Na ślad jednej z największych i najważniejszych pradziejowych osad na ziemiach Polskich jako pierwsze natrafiły dzieci. To one, gdy poziom wody w miejscowym jeziorze opadł, zaczęły przynosić do domów pozostałości glinianych naczyń. Pochwaliły się odkryciami miejscowemu nauczycielowi – Walentemu Szwajcerowi. Ten, wiedziony ciekawością, zapragnął zobaczyć „grodzisko”, o którym mówili uczniowie. Gdy ujrzał rząd pali wystających z jeziora, wiedział, że ma przed sobą coś o niezwykłej naukowej wadze…
Niedługo później, w 1934 roku rozpoczęły się wykopaliska, które ujawniły w tym miejscu gród sprzed 2800 lat, założony na podmokłej, owalnej wyspie na jeziorze Biskupińskim (obecnie półwysep) o powierzchni mniej więcej 2 hektarów. Wyspa wznosiła się 0,8–1,2 metrów ponad wody jeziora. Jak wykazały późniejsze badania – połowę użytych do budowy dębów ścięto w 748 roku p.n.e.
Do czasów obecnych naukowcom udało się ustalić, że osada była zasiedlona przez 150 lat. Na jej terenie znajdowało się ok. 106 domostw o wymiarach przeciętnie 8 × 10 metrów, usytuowanych rzędami wzdłuż 11 ulic, o szerokości ok. 2,5 metra każda. Gród mógł być zamieszkany przez 800–1000 osób. Otaczał go skrzynkowy wałem drewniano-ziemny o długości 640 metrów, szerokości 3 metrów i wysokości nawet 6 metrów, w którym znajdowała się brama wjazdowa. Ponadto wokół ustawiono z ukośnie wbitych pali falochron o szerokości 2–9 metrów.
Arja, czyli szlachetny
Skala i ranga odkrycia już w okresie międzywojennym sprawiły, że o Biskupinie zrobiło się głośno. Na tyle, że osadą zainteresowali się badacze z III Rzeszy. Wkrótce Biskupin stał jednym z celów nazistowskiej „nauki”. Miał być kolejnym dowodem na to, że ziemie nad Wisłą i Odrą „od zawsze” należały do Germanów, dlatego prawo do nich mają hitlerowskie Niemcy.
Odkrycie Biskupina zbiegło się w czasie z pęcznieniem w III Rzeszy rasistowskiej teorii o pochodzeniu Niemców od starożytnego rodu Ariów, który miał dotrzeć ze swą wysoką kulturą do ludów azjatyckich, m.in. Iranu i Indii. W sanskrycie słowo arja znaczy szlachetny. Nazistowscy naukowcy utożsamiali ich jako idealnie czystych rasowo, białych przodków Niemców. Na tej podstawie ukuta została ideologia rasy panów, głosząca wyższość genetyczną Niemców i konieczność podporządkowania im się pozostałych narodów, zwłaszcza podludzi: Żydów, Romów, a także Słowian.
W celu dostarczenia dowodów szlachetnego pochodzenia rasy panów z inicjatywy Heinricha Himmlera powołano nawet nazistowską instytucję badawczą Ahnenerbe, której zadaniem było wyszukiwanie w pozostałościach starożytnych kultur z całego świata śladów „pragermańskich” i „aryjskich”, które stanowiłyby podporę dla tez o supremacji rasowej Niemców.
Ahnenerbe w początkowym okresie prowadziła badania antropologiczne, językoznawcze i archeologiczne m.in. w Tybecie i Boliwii. W czasie wojny zakres jej działalności znacznie się rozszerzył. Członkowie włączonego do SS Ahnenerbe wspierali eksperymenty medyczne w obozach koncentracyjnych. Komórka zajmowała się też planową grabieżą dzieł sztuki z podbitych krajów, w tym z Polski. Oficjalną, ideologiczną interpretacją tamtych działań było „zabezpieczanie” cennych dóbr kultury, które zdaniem nazistów po prostu się im należały, bowiem dziedzictwo kulturowe na ziemiach polskich było dziedzictwem germańskim, a nie słowiańskim.
Czytaj też: Mroczna magia nazistowskich Niemców – historia Towarzystwa Thule
Nasz ci on…
Badań grodu w Biskupinie podjął się w 1934 roku wybitny archeolog Józef Kostrzewski. Drugim „mózgiem” wykopalisk był jego uczeń – Zdzisław Rajewski. Badania wykonywano przy użyciu najnowocześniejszych dostępnych wówczas metod (m.in. fotografii lotniczej, badań głębin jeziora z wykorzystaniem nurków, ekspertyz z zakresu dendrologii, paleozoologii, architektury, antropologii, etnografii). Budziły wielkie emocje w opinii publicznej, choć sam Kostrzewski przyznawał po latach, że w początkowym okresie naukowcy mierzyli się nie tylko z ograniczeniami narzędzi, ale i mizernym budżetem oraz spartańskimi warunkami. Wspominał:
Warunki bytowania ekspedycji badającej Biskupin były w pierwszym roku dość prymitywne. Mieszkaliśmy w trzech namiotach wypożyczonych nam przez firmę spedycyjną C. Hartwig w Poznaniu, posiłki gotował nam na otwartym ognisku kamiennym laborant muzealny Władysław Maciejewski.
Z powodu braków sprzętowych wodę z wykopu usuwano ręczną pompą. Na początku naukowcy pracowali za darmo. Budżet pierwszych wykopalisk wynosił 140 zł (w przeliczeniu współcześnie to niewiele ponad 1000 zł).
Mimo to skala odkrycia i umiejętny „marketing” prowadzony przez badaczy sprawiły, że wkrótce warunki bytowe i finansowe ekipy znacznie się poprawiły. Już w 1935 roku na badania grodu przeznaczono potężne środki z kasy państwa. Z kolei parowa pompa o wydajności 1200 litrów na minutę – dostarczona przez Zarząd Drogowy w Bydgoszczy – znacznie przyspieszyła osuszanie terenu. Kostrzewski wspominał:
Praca na wykopaliskach stała się tak popularna, że Rajewski musiał odsyłać z kwitkiem wielu chętnych […]. Chciał też wykorzystać sytuację i zaoszczędzić na robociźnie. […] Obniżył dniówkę z 2,5 złotego na 2 złote. […] Zawiązał się komitet strajkowy i w pewien słoneczny dzień ogłoszono strajk okupacyjny. Wyglądało to tak, że cała ekspedycja, łącznie z laborantami, kopała, a 100 robotników leżało na trawie i wygrzewało się na słońcu. Po południu Rajewski spuścił z tonu i po krótkich negocjacjach z komitetem strajkowym wszystko wróciło do normy.
Do 1939 roku znaczna cześć osady została zrekonstruowana. Zorganizowano też pierwszą wystawę archeologiczną. Dla zwiedzających postawiono dwa pomosty widokowe. A turystów przybywało. W pierwszym okresie istnienia ekspozycji odwiedziło ją 400 tysięcy osób.
Nic dziwnego, że II RP sypnęła groszem na badania i rekonstrukcję. Biskupin zaspokajał niezwykle istotną potrzebę w narodowej pamięci i polityce historycznej państwa, które zaledwie kilkanaście lat wcześniej odzyskało niepodległość. Gród nazwano „Polskimi Pompejami” i okrzyknięto osadą prasłowiańską. Za taką uważał ją sam profesor Kostrzewski, będący twórcą autochtonicznej teorii pochodzenia Słowian. Uważał, że Prasłowianie mieszkali na terenach dzisiejszej Polski już w epoce brązu, a wspólnota, z której dopiero wykształciły się poszczególne odłamy językowe i kulturowe trwała 2000 lat.
W społecznej świadomości Biskupin urósł do rangi symbolu i dowodu na obecność na tych ziemiach „od zawsze” przodków Polaków. Tym samym odpierano zideologizowane poglądy naukowców niemieckich głoszących odwieczną „germańskość” ziem między Odrą a Wisłą. Służyły one uzasadnieniu niemieckich roszczeń wobec Polski, dotyczących zachodnich ziem II RP.
Przejrzyście zaplanowany gród na wyspie, otoczony drewniano-ziemnym wałem, z wieżyczką strażniczą oraz „ulicami” o tej samej szerokości wytyczonymi między rzędami domostw zadawał kłam oszczerczej hitlerowskiej propagandzie, głoszącej, że Słowianie są niezdolni do pozostawienia po sobie niczego wartościowego. Prof. Anna Wolf-Powęska, historyk idei z Uniwersytetu Poznańskiego, pisała:
Antyslawizm nazistowskich Niemiec opierał się na ugruntowanych głównie przez podręczniki szkolne wyobrażeniach Polski jako kraju „zamieszkanego przez pół-Azjatów, którym za pożywienie służy niechlujna strawa, a za mieszkanie nory”. Małowartościowe ludy nie zasługiwały na uwagę. Toteż wiedza o Polsce była znikoma.
Czytaj też: Dzięki archeologii ocalił siebie i wielu współwięźniów przed zakatowaniem na śmierć
Naukowcy z SS
Profesor Kostrzewski jeszcze przed wojną mocno polemizował z badaczami niemieckimi. Gdy tylko nadszedł wrzesień 1939 roku, poglądy, które głosił, okazały się dla niego śmiertelnie niebezpieczne.
Już 4 września 1939 roku Ahnenerbe zwróciła się do Himmlera o zgodę na zabezpieczenie dzieł sztuki i innych artefaktów – także archeologicznych – zrabowanych w Polsce. Stworzona została lista zabytków do przejęcia. Na czele specjalnej komórki SS stanął profesor prehistorii Uniwersytetu Berlińskiego Peter Paulsen.
Kostrzewski zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Odkrywca Biskupina od pierwszych dni wojny był poszukiwany przez Gestapo. Legitymując się sfałszowanym dowodem osobistym, uciekł z Poznania do Generalnej Guberni. Udało mu się przetrwać wojnę w Burzynie pod Tuchowem w powiecie Tarnowskim. W swoim majątku ukrył go prawnik Stanisław Jerzy Hofmokl.
Czytaj też: Ile prawdy jest w legendzie o Popielu, którego zjadły myszy?
Llirowie w Urstätt
W 1940 roku własne badania w Biskupinie zaczęli Niemcy. W tym celu powołano nawet specjalną jednostkę SS –Ausgrabung Urstätt (Urstätt, czyli Pramiasto). Wykopaliska pod kierownictwem Sturmbannführera SS Hansa Schleifa miały dać dowód na to, że zgrabnie zaplanowana osada nie została zbudowana słowiańskimi, ale germańskimi (aryjskimi) rękami, jednak po trzech latach prace przerwano. Do dziś nie jest jasne, dlaczego. Przyjęło się uważać, że okupant po prostu nie znalazł tego, czego szukał. Niemcy zasypali wykopaliska, co paradoksalnie pomogło im przetrwać wojenną zawieruchę.
Nazistowscy naukowcy – mimo że nie zdołali znaleźć dowodów na teutońskie pochodzenie Urstätt – i tak dostosowali wyniki swoich badań do propagandowej wykładni. Nie mogli stwierdzić, że Biskupin był germański, ale nie wolno im też było pod żadnym pozorem zasugerować, iż mógł być słowiański. Powinni wszak podkreślać odwieczną pragermańską potęgę.
Z tej łamigłówki wyrosła narracja, zgodnie z którą Biskupin został wzniesiony przez przybyłą z południa starożytną społeczność Llirów, jednak około 500 roku p.n.e. napierający z zachodu Germanie wzięli szturmem mocno ufortyfikowany gród, tym samym kończąc panowanie Llirów na tych ziemiach.
Słowian z historii „wygumkowano”. Urocze, prawda? Cóż z tego, że nonsensowne. Plemiona germańskie – Goci i Wandalowie – owszem, zamieszkiwały przez kilka stuleci między Wisłą i Odrą, jednak najwcześniej od początku naszej ery, setki lat po tym, jak osada w Biskupinie przestała istnieć.
Nasi tu (jednak) byli?
Józef Kostrzewski po wojnie wrócił na uczelnię. W 1952 roku został członkiem Polskiej Akademii Nauk. Do śmierci upierał się przy poglądzie, że osadę biskupińską zbudowali Prasłowianie. I w czasach PRL długo utrzymywany był ten pogląd.
Pytanie o to, czy Biskupin zbudowali przodkowie Słowian, wpisuje się w nierozstrzygnięty do dziś, fundamentalny spor o to, skąd właściwie wzięli się nasi przodkowie. Czy byli nad Wisłą „od zawsze” (jak chcą autochtoniści), czy też przybyli tu dopiero w V–VI wieku z rejonu dzisiejszej Białorusi oraz Ukrainy i zajęli wyludnione ziemie po opuszczeniu tych terenów przez Germanów (jak uważają zwolennicy teorii allochtonicznej)?
Przez ostatnie dziesięciolecia dominowała właśnie ona. Według allochtonistów o wymianie ludności na ziemiach polskich ma świadczyć m.in. fakt istnienia tzw. pustki osadniczej, a więc wyludnienia ziem nad Wisłą i Odrą po opuszczeniu ich przez Germanów i ponownego zaludnienia przez ludność reprezentującą inną – uboższą – kulturę materialną.
Spór pozostaje nierozstrzygnięty, jednak ostatnie lata przesuwają nieco ciężar dowodów na stronę autochtonistów. Nie brak głosów naukowych identyfikujących z Wandalami lub Słowianami zachodnimi wspominany przez kronikarzy antycznych lud Wenedów, który zamieszkiwał nad Wisłą w okresie wpływów rzymskich. Nazwa Wenedowie była powszechnie używana na określenie Słowian także przez ludność germańską.
Ważny argument dały także badania kopalnego DNA i haplogrup (pozwalających na śledzenie migracji populacji), a także wyniki analiz prowadzonych przez prof. Janusza Piontka, antropologa z Uniwersytetu Poznańskiego, który badał cechy morfologiczne czaszek i zębów ludzi żyjących nad Wisłą od pradziejów do średniowiecza.
Żadne z badań tego naukowca nie potwierdziło, by w dorzeczu Wisły i Odry nastąpiła wymiana ludności. Co więcej, z prac tych wynika, że grupy ludności, które żyły tu w czasach tak zwanych wpływów rzymskich (a także wcześniej – w ramach kultury łużyckiej, której tworem ma być Biskupin), były pod względem cech biologicznych najbardziej podobne do mieszkańców piastowskiej Polski. Profesor stwierdził, że:
Populacje te nie różnią się od średniowiecznych populacji Słowian zachodnich, natomiast porównywane cechy budowy czaszki i zębów odróżniają je od średniowiecznych grup germańskich. Podobieństwo biologiczne populacji ludzkich, zamieszkujących dorzecze Odry i Wisły, od epoki brązu do średniowiecza, jest bardzo wysokie.
W opracowaniu „Ludność kultury łużyckiej i kultury pomorskiej a problem pochodzenia Słowian” autorstwa Janusza Piontka i Beaty Iwanek stwierdzono: „Wyniki tych badań, w tym i nasze, nie potwierdzają tezy o dyskontynuacji zasiedlenia obszarów w dorzeczu Odry i Wisły między starożytnością a wczesnym średniowieczem. Badania te wykazują natomiast wysokie podobieństwo biologiczne pomiędzy ludnością zamieszkującą te ziemie od czasów starożytnych”.
Jak to się wszystko ma do grodu w Biskupinie? Czy rzeczywiście – jak chciał tego Kostrzewski – zbudowali go Prasłowianie? Na takie pytanie nie sposób udzielić odpowiedzi z prostego względu: to nie geny ani cechy fizyczne czy biologiczne mówią o przynależności kulturowej, a Słowiańszczyzna to domena nie szczególnych cech rasowych, a wspólnej kultury i języka. Nie zachowały się żadne zapisy kronikarskie wspominające o tej osadzie ani żadne napisy pozostawione przez jej mieszkańców. Dziś naukowcy uznają po prostu, że był to gród tzw. kultury łużyckiej, jednej z kultur archeologicznych środkowej i młodszej epoki brązu oraz wczesnej epoki żelaza na ziemiach polskich.
Przykład tej pradziejowej osady udowadnia za to bez wątpliwości, że koncepcje i pojęcia polityczne oraz ideologiczne ukute w czasach nowożytnych mają się nijak do niejednoznacznej przeszłości – i nie powinny pod żadnym pozorem być do niej przykładane, jeśli nauka ma pozostać nauką, a nie stać się ideologią.
Bibliografia:
- Dariusz Kaliński, Bilans krzywd. Jak naprawdę wyglądała niemiecka okupacja Polski?, Kraków: Znak, 2018.
- Józef Kostrzewski, Z mojego życia. Pamiętnik, 1970.
- Lech Leciejewicz: Słowianie zachodni. Z dziejów tworzenia się średniowiecznej Europy. Wrocław-Warszawa: Ossolineum, 1989.
- Dorota Ławecka, Wstęp do archeologii, Warszawa: PWN, 2009.
- Janusz Piontek, Beata Iwanek; „Ludność kultury łużyckiej i kultury pomorskiej a problem pochodzenia Słowian”, Muzeum Archeologiczne w Gdańsku 2009.
- Anna Wolff-Powęska, Niemiecki kłopot z niepamięcią, „Gazeta Wyborcza” 2009.
- Jerzy Strzelczyk, Od Prasłowian do Polaków, seria: Dzieje narodu i państwa polskiego, Kraków 1987.
- Benedykt Zientara, Świt narodów europejskich. Powstawanie świadomości narodowej na obszarze Europy pokarolińskiej, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 1985.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS