Fulham – beniaminek, jedna z najsłabszych ekip tego sezonu w Premier League. Nie zanosiło się, by londyńczycy mieli dzisiaj powstrzymać Liverpool przed odniesieniem zwycięstwa i wskoczeniem na fotel lidera Premier League. A jednak im się to udało. I to nie jakoś wielce fartownie, psim swędem. The Cottagers zremisowali z The Reds 1:1, bo rzetelnie na ten punkt zapracowali.
Świetna forma beniaminka
Jeżeli ktoś się spodziewał, że dzisiejsze spotkanie będzie dla Liverpoolu spacerkiem, to mocno się przeliczył. Gospodarze znaczenie lepiej zaczęli mecz i już w pierwszym kwadransie mieli co najmniej dwie kapitalne sytuacje, by wyjść na prowadzenie. Londyńczycy grali kombinacyjnie, dynamicznie, z dużą łatwością wygrywali pojedynki z defensorami The Reds. Ivan Cavaleiro czy Ademola Lookman bez większych problemów dochodzili do sytuacji strzeleckich. Obrońcy Liverpoolu wyglądali na lekko zaskoczonych aż taką nawałnicą ofensywną ze strony Fulham. Kompletnie się pogubili i niemal całkowicie oddali rywalom pole.
Gospodarze skorzystali z tego po 25 minutach gry. Bobby Reid wykorzystał bałagan w defensywie gości, wyszedł na czystą pozycję i huknął soczyście po długim słupku. Alisson wcześniej ratował kolegom skórę, lecz z tym uderzeniem nie miał najmniejszych szans. Inna sprawa, że chyba był wcześniej faul na Mohamedzie Salahu przy walce o górną piłkę. No ale trafienie dla Fulham tak czy owak w pełni zasłużone.
Gdyby podopieczni Scotta Parkera schodzili na przerwę z dwubramkową przewagą, przyjezdni nie mogliby narzekać na niesprawiedliwość. Pokazali zdecydowanie za mało jakości w ofensywie. Tak naprawdę dopiero w końcówce pierwszej połowy przejęli kontrolę nad przebiegiem gry.
Tylko remis
W drugiej odsłonie spotkanie się bardzo wyrównało, a po jakimś czasie Liverpool zaczął już naprawdę mocno przeważać. Ale trzeba oddać gospodarzom, że nawet gdy przestawili taktyczną wajchę na obronę korzystnego rezultatu, to wciąż potrafili od czasu do czasu groźnie skontratakować. Nie okopali się we własnym polu karnym, starali się odsuwać grę od swojej bramki. Ekipa Juergena Kloppa nie mogła zatem docisnąć rywali na sto procent, ponieważ cały czas trzeba było mieć oko na szalejących z przodu Lookmana, Anguissę czy Cavaleiro.
Jednak im dalej w las, tym groźniejsze były sytuacje mistrzów Anglii. Dwustuprocentową szansę do zdobycia gola zmarnował Jordan Henderson, mylili się także inni, choćby Robert Firmino. No i w końcu The Reds dopięli swego. W 79 minucie do siatki z rzutu karnego trafił Mohamed Salah, dla którego był to już gol numer dziesięć w tym sezonie Premier League.
Karny, co tu dużo mówić, zasłużony, ale spokojnie do uniknięcia. Wprowadzony na boisko po przerwie napastnik, Aboubakar Kamara, zrobił najgłupszą rzecz, jaka może zrobić piłkarz stojący w murze. Wystawił łokcie przed siebie. Uderzona z rzutu wolnego futbolówka ustrzeliła go w ramię, a arbiter nie miał innego wyjścia, jak tylko wskazać na jedenasty metr. Aż nam się żal zrobiło piłkarzy Fulham, bo rozegrali dzisiaj naprawdę kawał dobrego meczu, a gola kiepsko dysponowanym rywalom podarowali w prezencie. Choć londyńczycy i tak nie mają powodów do wstydu, bowiem wynik 1:1 udało im się już dowieźć do końca, pomimo naporu rywali.
I dobrze się stało. The Reds dzisiaj byli ewidentnie pod formą i pozwolili swoim oponentom na zdecydowanie zbyt wiele swobody. Widać, że Liverpool to w tej chwili nie jest ta sama maszyna, co choćby jesienią poprzedniego roku.
FULHAM FC 1:1 LIVERPOOL FC
(B. Reid 25′ – M. Salah 79′)
fot. NewsPix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS