Symboliczne jest Oko Śledzia w parku Staromiejskim. Kilkanaście lat temu wymyślono sobie, że można podziemną, skanalizowaną Łódkę podglądać przez okienko. Ilekroć to robię, czuję się, jakbym podglądał w celi więźnia skazanego na dożywocie. Nigdy nie ujrzy światła dziennego.
Maciej Robert, poeta, dyrektor łódzkiego Domu Literatury, został rzekopisem. W wydawnictwie Czarne opublikował reportażoesej „Rzeki, których nie ma”.
Najlepiej – rzecze Robert – rozpoczynać rzecz o rzekach w Łodzi, którą można nazwać „królową rzek à rebours – choć jest matką wielu rzek […], wszystkie od niej uciekają”. Były – ale się zmyły. Zabili je kapitaliści („łupieżczy pobór wody na potrzeby fabryk”) i brak kanalizacji. Łódzkie rzeki poukrywano pod ziemią albo zamieniono w rynsztoki, a łodzianom, rzecznym sierotom, pozostały bóle fantomowe. Bo czym jest miasto bez rzeki? „Nie-miastem”? – pyta Robert, trawestując znane określenie Marca Augé („nie-miejsce”). Każde europejskie miasto ma przecież nie tylko rynek z pomnikiem, muzeum, kościół, park, hotel i dworzec, ale i rzekę – „najlepiej dużą, albo chociaż średnią”. I nie pod ziemią.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS