A A+ A++

Inne pokolenie, inny świat, a w tym wszystkim ludzi, których głównym zadaniem było powojenne odbudowanie Polski nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie. 

Publikujemy list otwarty Panów: Zbigniewa Podpory i Mariana Stępniewskiego. Absolwentów I Liceum Ogólnokształcącego w Starachowicach, rocznik 1951.

#

Szanowni Państwo, Drodzy Koledzy,

70 lat temu, w maju 1951 roku, w murach tej Szkoły, przekroczyliśmy próg dorosłości, otrzymaliśmy świadectwa maturalne. Uznaliśmy, że jest to wyjątkowa okoliczność, a nawet nasz obowiązek, aby podzielić się z Wami wspomnieniami sprzed lat i późniejszymi przemyśleniami. Matura otwierała przed nami drzwi do samodzielności, większość z nas marzyła o studiach wyższych, ale w naszych domach było biednie, a otaczająca rzeczywistość gospodarcza i polityczna była niezbyt optymistyczna, a przyszłość niepewna.

Szkoła powstała w 1936 r. dzięki społecznej inicjatywie grupy lokalnych entuzjastów, wśród których był Kazimierz Berent, zamordowany przez Niemców na Firleju w Radomiu. Z jego córką Basią chodziliśmy do jednej klasy. Po ukończeniu studiów Basia mieszkała z rodziną w Gdyni, pracowała jako chemik analityk.

W latach okupacji młodzież uczyła się na tajnych kompletach, więc pierwsze po wojnie świadectwa dojrzałości Szkoła mogła wystawić już w 1945 roku. My przekroczyliśmy jej próg 1 września 1947 roku. Kończyliśmy w tych murach klasy od 8 do 11 – w obowiązującym wtedy systemie 11-letniego nauczania.

W zdziesiątkowanym wojną społeczeństwie dramatycznie brakowało inteligencji, w tym nauczycieli. Mieliśmy szczęście trafić na zespół wspaniałych pedagogów, także przesiedlonych tutaj nauczycieli akademickich z Poznania. Przekazali nam wiedzę i nauczyli z niej korzysta, logicznie myśleć i dokonywać rozumnych wyborów. Smucą nas ciągłe bezsensowne reformy szkolnictwa i bawią dyskusje o przeładowaniu podstawy programowej. A my, poza przedmiotami podstawowymi, mieliśmy historię starożytną i astronomię, logikę, łacinę oraz zajęcia praktyczne. W warsztacie, który mieścił się w piwnicy, prof. Kazimierz Lipko uczył nas stolarstwa. I nauczyciele i my daliśmy jakoś radę. Nie wiemy, czy nauczyciele ściśle stosowali się do obowiązującej wtedy podstawy programowej, ale pracę swą wykonali wzorowo.

Wiele koleżanek i kolegów mieszkało w okolicznych wioskach, komunikacji nie było. My (autorzy tekstu) na szczęście mieszkaliśmy w nieodległym Wierzbniku, który został później przez Starachowice wchłonięty. Pamiętamy, że życie mieszkańców regulowane było wtedy syrenami obwieszczającymi początek i koniec pracy zakładów. Czynny był Wielki Piec, a szlakę wywożono wagonikami na wysoką skarpę, gdzie ją wylewano. Wspaniałe to było widowisko, zwłaszcza nocą, kiedy łuna rozświetlała niebo.

Po latach wspominamy wymagających, świetnych nauczycieli, którzy nie tylko przekazywali nam wiedzę, ale wpajali niezbędne w dorosłym życiu zasady przyzwoitego postępowania. Naszą polonistką była bardzo wymagająca prof. Helena Stawarska, doskonały pedagog. Zamęczała nas twórczością Mickiewicza i Słowackiego, ale byliśmy wdzięczni, kiedy okazało się na maturze, że jeden z tematów ich właśnie dotyczy. Profesor Jan Gmytrasiewicz cierpliwie oświecał nas w zawiłościach trygonometrii, a to ona właśnie była kluczowa w zadaniach maturalnych. Naszemu koledze Gienkowi Bilskiemu profesor trafnie przepowiedział karierę w trudnej dyscyplinie. Inżynier Bilski był współtwórcą komputera ODRA, długoletnim dyrektorem technicznym firmy ELWRO we Wrocławiu. Profesor Wiktor Łazarewicz znał siedem języków, uczył nas też logiki, a prof. Eugeniusz Morelowski – łaciny. Profesor Wilhelm Stiefel miał posturę prezydenta Mościckiego, uczył nas biologii i zwracał baczną uwagę na nasze zachowanie, wygląd czy ubiór. Pamiętamy jego lekcje na łonie natury, w lesie za szkołą. Profesor Paulina Cywińska uczyła nas m.in. geografii. Ilekroć podróżujemy warszawskim metrem, to pamięć przywołuje lekcję, na której pani profesor snuje wizję odbudowanej Warszawy, ogromnej aglomeracji – od Pruszkowa do Otwocka i Legionowa do Piaseczna – z nowoczesnym metrem, mającym przejąć cały ciężar komunikacji miejskiej. Wtedy wydawało się to nierealną mrzonką, ale stało się faktem.

Nauczyciele dobrze nas uczyli, ale i wychowywali, wpajali zasady przyzwoitości, więc i prawdomówności, a kłamstwo już wtedy było narzędziem uprawiania polityki przez władzę. I kiedy prof. Zofia Dobnerowa zaleciła nam jako obowiązkową lekturę książeczkę Janiny Broniewskiej pt. „Prawda o Katyniu” większość, a może i wszyscy, byli świadomi, że jest tam napisana tylko okrutna nieprawda.

Chyba większość maturzystów rocznika 1951 ukończyła studia wyższe, wielu osiągnęło znaczące sukcesy w życiu zawodowym. Poza wymienionymi wcześniej wspomnijmy Leszka Kawczyńskiego, który był dyrektorem fabryki AUTOSAN w Sanoku, Edka Myszkę dyrektora Fabryki Elementów Budowlanych na Żeraniu w Warszawie, Edka Czerniakowskiego, który przez jakiś czas zawiadował Dworcem Warszawa Zachodnia, Elizę Bekier – znaną wrocławską okulistkę, Alę Rakowską, która była nauczycielem akademickim w Krakowie, Irek Antonkiewicz skończył WAT, a Mirek Ungier był weterynarzem.

Grupa maturzystów z 1951 roku. Stoją od lewej: Izabela Pańczyk, Barbara Manowska, Edward Czerniakowski, Ludwika Smutek, Maria Dudek, Stanisław Wójcik, Helena Gołąb, prof. Paulina Cywińska, Bożena Bobowska, Stefan Siurek, Danuta Sykuła(?), Leokadia Bernat, Mirosław Ungier, Barbara Berent. Niżej od lewej: Marian Stępniewski, Alicja Rakowska, Leszek Kawczyński, Zbigniew Podpora, Wacław Długosz, Eliza Bekier, Lucjan Kurek / fot. nadesłane

Przypominając nasz sędziwy maturalny Jubileusz, pragniemy uświadomić Wam konieczność i znaczenie pamięci o przeszłości. Bo, jak pisał poeta Cyprian Kamil Norwid „Wczoraj to dziś tylko trochę dalej”. Kierując do Was te słowa, pragniemy dać świadectwo wzorowej, bardzo skutecznej i ważnej dla wyniszczonego wojną kraju, działalności edukacyjnej i wychowawczej tej Szkoły.

Nie obawiajcie się marzyć, cierpliwie i z uporem konsekwentnie starajcie się spełniać swoje marzenia. Wierzcie nam, że wszystko, jeśli realne, pozostaje w zasięgu Waszych możliwości. Nie obawiajcie się też inicjatyw obywatelskich, ważnego źródła inspiracji społecznych.

Nasze marzenia, wyobrażenia o przyszłości w czasie, kiedy opuszczaliśmy mury tej szkoły, spełniły się w dużej części. Pokończyliśmy studia, założyliśmy rodziny, spełniliśmy się zawodowo. W naszych wyobraźniach zabrakło tylko miejsca na katastrofalne skutki działalności człowieka. Nowe technologie, głębokie przemiany społeczne, polityczne i gospodarcze spowodowały degradację środowiska naturalnego. Została zachwiana, utrwalona przez miliony lat, przyrodnicza równowaga na naszej planecie. Świat naukowy nadał okresowi po II wojnie światowej osobną nazwę ANTROPOCEN i wezwał ludzkość do natychmiastowego zaprzestania igrania z przyrodą, która ostatnio dała o sobie znać pojawieniem groźnych dla zdrowia i życia ludzkiego zmian. Natura nie poradziła sobie ze skutkami nieograniczonego korzystania z kopalnych surowców energetycznych i gigantycznymi masami betonu oraz plastikowych odpadów, którymi została pokryła Ziemia, zanieczyszczona hydrosfera i atmosfera, zakłócony stan równowagi klimatycznej.

Tylko Wasze pokolenie, jeśli zjednoczy wysiłki i natychmiast zatrzyma szaleńcze niszczące działania, może uchronić świat od katastrofy. Przeciwstawcie się sceptykom i propagatorom bzdurnych teorii spiskowych. Chrońcie szkołę przed szerzeniem nieprawdy, koniunkturalizmem, próbami indoktrynacji.

Życzymy Wam bardzo uroczystych obchodów zbliżającego się 100-lecia istnienia Szkoły, której teraz jesteście gospodarzami, jako najlepszej, PIERWSZEJ, i już bez lęku o przyszłość planety i zarażenie COVID-em.

Zbigniew Podpora, Marian Stępniewski

Zbigniew Podpora – o sobie: ur. w 1934 r., ukończyłem Wydział Lekarski Akademii Medycznej w Warszawie, specjalizowałem się w medycynie ogólnej i chorobach płuc. Po studiach pracowałem w Zakładzie Karnym na Służewcu w Warszawie, później na Pomorzu: w Pelplinie i Dziemianach, Kaszubskich – łącznie 62 lata. Bywało, że przyjmowałem 70 pacjentów dziennie. Szacuję, że mogłem udzielić blisko milion porad, nie wiem ilu ludziom uratowałem życie, z pewnością tysiącom.

Marian Stępniewski – o sobie: ur. w 1935 r., ukończyłem Wydział Geologii na Uniwersytecie Warszawskim, specjalizowałem się w stosowaniu metod rentgenowskich w badaniach próbek geologicznych. Przez 5 lat pracowałem jako nauczyciel akademicki na Wydz. Chemii UW, później przez ponad 40 lat w Państwowym Instytucie Geologicznym w Warszawie, gdzie przed emeryturą zajmowałem się badaniem materii kosmicznej. Przez dwie kadencje byłem członkiem Komitetu Chemii Analitycznej Polskiej Akademii Nauk.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZadbaj o swoje auto na myjni bezdotykowej
Następny artykułPolicjanci zatrzymali poszukiwaną 19-latkę! Wpadła, bo zabrała z choinki ozdobę