to ze mną jest. Gdy słyszą, że jestem przyjacielska i pomocna, nie są w stanie zastosować tej wiedzy w praktyce. Wchodzę do restauracji i widzę dygot. Spojrzenia osnute lękiem. A ja się tam pojawiam, aby ten lęk odczarować. I tak w kółko.
Czytaj też:
Lara Gessler zdradziła płeć dziecka!
Lubi pani ludzi?
Lubię ludzi. Bardzo.
Ale nawet takich…
Wszystkich. Każdy człowiek ma w sobie coś, co można uznać za nieznośne. Niezależnie od swojego statusu posiadania, kultury wyniesionej z domu czy szkół, które ukończył.
Ale spotyka pani na swojej drodze archetypy, którymi należałoby rzucić jak talerzem o podłogę?
Rzucanie talerzami to ostateczność, która ma obudzić delikwenta.
Czytaj też:
Aktorka wyznaje: Ładne i znane kobiety są źle traktowane w przestrzeni publicznej
Na planie jest pani obarczana problemami innych.
Oczywiście przez pewien czas funkcjonuję w nich, mierzę się z nimi, ale pokonuję je i idziemy dalej. Początkowo, gdy widzę bohaterów i to, z czym się borykają, pojawia się we mnie głębokie współczucie, ale już za chwilę zamieniam je na działanie i mierzenie się ze zmianami. Naprawdę do każdej restauracji pochodzę jak do swojej, bo podpisuję się pod nią swoim imieniem i nazwiskiem. Reputację łatwo jest stracić, a ja moją cenię niezwykle i dbam, żeby była jak najlepsza.
Wiesz, że ja nigdy nie oglądam odcinków „Kuchennych rewolucji”?
Dlaczego?
Po jaką cholerę mam oglądać siebie? To nie miałoby najmniejszego sensu i nic by nie wniosło do mojego życia. Pewnie nagle podczas oglądania stwierdziłabym, że tu sweter źle się ułożył, tu kolor sukienki mógłby być inny, a tam mogłam powiedzieć coś innego. I następnym razem, w trakcie udziału w rewolucji, zastanawiałabym się, czy wszystko jest tak, jak być powinno, czy w kamerze wyglądam dobrze, a tym samym hamowałabym siebie. A ja nie chcę się hamować. Zatrzymywać się bez sensu.
Nie chcę czuć się zahamowana przez czynniki, które nie mają najmniejszego wpływu na całość. Chcę jednego. Chcę być wolna.
Przypatrywanie się sobie samej i dokonywanie analiz zabiera i wolność, i spontaniczność. Staram się być mądra. Staram się być sprawna. Staram się dobrze wyglądać. Najważniejszą rzeczą jest jednak to, żebym była prawdziwa. Żeby akcja, która dzieje się na planie, była szczera. Praca na kuchennym planie jest niczym teatr, w którym zarządzasz smakiem, kolorem, światłem, głosem, przestrzenią, atmosferą, energią. Dosłownie wszystkim!
Istnieją sytuacje, w których brakuje pani riposty?
(śmiech) Nie przypominam sobie żadnej takiej sytuacji, więc raczej ich nie ma.
Kobiety często piszą do pani na temat włosów. Loki są tematem kontrowersji. Dlaczego namawiają panią na wyprostowanie włosów?
Może bierze się to z naszego społeczeństwa i prób dążenia do tego, aby wszystkie kobiety wyglądały tak samo. Wszystkie kobiety, które odbiegają od pewnej normy, są skazane na krytykanctwo i ostracyzm. W całej Polsce, nawet w Warszawie, wszystkie musimy wyglądać tak samo.
Najlepiej jak jesteśmy jednakowe: szare lub beżowe. Mnie – kolorową i idącą pod prąd takie podejście smuci. Kobiety boją się być sobą. A tak być nie powinno, ponieważ mamy najwspanialsze i najdzielniejsze kobiety na świecie. Bardzo w nas wierzę.
Nie zmienia to faktu, że w Polsce jest kilka typów kobiecych kanonów, jak wypada i jak należy wyglądać. I to one są popularyzowane, sprzedawane. A ja tak ubóstwiam prowokować…
Magda Gessler to królowa prowokacji?
Specjalnie czasami robię nieoczywiste zdjęcie i wrzucam je na swój profil na Facebook czy Instagram. Mój wiek jest idealną chwilą do tego, żeby śmiało i świadomie prowokować. Szokować. Przekłuwać balon, który napełniony jest powagą. Bo ten balon aż się prosi, żeby wybuchnął. I ja mu w tym pomagam.
Poczułem zgrzyt, gdy opowiadając o swojej wnuczce użyła pani słowa „babcia”. Magda Gessler i babcia. Brzmi jak antonim. Moim zdaniem jest pani pozbawiona wieku. Pani jest ageless.
Babcia… Usłyszałam, że to nie pasuje do mojej działalności. Bo babcie są zazwyczaj uznane za spokojne. Ja nie. Biję się z polskim środowiskiem, bo wiele razu byłam – i nadal jestem! – naocznym świadkiem śmierci wielu kobiet za ich życia. Kobiety nie pozwalają sobie na życie. Same zamykają przed sobą drzwi wcześniej niż powinno mieć to miejsce.
Przestają wierzyć w miłość, w siebie same. Duszą się, zamiast uwolnić swoje potrzeby, pasje, fantazje.
Czytaj też:
Spowiedź seksoholiczki: „Gdy podałam psycholożce liczbę partnerów, ścięło ją z nóg”
A jak kobiety powinny postępować z mężczyznami?
Mężczyźnie trzeba dać miłość, napoić go, nakarmić. Jednym słowem zadbać o niego i wykazać troskę. Gdy tego wszystkiego dokonamy, mamy jeszcze jedną rolę.
Zostawić go w świętym spokoju.
Wiele kobiet ma potrzebę wiedzy o wszystkim, kontroli w każdy możliwy sposób. To nic innego jak droga do piekieł. Donikąd. Kompletnie ślepy zaułek. Zaufanie, partnerstwo, zrozumienie, rozmowa to recepta na długi związek. Ja sama żyję w związku na odległość, coś o tym wiem.
Skąd zna się pani tak dobrze na mężczyznach?
Empiryczne podejście do sprawy.
Zdradzi pani coś więcej?
Zawsze byłam szurnięta na punkcie miłości. Wiesz dlaczego? Bo każda miłość jest piękna, jeśli jest prawdziwa i dodaje skrzydeł. Moje właśnie takie były.
A wracając jeszcze do tematu mężczyzn. Oni są obecnie bardzo biedni. Coraz mocniej czują się sponiewierani, ograniczeni, zniewoleni. Faceci uciekają od takich kobiet, które chcą kontrolować każdy ich ruch.
Przyznaje pani, że to głównie od kobiet zaznała nieprzyjemności. Zaznacza pani, że w męskim świecie jest solidarność, a w kobiecym jej brakuje. Skąd takie różnice?
Bo mężczyźni potrafią mieć wyjątkową więź między sobą, którą popularnie określana jest jako „męska solidarność”. Niezależnie od tego, jakie grzechy mają na swoim koncie, znajdą zrozumienie i chęć wzajemnej pomocy. Inaczej jest w przypadku kobiet. Jeden błąd daje przyzwolenie innej kobiecie na to, żeby mówić o nim głośno, wytykać go, obśmiewać, a przy tym nie wykazywać się jakąkolwiek chęcią pomocy. Oczywiście nie jest to regułą, ale tego typu zachowania zdarzają się często. Zdecydowanie za często.
Dorota Masłowska w swoim felietonie napisała o pani: „Budząca skrajne emocje, fotografująca się z kłębowiskami kiełbas, nieznośnie kompetentna, erotyczna, ubrana po bandzie i podkreślająca swoje artystyczne konotacje Gessler zdaje się na tle tvn-owskich koleżanek medialnym fenomenem”. Takie słowa spod pióra takiej pisarki mogą chyba tylko schlebiać?
Jako najbardziej zainteresowana, dowiedziałam się o tym ostatnia. Jestem z rodziny, która jest fenomenalna, więc każdego z nas można śmiało uznać za fenomen (śmiech). Mój brat Piotr Ikonowicz jest fenomenalny. Mam fenomenalnych rodziców. Światłego ojca. Z naszej znajomości na linii ojciec–córka biorę pełnymi garściami i nigdy nie czuję przesytu. Zawsze mam niedosyt naszych rozmów. Rozmawiamy na temat wydarzeń na świecie, na temat naszych własnych żyć. Potrzebujemy kontaktu ze sobą i wymiany spostrzeżeń oraz naszych energii. To samo tyczy się moich dzieci.
Mamy z nimi wspaniałą więź i pękam z dumy, patrząc na to, jakimi są cudownymi ludźmi. To wszystko razem do kupy pozwoliło mi zbudować siebie. Mój pierwszy mąż stworzył we mnie poczucie bezpieczeństwa i zbudował we mnie wyjątkowe zaufanie w stosunku do ludzi. Był luteraninem. Minimalistą.
Czytaj też:
Kamil Maćkowiak o depresji i uzależnieniu: „Ten zawód jest cudowny, kiedy jesteś Borysem Szycem, Tomkiem Kotem, Marcinem Dorocińskim”
A pani w zamian nauczyła go…
Hedonizmu. Piękna czynność i jeszcze piękniejsza przyjemność. Gdy człowiek kocha, każdą naukę odbiera w sposób maksymalny. Oboje daliśmy sobie nawzajem lekcję różnych światów. To staram się przekazać Polakom. Żeby odbierali wszystko, co najlepsze. I cieszyli się z małych rzeczy.
Czemu dzieci płaczą na pani widok?
Bo jestem niczym wróżka. Bajka, która chodzi po świecie. Bajki są napisane na papierze, a ja jestem nią w rzeczywistości. W momencie, gdy mnie widzą, okazuje się, że jestem prawdziwa. Nie jestem jak legenda czy wyidealizowana historia. Jestem udekorowana, przerysowana. Niczym duża lalka. A dzieci potrzebują barw. Nie jestem monochromatyczna, szara, czarna, nijaka. Dzieci nie patrzą na to, że wypada wyglądać tak czy inaczej. Akceptują moje wizualne przegięcie.
Tak na panią teraz patrzę i myślę, że śmiało mogłaby być pani bohaterką kreskówki Disney’a.
Pojawiałabym się na sam koniec i robiła „pach!” swoją złotą różdżką, rozwiązując przy tym wszystkie problemy i kłopoty bohaterów. Nagradzałabym jednych za dobro, a innych karała za zło.
Gdy byłam dzieckiem, miałam wtedy może z sześć lat, miałam w sobie przeświadczenie, że jestem w stanie obronić siebie i znaleźć argumenty na każde swoje postępowanie, żeby wygrać to, o czym myślę i co czuję.
Dojrzałe myśli jak na sześciolatkę.
W wieku lat trzynastu przeczytałam całego Singera, ale wynikało to z dojrzałości i świadomości mojej rodziny. W 1968 roku, wróciłam do Polski. Byłam wówczas w siódmej klasie. Nasza nauczycielka od chemii poprosiła nas, uczniów, żebyśmy w całej Warszawie rozwieszali plakaty z Jackiem Kuroniem. Moi rodzice byli wtedy na Kubie, z ramienia dyplomatów, więc sytuacja dość obłędna. Moja babcia była antyrządowa, a tym samym bardzo wspierała naszą działalność i dawała nam klej do plakatów.
Moje doświadczenia wieku dziecięcego nie mają nic wspólnego z tym, co przeżywają dzieci obecnie. Teraz czas jest często pozbawiony prawdziwych emocji, prawdziwych przeżyć, prawdziwych przyjaźni. Często główna rola w życiu dzieci ma wyłącznie stronę materialną, którą odgrywają przedmioty. Uczucia są albo kupowane, albo sprzedawane. Pozbawiamy dzieci emocji, empatii, umiejętności kochania.
Wierzę jednak, że są raje, do których można uciec. Moimi są Hiszpania, Wyspy Kanaryjskie. Panują tam wspaniałe zasady życia. Odpowiedzialność państwa za obywateli jest niezwykła. Poczucie godności ludzkiej istnieje w tamtej części świata mocniej niż u nas. W Polsce człowiek, który wziął kredyt nie istnieje. Większość ludzi to więźniowie systemów bankowych, które tworzą zniewolenie wszelkich uczuć, emocji oraz poglądów.
Czytaj też:
Magda Gessler: Moje życie nie było idealne. Doświadczałam rzeczy, z których mogłam nie wyjść
To jak południowa dusza daje radę na polskiej ziemi?
Moja sekta „Kuchennych rewolucji” pomaga mi przeżyć to, co się dzieje w naszym kraju. W momencie, gdy kończę zdjęcia, uciekam. Czuję potrzebę odkadzenia, odczadzenia. Poza Polską nie jestem znana, sławna, nie jestem na świeczniku.
Ktoś może myśleć, że czerpię coś z rozpoznawalności. Nic z niej nie czerpię.
Czerpię natomiast z chwil anonimowości.
Jest jakieś pytanie ze świata kulinarnego, na które nie zna pani odpowiedzi?
Raczej nie ma. Ale jeżeli taka sytuacja nieopatrznie się przydarzy, czasami sięgam po wiedzę do mojego syna Tadeusza Müllera. Jest geniuszem. On zna odpowiedź na każde pytanie.
Jest jakiś trend światowy, którego nie ma jeszcze w naszym kraju?
Naturalność i brak przypraw. Produkt w centralnym punkcie kuchni. U nas króluje polskie sous vide, czyli gotowanie i odkładanie przyrządzonego dania do lodówki, żeby odgrzewać je dwieście razy. Karta nie powinna być duża, jeżeli nie możesz jej okiełznać.
Po co więc dokonywać na jedzeniu takiej zbrodni, jak poddawanie go obróbce w nieskończoność.
Jeżeli produkt naturalny jest genialny, jak polska cielęcina czy polskie szparagi, im mniej do nich dodamy, tym lepiej dla smaku. Mamy genialne produkty! Dobra ryba i mięso potrzebują raptem dobrego ognia. Nic więcej. W Kraju Basków używa się wyłącznie oliwy, soli i czosnku. Nic więcej. W krajach gdzie jakość produktów jest marna, jak w Tajlandii czy Indiach, trzeba mocno doprawiać, bo inaczej nie da się jeść. Praca w kuchni jest jak magia. Albo jak reżyseria fabularnego filmu. Trzeba znać zaklęcia i proste triki.
Pandemia wniosła w świat restauracji zdolność przeżycia lub umierania. Nauczyliśmy się bronić. Codziennie. Lekcja selektywna. Wygra silny, umrze słaby. Dla mnie nie ma zadań, których nie zrobię, bo nie znam się lub nie umiem.
Awokado. Czemu akurat do tego owocu porównała się pani?
Dziwisz się?
Tak, bo awokado jest bez smaku. A pani – pani Magdo – raczej ma wyrazisty smak.
Ale awokado jest pyszne. Trzeba je jeść odpowiednio. Wręcz umiejętnie! Chociaż jeśli chcesz, mogę myć mango. Tak! Zamiast awokado wolę być mango…
Dzięki marce ŠKODA
tylko w ten weekend wybrane artykuły Premium czytasz za darmo
CZYTAM WIĘCEJ
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS