A A+ A++

Dostałem list od ojca, który jak sam przyznawał, był wychowywany w rodzinie, w której kabel służył nie tylko do zasilania prodiża, czy żelazka. Jednak gdy dotarłem do końca tego wpisu, postanowiłem poprosić autora o zgodę na jego publikację, bo mam wrażenie, że daje on ogromną nadzieję wszystkim rodzicom, którzy dorastali w rodzinach, w których pojawiała się przemoc i którzy z jej skutkami mierzą się do dziś.

„Witam. 

Regularnie czytam pańskiego bloga. Bardzo mi pomaga, czerpie z niego wiele pożytecznych informacji, które pomagają mi w nierównej walce, z samym sobą. Mój ulubiony wpis, do którego regularnie wracam to: „”.

Mam dwóch synów… Ale może zacznę od początku

Wychowałem się w tradycyjnej polskiej rodzinie z przełomu lat 80 i 90. Takiej w której kabel służył nie tylko do zasilania prodiża, czy żelazka. Miał również zastosowanie dydaktyczno-wychowawcze. Rodzice, zwłaszcza ojciec, trzymali mnie krótko. Myślę nawet, że za krótko. Klapsy, lanie i krzyki, były normą wychowawczą. W rodzinie panował „chłód”, co sprawiło, że zacząłem się wycofywać.

Z samym sobą było mi dobrze… 

Z rodzinnego domu wyniosłem: obgryzanie paznokci, jąkanie się, nerwicę, wyparcie, oraz ślepotę uczuć (aleksytymia – sprawia że nie czuję potrzeby by okazywać uczucia innym osobom, nawet najbliższym). Obecnie mam 35 lat i jestem w drugim związku małżeńskim, pierwszy rozpadł się po siedmiu latach – głównie dlatego, że nie potrafiłem wyrazić, okazać swoich uczuć do żony. Kochałem ją, ale nie potrafiłem jej tego pokazać, co poskutkowało tym, że z biegiem czasu zaczęliśmy żyć obok siebie.

Z obecną partnerką mam dwóch synów, starszy trzy letni, młodszy nie ma jeszcze roku. Przez pierwsze półtora roku życia, starszy syn, był przeze mnie marginalizowany, nie potrafiłem go traktować tak, jak powinienem. Nie tuliłem, nie całowałem, nie mówiłem że kocham.

Byłem daleko, choć tuż obok

Wtedy dowiedziałem się o rodzicielstwie bliskości. O wychowywaniu dzieci bez przemocy, krzyków. W domu pełnym miłości, zrozumienia i wzajemnego szacunku. Postanowiłem żyć wbrew własnej naturze. Okazywać uczucia, być blisko. Nie jest łatwo, ale zmiany przynoszą efekty. Krokiem milowym stał się moment, gdy starszy syn, sam z siebie powiedział: kocham Cię tatusiu.

Dojście do tej chwili zajęło półtora roku

Na początku było dziwnie, nawet strasznie, czułem się źle. Działałem w brew sobie. Co jakiś czas w mojej kieszeni wibrował telefon. Na początku nie byłem wstanie, tak bez „popchnięcia” zrobić miłego gestu. Wiec ustawiłem sobie szereg przypomnień. Przytul, daj buziaka, pochwal… Wychodząc do pracy, naklejałem na drzwi wejściowe od strony dworu, małą kartkę z napisem: przywitaj się czule. Z uporem, każdego dnia, poświęcałem synkowi czas, rozmawiałem z nim (chociaż to były bardziej monologi), tuliłem tak bez okazji, zacząłem dawać buziaki, chwalić za osiągnięcia… 

Mniej więcej po roku, ludzkie odruchy weszły mi w krew

Na obecnym etapie nie korzystam już z przypomnień. 

Ślepota uczuć nadal mi towarzyszy, ale teraz potrafię nad nią zapanować. Wymaga to ciągłego skupienia i obserwowania własnego zachowania. Lecz da się. 

Zaczęło się niewinnie, od pierwszego klapsa który dostałem od rodziców. Cieszę się ze zmian jakie zachodzą w społeczeństwie, z większej świadomości rodziców, którzy pojęli, że wychowywanie przemocą jest złe. Mam też ogromną nadzieję, że ci ludzie którzy nadal wierzą w klapsy, zdadzą sobie sprawę z dalekosiężnych skutków, jakie ta metoda wychowawcza z sobą niesie.

Bo klapsy dane dzisiaj dzieciom, odbiją się echem za wiele lat, w życiu dorosłych wtedy już ludzi. „

Mi pozostaje już nic więcej jak poprosić was o to, żeby udostępnić apel tego ojca i by dotarł on do jak największego grona ludzi, którzy są na etapie w swoim życiu, w którym potrzebują usłyszeć takich słów. Może dzięki temu chociaż kilkoro dzieci nie będzie musiało przeżywać tego samego.

Prawa do zdjęcia należą do .

Jeśli dotarliście do tego momentu, to po pierwsze jest mi niezwykle miło. Byłbym też niezwykle wdzięczny, gdybyście uznali ten artykuł za warty udostępnienia dalej, bo dzięki temu będzie on miał szansę trafić do kogoś, kto być może również potrzebuje go przeczytać.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułA więc króliki wcale nie lubią marchwi? – parę zaskakujących źródeł popularnych stereotypów
Następny artykułDrukowanie bez drukarki