Dobiega końca proces Łukasza T. Kierowca autobusu, który przejechał 19-letnią Barbarę Sz., przekonywał dzisiaj, że popełnił błąd, ale nie chciał nikogo skrzywdzić. Obrona domaga się uniewinnienia.
Tydzień temu podczas rozprawy mowę końcową wygłosili oskarżyciele. Prokurator przeanalizował cały proces zbierania materiałów dowodowych i wniósł o karę 25 lat pozbawienia wolności dla Łukasza T. Stwierdził, że 31 lipca 2021 roku kierowca PKM-u Katowice celowo wjechał w ludzi. Dzisiaj wypowiedzieli się obrońcy oskarżonego i on sam. Jak mówił przebywający od ponad 2 lat w aresztach w Katowicach, Mysłowicach i Wrocławiu, dzięki ciągłemu kontaktowi z psychologami radzi sobie z tym całym zdarzeniem. Odniósł się tym samym do słów prokuratora, który uważał, że zarówno zaraz po zdarzeniu na ul. Mickiewicza, jak i w trakcie przesłuchań oraz rozprawy na oskarżonym ta tragedia nie robi większego wrażenia. Obrońcy podkreślali, że podczas pierwszego przesłuchania oskarżony płakał. – Cokolwiek bym nie robił, płakał przepraszał, wyzywał, to zawsze ta krytyka będzie w moją stronę, bo to ja jestem ten zły – mówi Łukasz T. O tym, że opinia publiczna i prokuratura wydały wyrok jeszcze przed jego ogłoszeniem mówił również adwokat Waldemar Murek. – Wydaje się, że sąd informując o możliwości połączenia tych czynów też wydał jakiś wyrok – powiedział. O możliwości połączenia dwóch czynów, które występują osobno w akcie oskarżenia sędzia Jolanta Szot-Zarzycka poinformowała w ubiegłym tygodniu. Przypomnijmy, że kierowca autobusu usłyszał zarzuty zabójstwa 19-letniej Barbary Sz. i usiłowania zabójstwa trzech innych osób. Obrona wnioskuje o uniewinnienie od wszystkich zarzucanych czynów przy tak postawionych zarzutach, ponieważ nie ma mowy o zamiarze zabójstwa.
PRZECZYTAJ TEŻ: Prokuratura uważa, że kierowca PKM Katowice celowo wjechał w ludzi i chce dla niego 25 lat więzienia
Obrona przyznała dzisiaj, że zgromadzony materiał dowodowy jest obszerny, ale już jego jakość budzi wątpliwości. Zdaniem mecenasa Przemysława Moroza prokurator nie wziął pod uwagę czynnika ludzkiego i zmarginalizował sytuację na drodze, gdzie toczyła się szarpanina. – Sam czyn trwał kilkanaście sekund. Trzeba zwracać uwagę na nagłość pewnych zdarzeń. Inaczej podejmuje się decyzję w minuty, a inaczej sekundy – powiedział Moroz i dodał, że to, co jest widoczne na nagraniach, Łukasz T. widział przez krótki moment. – To jest nieuprawnione, żebyśmy przez nasze wielokrotne spojrzenie na te filmy i ich analizę oceniali to, co widział kierowca autobusu. Ponadto obrona stoi na stanowisku, że kierowca mógł czuć się zagrożony. Prokurator na poprzedniej rozprawie przytaczał wypowiedzi świadków, którzy mówili, że grupa osób znajdująca się na jezdni nie była szczególnie agresywna. Dzisiaj obrońcy cytowali innych świadków, którzy mieli odmienne zdanie na temat sytuacji na drodze. – W pewnym momencie cała agresja, nastrój i emocje skupiają się na autobusie. Czy możemy pozwolić na to, żeby ktoś kopał autobus, bił się na drodze i tym obciążać Łukasza T.? – pytała adwokat Kinga Jaśkiewicz.
Podważała też wyniki badań próbek krwi, w których wykryto 4 substancje: paracetamol, sertralinę, tramadol i amfetaminę. – Nie jest możliwe jednoznaczne przyjęcie, że Łukasz T. kierował autobusem pod wpływem opioidu (tramadol – red.). Nie wiemy kiedy i w jakiej dawce przyjął tę substancję. Nie można wykluczyć, że doszło do tego po zdarzeniu, ale jeszcze przed zatrzymaniem. Wszyscy pasażerowie siedzieli z tyłu autobusu. Mogło to zostać przez nich niezauważone – mówi Jaśkiewicz. Sam oskarżony również ma wątpliwości dotyczące dowodów. Podczas eksperymentu procesowego Barbarę Sz. imitował manekin miał 172 cm, a ona 160 cm wzrostu. – Wzrost manekina został zaniżony, żeby potwierdzić widoczność zza kierownicy – uważa Łukasz T. Zarówno on, jak i jego obrońcy utrzymują, że był w panice i nie widział stojących przed autobusem osób.
Kierowca nadal nie umie wyjaśnić, dlaczego postąpił w taki, a nie inny sposób. – Moim zdaniem był to zbieg nieszczęśliwych wydarzeń. Wszyscy znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie. Popełniłem błąd, że podjechałem tak blisko tej grupy. Często będąc na celi, zadawałem sobie pytanie, czemu tak blisko podjechałem. Muszę przyznać, że nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie – mówi Łukasz T. Oskarżony po raz kolejny przeprosił rodzinę pokrzywdzonej. – Dzieci nie odzyskają matki, a ojciec nie odzyska córki, ale zależy mi na tym, żeby jakoś im pomóc – powiedział T. i zadeklarował, że wesprze rodzinę przy większych wydatkach, jak przygotowanie wyprawki do przedszkola czy szkoły oraz przed pierwszą komunią.
Wyrok w sprawie Łukasza T. zapadnie jutro.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS