„Wzgórze Bzów”, debiutancka powieść Ireneusza Staronia, zdobyła prestiżową nagrodę literacką na dalekiej Północy. Pochodzący z Lubina pisarz opowiedział w niej historię inspirowaną Dolnym Śląskiem, wracając w ten sposób w rodzinne strony.
Ireneusz Staroń urodził się w 1991 roku w Lubinie. Nasze miasto opuścił po liceum – na miejsce studiów wybrał Wrocław. Dziś mieszka w Krakowie i z tej odległości wyraźnie widzi, jak wyjątkowa jest dolnośląska tożsamość. W swojej debiutanckiej powieści wraca w rodzinne strony, a dokładnie do Jędrzychowa, gdzie mieszkali jego dziadkowie i gdzie spędził dużą część swojego dzieciństwa.
„Wzgórze Bzów” jest swoistym powrotem do korzeni i próbą zachowania pamięci o tym, co Dolny Śląsk symbolizuje dla swoich mieszkańców. Autor przywołuje w niej nie tylko swoje wspomnienia, ale także wielokulturowe dziedzictwo regionu, które narodziło się po 1945 roku, gdy na Dolny Śląsk przybyli przesiedleńcy z różnych stron.
– To opowieść o moich dziadkach, głównie o moim dziadku Józefie Jachu, który musiał zbudować swoje życie na nowo, w całkowicie obcej rzeczywistości – mówi Ireneusz Staroń. – Dziadek i babcia osiedlili się tutaj, w otoczeniu nieznanej przyrody i poniemieckiej architektury, gdzie wszystko wydawało się inne, obce. Mimo to potrafili odnaleźć tu swoją tożsamość i zbudować coś trwałego – podkreśla.
Trudne było zapuszczanie na nowo korzeni w miejscu, gdzie obce było wszystkie – od architektury, przez wyposażenie przejmowanych domów, po znakujący przestrzeń język, który wciąż w niektórych miejscach wyłania się spod starych tynków. O tym pisze w swojej książce inna mieszkanka naszego regionu, legniczanka Karolina Kuszyk, w reportażu „Poniemieckie”.
Ireneusz Staroń nadał swej historii formę epopei, napisanej obrazowym, poetyckim językiem. Pisanie „Wzgórza Bzów” było dla niego procesem, dzięki któremu odkrył na nowo własną tożsamość i mógł przemyśleć wpływ Dolnego Śląska na własne życie.
– Nasz region jest wyjątkowym tyglem, także obyczajowym, w którym spotykają się różne kultury: polska, niemiecka, czeska – wyjaśnia Staroń. – Tradycje i obyczaje są tu rezultatem skomplikowanych procesów historycznych, więc nie sposób opisać Dolnego Śląska bez wspomnienia o tych wszystkich nakładających się na siebie warstwach. Ta mozaika kształtuje tożsamość regionu, a dla mnie są to takie nowe Kresy – miejsce, gdzie ludzie z różnych stron muszą odnaleźć wspólny język i historię.
Pisarz przyznaje, że z perspektywy Krakowa specyfika Dolnego Śląska jest jeszcze wyraźniej widoczna.
– Dla mieszkańców tamtych stron nasz region na pewno jest czymś innym, trochę tajemniczym i jakoś pociągającym. To wciąż Polska, ale przypomina jednak inny kraj, gdzie architektura i przyroda opowiadają nieco odmienną historię – zauważa.
Znamienne jest to, że nagrodę za swój debiut, przyznaną przez Fundację Identitas, Ireneusz Staroń odebrał także na kresach – na norweskiej arktycznej wyspie Uløya. Można zatem nazwać to symboliczną podróżą, jaką odbył od dzieciństwa w Lubinie, przez kolejne rozdziały życia w innych miastach w Polsce, po odległe krańce Europy, gdzie doceniono jego literacki talent i zdolność opowiadania o wielokulturowości.
– Arktyczna Uløya to miejsce bardzo bezpieczne, przyjazne i piękne, a z drugiej strony człowiek nabiera w nim świadomości, że obcuje jednak z dziką przyrodą – groźną i nieoswojoną – dodaje twórca „Wzgórza Bzów”.
Autor nie spoczywa na laurach. Obecnie pracuje nad nową powieścią, która, choć osadzona w zupełnie innym kontekście, również ma nawiązywać do kresowego dziedzictwa. Tym razem planuje opowiedzieć historię inspirowaną ziemiami dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, a konkretniej terenami współczesnej Litwy i Białorusi, które kiedyś były częścią Rzeczypospolitej.
– Chciałbym napisać powieść, której bohaterowie będą żyli w tej historycznej przestrzeni, ale w kontekście zupełnie współczesnym – zapowiada Ireneusz Staroń.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS