DoRzeczy.pl: Jak możemy oceniać pontyfikat papieża Benedykta XVI?
Paweł Lisicki: Na pontyfikat Benedykta XVI rzuciła się cieniem jego abdykacja. Musimy zadać sobie pytanie, czy patrzymy na niego przez pryzmat działań mających miejsce podczas pontyfikatu, czy przyjmujemy za punkt wyjścia to, co zawsze jest ukoronowaniem dzieła – jego koniec. Jeżeli mówimy o pontyfikacie, to uważam, że miał on wiele jasnych stron. Po pierwsze, mieliśmy zwrócenie uwagi na problem Kościoła, którym jest ciągłość i tożsamość.
Co to dokładnie oznacza?
Benedykt XVI już w grudniu 2005 roku powiedział, że głównym wyzwanie dla Kościoła jest coś, co nazwał „hermeneutyką ciągłości”. Chodzi o to, żeby pokazać związek z Kościołem dziś istniejącym, a kościołem sprzed wieków, który jak wielu uważało, skończył się, bądź jego jedność została zerwana wskutek Soboru Watykańskiego II. Myślę, że w tych kategoriach było to główne zadanie, które sobie Benedykt XVI postawił i hermeneutyka ciągłości to była próba wykazania tej ciągłości i jedności. Temu służyła jedna z najważniejszych decyzji z 2007 roku, którą była deklaracja, iż tradycyjna Masza Święta, w tradycyjnym rycie, nigdy nie została odwołana. To była próba pogodzenia się ze środowiskami w Kościele, które zajmowały stanowisko krytyczne, bądź bardzo krytyczne wobec zmian prowadzonych przez Sobór Watykański II. Z mojego punktu widzenia była to najważniejsza część pontyfikatu.
Mieliśmy również wykład Benedykta XVI w Ratyzbonie. Dlaczego był taki ważny?
Ponieważ pojawiła się w nim krytyka irracjonalizmu, a szczególnie w tym kontekście krytyka islamu. W dużym stopniu papież powoływał się na cesarza bizantyjskiego Manuela Paleologa, jednak później pod wpływem ataków i krytyki wycofał się ze swoich słów.
Papież Benedykt XVI zajmował twarde stanowisko w kontekście środowisk LGBT.
Trzeba powiedzieć, że jest to kolejny pozytywny element jego pontyfikatu. Papież wyraził mocną krytykę małżeństw homoseksualnych i tendencji homoseksualnych. Podjął również próbę obrony przed homoseksualistami seminariów katolickich.
Ksiądz prof. Andrzej Kobyliński wskazuje, że w pewnym momencie opór przeciwko działaniom papieża Benedykta XVI był tak silny, że dalsze sprawowanie urzędu było niemożliwe. Czy to może wskazywać, że faktycznie była to jedna z przyczyn abdykacji?
Szczerze mówiąc, nie bardzo zgadzam się z tym stwierdzeniem. Co to oznacza, że opór w kościele był tak wielki, że sprawowanie urzędu jest niemożliwe? Zawsze musimy zastanowić się, ile siły chcemy włożyć w przezwyciężenie oporów. Zgadzam się z tym, że z pewnością, jeśli chodzi o działania skierowane przeciwko tzw. „homo mafii”, która w dużym stopniu, jak rozumiem, obsadziła wysokie stanowiska kościelne, to działania Benedykta spotykała się z wielkim oporem, jednak wydaje mi się, że taki opór można przełamać, jeżeli posiada się w sobie odpowiednio dużo siły, woli i nadziei. Tego zabrakło, jednak nie wiem, czy był to jedyny powód abdykacji Benedykta XVI.
W takim razie jakie jeszcze mogły być powody?
Jeśli wsłuchamy się w późniejsze słowa Benedykta XVI, to jako papież-emeryt pisząc o swojej abdykacji podawał dwa powody. Pierwszy był łatwy do zrozumienia, ponieważ stwierdzał, że brakuje mu sił duchowych i fizycznych do sprawowania pontyfikatu. Jednak ten powód trudno zrozumieć, ponieważ po złożeniu abdykacji Benedyk żył jeszcze prawie dziewięć lat, a przez pierwszy okres nic nie wskazywało na to, że tak mocno stracił siły. Drugi powód, to pewnego rodzaju nowe rozumienie tego, kim jest papież, bądź jak powinien wyglądać urząd papieski. Mieliśmy redefinicję papiestwa, gdzie pojawiły się określenia: papiestwo czynne i bierne, modlitewne i aktywne. Trudno powiedzieć, na ile była to przemyślana koncepcja bądź racjonalizacja decyzji którą podjął. Z pewnością jest to jedna z większych zagadek kościoła. Być może za jakiś czas będziemy mogli więcej na ten temat powiedzieć.
Po wyborze Franciszka pojawiła się opinia, że mamy do czynienia z odrodzeniem Kościoła. Coraz więcej wiernych gromadziło się w Kościołach, panowała opinia, że kościół takiego papieża potrzebuje. Trwało to krótko, wręcz po kilku latach wszystko zgasło i zaczęły pojawiać się głosy, że początkowo krytykowany pontyfikat Benedykta XVI nie był taki zły. Jak pan się do tego odnosi?
Pojawił się nawet film „Dwóch papieży”, który dokładnie pokazywał tzw. efekt Franciszka, który był krótkotrwały, bowiem okazało się, że tak naprawdę go nie było. Jeśli przez ten efekt można rozumieć zaangażowanie wiernych, to faktycznie był on krótki. Po upływnie czasu okazało się, że cicha, skromna postawa Benedykta XVI, przy jednoczesnych próbach poszukiwania związków z tradycją, miała coraz większe uznanie. W filmie „Dwóch papieży” próbowano zbudować obraz Benedykta jako papieża oderwanego od życia, zamkniętego w wieży z kości słoniowej, nieznającego realiów tego świata, a jako dowód oderwania wskazywano, że Benedykt grał na fortepianie kompozycje Mozarta albo Beethovena, a zastępuje go Franciszek, papież otwarty na świat, który nawet pizzę potrafi zjeść. Myślę, że na tle rewolucyjnej nowości, którą reprezentuje papież Franciszek, pontyfikat Benedykta rośnie i pokazuje swoją siłę.
Czytaj też:
Prof. Kobyliński: Podczas pontyfikatu papieża Ratzingera doszło do czołowego zderzeniaCzytaj też:
Watykan: Modlitwy przy zwłokach Benedykta XVI
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS