A A+ A++

Wielu Polaków zaprasza gości z Ukrainy do swoich domów. Czego mogą się po nich spodziewać?

– Ci, którzy tu przyjeżdżali wcześniej, robili to świadomie. To był ich wybór, mieli plan: znaleźć pracę, mieszkanie, odłożyć pieniądze. Obecna fala, która liczy już ponad milion osób, w większości nie była na ten wyjazd przygotowana. Do naszego Centrum Zdrowia Psychicznego codziennie przychodzą tysiące ludzi, zadają najróżniejsze pytania: gdzie kupić majtki, jak wymienić hrywny na złotówki i jak znaleźć mieszkanie. Nie wiedzą nic o życiu w Polsce. Przyjechali, bo koleżanka ich namówiła albo mama błagała, żeby uciekali przed wojną. Więc uciekli, często tak, jak stali, zabrali tylko najpotrzebniejsze rzeczy. I potem dzwonią i pytają, czy Gdańsk jest blisko Krakowa. Mówię im, że nie, a oni: dlaczego? Albo żądają, żebym wystarał się dla nich o obywatelstwo. Już teraz, natychmiast.

Żądają?

– Tak, uważają, że jako uchodźcy powinni to dostać. Dwa dni po rozpoczęciu wojny przyszła do mnie pani i od progu powiedziała: pan musi mi znaleźć mieszkanie. Z balkonem na południową stronę, żeby jasno było.

Czytaj też: „W Putinie nie ma cienia człowieka. To postać ulepiona z KGB-istowskich wzorów niczym z plasteliny”

Co pan odpowiedział?

– Że mogę jej zrobić kawę lub herbatę, na pewno spróbuję pomóc, ale najpierw wykreślamy ze słownika słowo „muszę”. I ta pani szybko przeprosiła. Stawiając sprawę w ten sposób, nie odmówiłem jej niczego, tylko pomogłem zrozumieć sytuację, w jakiej się znalazła. Przewiduję, że będzie bardzo duży nacisk na polską administrację, na konsulaty, miliony ludzi będą od urzędników czegoś chciały. Ja na razie wszystkim, którzy się do mnie zwracają o pomoc czy radę, mówię, by najpierw odpoczęli, złapali równowagę, ale zaraz potem zaczęli myśleć, co chcą w Polsce robić. Jeśli są cztery koleżanki, to niech dwie pilnują dzieci, a dwie pójdą do tłumacza, żeby przetłumaczył im dokumenty. Nie warto płakać, rozpaczać, pić wódkę i palić papierosy na balkonie, lepiej powoli budować nowe życie.

Nie za dużo pan wymaga od ludzi, którzy zostawili wszystko i znaleźli się w obcym kraju?

– Polska nie jest dla nich obca. A zresztą, co im da picie wódki, palenie papierosów i użalanie się na ciężki los?

Ale on jest ciężki.

– Tak, spotkała ich tragedia, ale ciągłe myślenie o tym niczego nie zmieni. Uważam, że skoro tak wielu Polaków przyjmuje Ukraińców, to muszą się jak najszybciej dogadać jak gospodarze z gośćmi. Już na samym początku powinni życzliwie, ale szczegółowo uzgodnić, jakie zasady obowiązują w ich domach. Na przykład przyjeżdża z Ukrainy rodzina z kotem, przyjmują ją, mimo że gospodyni ma alergię na koty. Idą do pracy, a ten kot wyleguje się na ich poduszkach. No i jest problem, bo goście spokojnie śpią, a gospodyni kaszle całą noc.

Ale co można zrobić? Odmówić przyjęcia kota?

– Trzeba powiedzieć: słuchajcie, cieszymy się, że tu jesteście, robimy dla was wszystko, co możemy, ale mamy taką zasadę, że kot nie może spać w naszym łóżku, bo nam to szkodzi. I podobnie trzeba ustalić wszystkie inne sprawy. Bo jeśli nie, to po obu stronach będzie narastać frustracja. Trzeba stawiać jasne granice, oczywiście z miłością i dobrocią. Niech to nie będą zakazy: tego nie rób, tam nie idź, nie pij z tego kubka. Ci ludzie powinni czuć się na tyle dobrze w naszym domu, żeby mieli szacunek do siebie i żeby im samoocena nie spadła. Bo w Ukrainie byli wykładowcami albo dyrektorami fabryki, a dzisiaj szczytem marzeń będzie sprzątanie magazynu.

Trudno się z tym pogodzić?

– Tak. I trzeba im powtarzać, że to jest praca na teraz, nie na całe życie. Trzeba im proponować, by coś robili. Bo wtedy staną się członkami tej małej społeczności, jaką jest rodzina, która ich przyjęła. Nie wiadomo, na jak długo. Może na tydzień, może na dwa miesiące? Większość tych ludzi chce przecież wrócić do domu. I dobrze by było, gdyby wyjeżdżali z Polski z poczuciem, że dostali tu prawdziwą i serdeczną pomoc. A nie tylko dwa dni entuzjazmu, a potem pretensje.

To bardzo trudne. Nawet jak przyjeżdża do nas własna rodzina, to już po kilku dniach chcemy, by wyjechała.

– To prawda. Dlatego uważam, że trzeba od razu ustalić, jak długo to wspólne mieszkanie może potrwać. To goście powinni zapytać, ile czasu mogą u nas spędzić, ale jeśli tego nie zrobią, musimy sami zacząć tę rozmowę.

Mamy im powiedzieć, jak długo mogą u nas zostać?

– A dlaczego nie? Przecież to normalne, że mówimy, na jak długo możemy przyjąć gości. Tydzień, dwa, a może do czasu, aż znajdą sobie coś lepszego. Jeśli tego jasno nie określimy, a pobyt będzie się przeciągać, może się to okazać zbyt trudne dla wszystkich. Na pewno nie musimy zapewniać im wszystkiego ani ich wyręczać, nawet w drobiazgach. Bo wtedy nie poczują, że muszą stanąć na własnych nogach.

Można im powiedzieć, by zaczęli szukać pracy?

– O tym też trzeba rozmawiać. Można tydzień, miesiąc, nawet dwa narzekać, że jest ciężko, ale można też budować plan na jutro. Zadzwoniła do mnie ostatnio pani z Ukrainy, pytając, jak to w Polsce jest. I ja jej mówię, że jeśli zamieszka u Polaków, to niech stara się coś robić. Na przykład poszukać sobie zakwaterowania gdzieś na wsi albo w maleńkim miasteczku, w którym znajdzie pracę, a dopiero za jakiś czas przenieść się do większego miasta. Byleby nie siedzieć bezczynnie w Warszawie, czekając, aż ktoś za nią wszystko załatwi. Lepiej wziąć jakąkolwiek pracę i zarabiać własne złotówki, niż rozpaczać po tym, co było, ale już tego nie ma.

Żal za utraconym życiem trudno ukoić.

– Dlatego trzeba Ukraińcom podsuwać pomysły, co mogą zrobić jutro. Można płakać, a można też pouczyć się polskiego i znaleźć lepszą pracę. Jeśli ktoś mówi, że chce pracować w gospodarstwie rolniczym pod Radomiem, to pani może przeszukać internet i znaleźć dla niego konkretne miejsce, które akurat szuka robotników. Ale jak powie, że Polacy są wspaniali i gościnni, więc on ma plan leżeć u pani na kanapie kolejne dwa lata, to z tego dobrego życia nie będzie.

Mam go zepchnąć z tej kanapy?

– Tak. Niech pani powie: sorry, Iwanie czy Siergieju, ale takie numery to nie ze mną. Rozumiem, że moja kanapa jest wygodna, ale nie podoba mi się twój plan. Ja ci mogę pomóc w szukaniu pracy. To jest właśnie mądre stawianie granicy. I trzeba jak najwięcej rozmawiać o przyszłości, bo w niej jest energia, która daje siłę do działania. Do układania nowego życia.

A jeśli uchodźca jest zanurzony w dawnym życiu? Bo w Ukrainie zostali starzy rodzice albo syn czy mąż, którzy walczą.

– Nawet niedawno miałem taką sytuację i zapytałem zrozpaczonych ludzi: czy wasz tata, brat czy mąż chciałby was zobaczyć w takim stanie? I któraś z kobiet powiedziała: on by chciał, żebym była energiczna, silna. Więc mówię, żeby zadzwoniła do męża i pokazała, że jest dumna z niego, a sama też sobie dobrze w Polsce radzi. I wtedy mąż będzie spokojniejszy. Dzisiaj zadzwoniła do mnie płacząca pani z Lublina. Więc jej mówię, że zaraz zrobię zdjęcie i wyślę jej mężowi. A ona: „Ma pan rację, już się biorę w garść, mąż nie potrzebuje moich łez, musi mieć siłę do walki”.

Czytaj też: „Boję się, że miejsca, z którymi wiążą się moje wspomnienia, zmieniły się w gruzy”

Czy my, Polacy, możemy się jakoś do tej sytuacji przygotować?

– Najpierw musimy dobrze zrozumieć sytuację, w jakiej znaleźli się ludzie uciekający z Ukrainy. A potem zastanowić się, co możemy im dać. Jeśli mamy alergię na koty, to jednak lepiej będzie, jeśli przyjmiemy rodzinę bez zwierząt. Mądra pomoc polega na tym, że dajemy tylko to, co możemy dać. Nie więcej. Inaczej skończy się tym, że sami będziemy musieli szukać pomocy.

Tego się obawiam: teraz jesteśmy wszyscy pełni entuzjazmu i chęci pomagania, ale zaraz się zmęczymy. I wtedy coś w nas wybuchnie.

– Może tak być. Dlatego zawsze mówię, że pomoc musi płynąć z dwóch stron. Na przykład pani przyjmuje matkę z dziećmi, a ta proponuje, że u pani posprząta. Albo zupę ugotuje czy z psem wyjdzie. I wtedy pani czuje, że to wprawdzie obcy człowiek, ale chce z panią dobrze żyć. Niewiele może dać, ale bardzo chce. I może za miesiąc lub dwa wojna się skończy, ta pani wróci do swojego domu w Ukrainie, a pani będzie po niej płakać.

Sąsiadka, która przyjęła uchodźczynię z Ukrainy, mówi, że jest trudniej, niż myślała. Ta pani zamknęła się w pokoju, nie chce jeść ani rozmawiać, mówi, że niczego nie potrzebuje.

– Trzeba cały czas próbować rozmawiać, ale nie o filozofii, tylko o życiu codziennym. Trzeba wydawać proste polecenia: kup chleb, przygotuj, proszę, kolację. Oczywiście nie pójdzie sama do urzędu, nie zna polskiego, więc nie wypełni sama dokumentów, ale takie domowe rzeczy może zrobić i w ten sposób okazać wdzięczność. Ona jest prawosławna, pani katoliczka, ale możecie iść razem do kościoła i pomodlić się za szybki koniec wojny. Albo pójść na spacer i pani jej opowie o historii Warszawy. Co by to dało, gdyby zamiast iść na spacer, kupiła pani flaszkę wódki i nad tą flaszką razem byście płakały? Będziecie pijane, może się pokłócicie, przypomnicie sobie Wołyń. I pomoc skończy się walką.

Pan mówi o wdzięczności, ale już teraz psychologowie mówią, że nie należy jej oczekiwać od uchodźcy. Bo nawet jeśli ją czuje, niekoniecznie umie okazać.

– Matka robi dla dziecka wszystko, nie oczekując wdzięczności. Wstaje w nocy, gdy płacze, gotuje ulubione potrawy. I może kiedyś, jak dziecko dorośnie, to ucałuje jej ręce i podziękuje. Ale ona na to nie czeka. A z wdzięcznością uchodźców bywa różnie. Niektórzy są wdzięczni, ale z powodu traumy nie potrafią tego okazać.

A jak zajmować się dziećmi uchodźców? Musiały zostawić nie tylko pluszaki, ale także kolegów i wszystko, co znajome.

– Trzeba zacząć od rodziców. Małe dzieci doskonale wyczuwają nastrój rodziców. Kiedy mama płacze, jest zdenerwowana, one też będą płakać. Więc o dorosłych tematach niech rozmawiają dorośli, dzieciakom lepiej powiedzieć, że następnego dnia pójdą na spacer po nieznanym mieście, będzie fajnie. Żeby miały poczucie, że wchodzą w nowe, bezpieczne życie. Im jest obojętne, czy prezydent nazywa się Putin, Trump, czy Duda, ale wiedzą, w jakim nastroju są rodzice. Więc to oni powinni zrobić wszystko, by przekazywać dzieciom tylko dobrą energię.

Skąd mają ją brać?

– Wystarczy, że nie będą płakać, tylko powiedzą dziecku: zobacz, jaki w Polsce jest smaczny chleb. Popatrz, ilu masz w nowym przedszkolu fajnych kolegów. W ten sposób roztoczą nad dzieckiem parasol bezpieczeństwa.

Czego na pewno powinniśmy w relacjach z Ukraińcami unikać?

– Nie powinniśmy rozmawiać o historii. To nie jest dobry czas na przypominanie problemów i krzywd. Musimy też traktować gości z szacunkiem. Nie wyśmiewać, kiedy robią błędy, tylko chwalić, że próbują mówić po polsku. Szukać wszelkich podobieństw. To nie jest trudne, bo przecież w życiu chodzi nam o to samo: żeby mieć zdrowie, wychować dzieci, żeby nas ludzie lubili i szanowali. Mogą nas różnić poglądy polityczne, ale wszyscy chcemy zjeść smaczny obiad i spokojnie spać. I żeby w naszym domu były miłość i szczęście.

Byłem kiedyś na imprezie firmowej, podchodzi do mnie prezes i pyta na ucho: „Panie Aleksandrze, dlaczego pan nie na truskawkach?”. Odpowiedziałem, że jak prezes pojedzie ze mną, to się wybiorę na truskawki. Ludzie bardzo potrzebują szacunku i godności, dumy z tego, co robią. Dlatego tak ważne jest rozmawianie z Ukraińcami o przyszłości: żeby mogli ją sobie wyobrazić i robić plany.

Martwi się pan o rodaków?

– Smucę się, że padli ofiarą gry politycznej, że przelewają krew. O tych, którzy przyjechali do Polski, myślę tylko tyle, żeby nie byli głodni i żeby robili plany, nie siedzieli na kanapie. A oni tu jadą, cały czas jadą.

My, Polacy, udźwigniemy to? Boję się, że nie.

– Strach trzeba gonić, bo paraliżuje, nie pozwala działać. Mózg tak się nakręca, że ręce i nogi przestają działać. I wtedy wystarczy sobie wyobrazić, że do Polski przyjedzie kilka milionów Ukraińców, by na tego jednego, którego już masz w domu, zacząć patrzeć jak na wroga. A jak pozbędziemy się strachu, to po prostu porozmawiamy o tym, czego on chce i co my możemy mu dać. Pytajmy, a potem pomagajmy. Kiedy Ukraińcy już z Polski wyjadą, będą pamiętać, że Polacy to wspaniali ludzie. Wyciągnęli ich z życiowej biedy.

Aleksander Tereszczenko jest coachem, psychologiem, specjalistą od komunikacji. Pochodzi z Ukrainy, ale od lat mieszka w Polsce

Czytaj również: Specustawa o uchodźcach może otworzyć furtkę dla oszustów. Widzą w niej szansę na szybki zarobek

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułW pustych akademikach w Katowicach-Ligocie zamieszkają uchodźcy z Ukrainy
Następny artykułIstnieje kilka dat, które padają w dyskusji, kiedy powstało państwo ukraińskie. Wszystkie są ważne