Jubileusz 45-lecia istnienia orkiestra Filharmonii Kameralnej im. Witolda Lutosławskiego p/d Jana Miłosza Zarzyckiego uczciła wyjątkowym koncertem. Jego solistami byli artyści wywodzący się z Łomży: Inga Wawrzynkowska, Adam Kalinowski, Bogdan Kierejsza i Jacek Szymański. Entuzjastycznie przyjęty przez nadkomplet publiczności koncert był jednocześnie jednym z elementów programu obchodów 605-lecia nadania Łomży praw miejskich. W jego trakcie odznaczono również szczególnie zasłużone dla orkiestry osoby, a sama Filharmonia Kameralna otrzymała Brązowy Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. – Muszę przyznać, że ten koncert był niezwykły i sam również jestem pod jego wrażeniem, chociaż wiedziałem co się wydarzy! – mówi Jan Miłosz Zarzycki dodając, że atmosfera podczas tego wydarzenia była niesamowita.
Początki Łomżyńskiej Orkiestry Kameralnej, założonej przez muzyków i pedagogów-pasjonatów pod egidą Towarzystwa Muzycznego w roku 1977, były skromne i nacechowane iście spartańskimi warunkami lokalowymi – tak naprawdę siedziby z prawdziwego zdarzenia, z odpowiednim zapleczem i salą koncertową, już Filharmonia Kameralna im. Witolda Lutosławskiego, doczekała się niedawno. Zespół reprezentował jednak wysoki poziom artystyczny i wykonawczy, czego efektem był stopniowy rozwój instytucji pod kierunkiem Jana Miłosza Zarzyckiego. Zdołał on w niespełna 20 lat przekształcić prowincjonalną, niewielką orkiestrę w zespół znany nie tylko w Polsce, wydający nowatorskie i cieszące się rozgłosem na całym świecie płyty z nader umiejętnie dobieranym, nierzadko premierowym materiałem, a do tego sprawić, że koncerty łomżyńskich filharmoników, również te typowo klasyczne, cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem publiczności. Jest to również dostrzegane w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które od roku 2018 współprowadzi, wraz z miastem Łomża, Filharmonię Kameralną. Podkreślała to Wanda Zwinogrodzka, podsekretarz stanu w ministerstwie oraz sam minister Piotr Gliński, akcentując liczne wyrazy uznania pod adresem orkiestry w okolicznościowym liście.
Dlatego Jan Miłosz Zarzycki, dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Kameralnej, został odznaczony Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Samą orkiestrę uhonorowano Medalem Brązowym, co jest wydarzeniem niezwykle rzadkim, bowiem jak dotąd Gloria Artis mogą poszczycić się Filharmonia im. Henryka Wieniawskiego w Lublinie, Filharmonia Narodowa w Warszawie i Filharmonia Śląska im. Henryka Mikołaja Góreckiego w Katowicach oraz kilka orkiestr, na przykład Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Łódzkiej im. Artura Rubinsteina. Odznaką honorową Zasłużony dla Kultury Polskiej doceniono wieloletnią pracę Katarzyny Janas-Dziewy i Jolanty Ewy Kaszuby. Dyplomy honorowe od ministra otrzymali: Magdalena Goc, Mateusz Goc, Ewa Skopek-Siwik i Justyna Zakrzewska. Dyrektor Zarzycki docenił z kolei tych pracowników, którzy nie są zwykle widoczni na scenie, ale bez nich filharmonia by nie funkcjonowała, dziękując
Jolancie Ewie Kaszubie, Ewie Skopek-Siwik, Justynie Zakrzewskiej, Edycie Gałązce, Mateuszowi Gocowi, Tomaszowi Pakuszewskiemu, Eugenii Felszyng i Dariuszowi Warzyńskiemu.
Finałem części oficjalnej było podpisanie przez prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i Wandę Zwinogrodzką kolejnej umowy, na mocy której Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego będzie współprowadzić Filharmonię Kameralną do końca roku 2026. Kiedy na scenie znowu rozbrzmiała muzyka – imprezę rozpoczęła klasyka w różnym wydaniu, w tym Mała suita patrona orkiestry Witolda Lutosławskiego – artyści postawili już na czysto rozrywkowy, nierzadko wirtuozowski repertuar, występując też w zaskakujących duetach, a na finał w kwartecie. Skrzypaczka Inga Wawrzynkowska, kończąca właśnie I rok na Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu, zabłysła najpierw w Tzigane Ravela, z dużym wsparciem ze strony pianisty Łukasza Chrzęszczyka, by następnie oczarować publiczność duetem z Bogdanem Kierejszą, wirtuozem również znanym ze współpracy z FKWL, zagranym niezwykle ogniście Czardaszem Montiego, świetnym zestawieniu klasycznej wirtuozerii i błykotliwości w bardziej rozrywkowym wydaniu. – Zajmujemy się na co dzień innymi dziedzinami muzyki, ale mam wrażenie, że ostatecznie to połączenie się udało, a do tego wydaje mi się, że jest również ciekawe dla publiczności – zauważa Inga Wawrzynkowska. – Gramy zresztą utwór, który jest bardzo dobrym połączeniem tych dwóch śladów, ale niezbyt klasycznie, co jest dla mnie również dobrą zabawą, bo mogę poszukać w nim czegoś innego. – To ciekawe zestawienie – dodaje Bogdan Kierejsza. – Perspektywa artystyczna jest tu skrajnie różna, bo jedna rzecz to talent, a druga różne doświadczenia, przeżycia i emocje, które się w trakcie tego tworzą. Mamy tu więc do czynienia z młodymi osobami, które mają jeszcze wszystko przed sobą, ale są obdarzone talentem i z artystami, którzy trochę doświadczeń już za sobą mają, co daje bardzo interesujący efekt końcowy.
Pochodzący z Łomży wirtuoz, który powrócił do niej w charakterze muzyka po wieloletniej przerwie, zachwycił słuchaczy swobodnymi interpretacjami wirtuozowskich kompozycji Hora Martisorului i Pacsirta Grigorasa Dunicu we własnych opracowaniach. Z utworów wokalnych najbardziej spodobały się słynne „Hallelujah” Leonarda Cohena w wykonaniu Adama Kalinowskiego oraz wokalny duet w kolejnym evergreenie „O sole mio”, od razu bisowany.
– Staram się być elastyczny, aczkolwiek idę przez życie z gitarą – zauważa Adam Kalinowski. – Jednak dzisiaj na scenie jej nie było, ale było rockowo w tych kilku utworach, które miałem przyjemność zaśpiewać. Repertuar, który ustaliliśmy z panem Zarzyckim jest, przynajmniej dla mnie, oryginalny, stąd choćby moje pojawienie się w tym klasycznym utworze.
Sami filharmonicy również mieli pole do popisu, zwłaszcza wyśmienita sekcja Bogdan Szczepański – Łukasz Zamaryka, w pulsującym wyrazistym rytmem „Libertango” Piazzolli, w opracowaniu Tadeusza Chachaja i jemu przez dyrektora Zarzyckiego dedykowanym. Jeszcze bardziej zaskakujący był finał koncertu, podczas którego wszyscy soliści chwycili za mikrofony, wykonując najpierw „We Are The Champions” Queen (autor efektownej aranżacji Bogdan Szczepański), oczywiście również bisowany oraz rozsławione przez Hankę Bielicką „My z Łomży”.
– Nie wiedziałem jaki jest repertuar wykonywany przez koleżeństwo – mówi Jacek Szymański. – Jak więc zaśpiewałem tego Jontka, to pomyślałem: „matko moja, co to dalej będzie?”. Ale wiadomo, że publiczność w Łomży jest wspaniała, a do tego po wielu latach przerwy miałem okazję wystąpić ponownie z Bogdanem, bo w średniej szkole gdzieś tam się mijaliśmy, ale dziś na własne uszy przekonałem się jaki to jest wirtuoz. Do tego nigdy w życiu nie śpiewałem utworu zespołu Queen, ale przy takiej okazji doszło do czegoś takiego, a przy okazji po raz pierwszy w życiu robiłem za chórek (śmiech); ale to mi w niczym nie przeszkadza, bo to wspaniali artyści i jestem bardzo wzruszony, że mogłem uczestniczyć w tym wspaniałym, jubileuszowym koncercie.
Wojciech Chamryk
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS