Wzniosły smutek niekoniecznie musi smucić. Czasem daje poczucie wznoszenia się na wyższy poziom odczuwania i godności. Doświadczenie twórcze uczy, że więcej ludzkiej prawdy jest po stronie smutku niż po stronie szczęścia. Literatura, muzyka i sztuka dawno odkryły, że strona mroczna oferuje pożywny pokarm dla refleksji. Sztuka Marka Chlandy karmi się tym smutkiem od kilkudziesięciu lat. I wychodzi jej to na artystyczne zdrowie.
Marek Chlanda podczas pracy, fot. Maria Anna Potocka, Archiwum MOCAK-u
Fot.: Archiwum MOCAKu
Katalog jego dzieł można podzielić na kilka grup. Każdą z nich definiuje charakterystyczny obiekt lub zabieg. A łączy te prace niepokojące rozbicie na wiele elementów oraz manifestacyjna niemożność zbudowania całości. Ten przekaz jest w sztuce Marka Chlandy chyba najbardziej donośny; człowiekowi nie jest dana zdolność odczuwania istnienia jako całości.
W realizacjach przestrzennych Chlandy niektóre kształty i chwyty powtarzają się niemal „nachalnie”. W wielu rzeźbach pojawia się czerep czaszkowy z długim, spiczastym nosem. Nie ma oczu, ale może węszyć. Nasuwa się aluzja do ludzkiej percepcji; więcej czujemy niż widzimy, więcej przeczuwamy niż potrafimy dostrzec. Być może świadomość tego ograniczenia doprowadziła kiedyś Marka do sztuki – uznał ją za narzędzie znacznie bardziej wnikliwe niż patrzenie czy słuchanie.
Zwycięstwo nie jest możliwe, ale walka tak
Bardzo często w twórczości tego artysty pojawiają się konstrukcje celowo niestabilne. Na stosie starych cegieł lub gazet stoją luzem obrazki. Ogromne rysunki, przyparte do ściany, z wysiłkiem utrzymują pion. Czerep z nosem zawisa przy ścianie wsparty metalowym prętem. Chwiejność, niepewność, tymczasowość, poleganie na rzeczach zużytych to ważne przekazy tych prac. Zabawne – ale te gorzkie konkluzje zawsze są zaprawione nadzieją.
Marek Chlanda, „Rysunek na stosie”, 1989, instalacja, Kolekcja MOCAK-u, fot. R. Sosin
Fot.: Archiwum MOCAKu
Ciekawą grą przestrzenną są tłumy ludków z szeroko rozstawionym rękoma; jakby chciały pochwycić wszystko po drodze. Wyglądają jak zabawki dla dzieci; i podobnie jak dzieci nie mają wpływu na świat realny. Zawsze mierzą się z przeważającą siłą wroga – z ogromnymi przestrzeniami i ze zbyt dużymi przedmiotami. I – jak to outsiderzy – wiedzą, że zwycięstwo nie jest możliwe, ale czują się zobowiązane do walki.
Obrazy płaskie też mają swoje powtarzalne strategie. Większość rysunków to abstrakcje przypominające pomięty papier. Znowu znaczący sygnał. Z kolei duża grupa obrazów – przedstawiająca ludzi, części ciała, maski pośmiertne i wiele innych rzeczy – jest nieregularnie pokropkowana. Ten zabieg kojarzy się z dotykaniem czegoś spojrzeniem. Być może artysta wskazuje miejsca znaczące i inspirujące? Punktowanie w pewnym momencie przeradza się w ciągłą linię. Najpierw był obraz, a następnie penetrujące spojrzenie. Najpierw było życie, a potem człowiek zaczął je przeżywać.
Marek Chlanda ma ogromny talent plastyczny. Świetnie rysuje, doskonale i z lekkością maluje, tworzy przejmujące rzeźby na skali od abstrakcji do ekspresyjnego realizmu. Ale ponieważ wszystko co robi – kolejna cecha outsiderów – robi „do środka”, więc nie próbuje epatować tymi talentami. Są to jedynie narzędzia służące do obsługi wewnętrznej rozmowy.
Ten artysta rozmawia ze sobą już kilkadziesiąt lat. Raz nawet miał wrażenie – i chyba nadzieję – że doszedł do momentu, kiedy potrafi to złożyć w całość i tym samym podsumować zmagania życia. W nieczynnej nowohuckiej szkole – będącej częścią teatru Łaźnia Nowa – zrealizował w dawnych klasach kilka instalacji symulujących lekcje z tajemnicy istnienia. Chodzenie po tej pracy było przejmujące. Marzenie – oczywiście – się nie spełniło. Chlanda-outsider potwierdził swojej intuicje – trzeba drążyć dalej, nie załamując się faktem, że i tak nic się nie wyjaśni.
Po kulminacji twórczej – jaką było totalne doświadczenie samego siebie w nowohuckiej szkole – Marek Chlanda wrócił do wcześniejszych, znacznie skromniejszych praktyk artystycznych, jednak niemniej doniosłych.
Sztuka Marka Chlandy posiada zadziwiającą rozległość. W tysiącach dzieł i w ich kombinacjach powstaje obraz człowieka skazanego na wnikliwość w istnienie. Nie szkodzi, że życie nie podsuwa rozwiązań i jedynie mami nas poczuciem sensu. Przyglądanie się temu z bliska daje ogromną satysfakcję. Dlatego ten artysta sprawia wrażenie outsidera szczęśliwego, co nie jest zbyt częstym przypadkiem.
Marek Chlanda to nie jest artysta „do zrozumienia”, ale jego sztuka umożliwia wspólne przeżywanie czegoś, co PRAWIE pozwala się dotknąć, ale na zawsze pozostaje tajemnicą.
Czytaj też: Do Auschwitz trafił w wieku 13 lat. Potajemnie rysował sceny z życia obozowego
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS