O Magdzie Linette można powiedzieć, że ma dużego pecha, bo trafiła na erę dwóch świetnych polskich tenisistek. Najpierw była w cieniu Agnieszki Radwańskiej, teraz prym – nie tylko w kraju, ale i na świecie – wiedzie Iga Świątek. A Linette nie dość, że zawsze była “tą drugą”, to jeszcze zmagała się nieraz z kłopotami zdrowotnymi. Ale teraz, kiedy wiele zawodniczek w jej wieku myśli już o sportowej emeryturze, to ona błyszczy. Przypieczętowaniem jej świetnej passy, która rozpoczęła się w ubiegłym roku, jest zwycięstwo nad rozstawioną z numerem 19. Rosjanką Jekateriną Aleksandrową i pierwszy w karierze awans do “16” w Wielkim Szlemie.
Linette zamykała dzień na korcie centralnym. Zaczęła w sobotę, skończyła w niedzielę
Pojedynek Linette z Aleksandrową zamykał dzień na korcie centralnym w Melbourne. Zawodniczki weszły na Rod Laver Arena po Serbie Novaku Djokoviciu i Bułgarze Grigorze Dimitrowie, a w Australii zbliżała się już godz. 23. Linette jednak grała tak, że wydawało się, iż ma duże szanse, by zakończyć pojedynek jeszcze w sobotę. Ostatecznie brakło jej kilku minut przez kłopoty w końcówce spotkania. Ale nikt raczej pretensji nie będzie zgłaszać, bo przez większość meczu grała niemal bezbłędnie.
Od początku Polka była skupiona i bardzo skoncentrowana. Obserwując jej twarz, trudno było dostrzec cień nerwów. Po każdym punkcie zaciskała tylko rękę mobilizująco, a że Rosjanka nie miała pomysłu, jak się jej przeciwstawić, to owy gest oglądaliśmy co chwilę. Po zdobyciu ośmiu gemów z rzędu i prowadzeniu 4:0 w drugim secie nastąpiło jednak małe rozprężenie. Nieduża, ale dająca głośny doping grupa polskich kibiców początkowo skandowała imię Linette jakby dla potwierdzenia jej dobrej passy. Potem jednak słychać je było coraz częściej i miało pomóc wrócić zawodniczce do gry.
Aleksandrowa wykorzystała na początku okazję na nawiązanie walki i ryzykownymi zagraniami zapunktowała, zmniejszając stratę. Linette, która wcześniej sześć razy odpadła w trzeciej rundzie wielkoszlemowej rywalizacji, przeczekała jednak napór Rosjanki. A po ostatniej akcji to ona mogła świętować.
Szczęśliwe liczby Linette. Trio z Melbourne poszło w ślady trójki z Londynu
Życiowy sukces odniosła pod znakiem dwóch liczb – 30 i siódemki. Pierwsza związana jest m.in. z jej wiekiem. Poznanianka już coraz poważniej myśli o tym, co robić po zakończeniu kariery, a tymczasem na korcie przeżywa teraz jeden z najpiękniejszych momentów. Ale w tle jest jeszcze druga “30” – tyle występów w głównej drabince Wielkiego Szlema upłynęło, zanim dotarła do 1/8 finału.
A krok wcześniej, na trzeciej rundzie, zatrzymała się wcześniej sześć razy (Australian Open 2018, Roland Garros 2017 i 2021, Wimbledon 2019 i 2021, US Open 2020). Złośliwi twierdzili, że etap ten prawdopodobnie pozostanie jej granicą nie do przejścia. Doświadczona tenisistka pokazała im jednak, że nie można jej za wcześnie skreślać. A zrobiła to w siódmym występie w głównej drabince Australian Open.
Na Linette w drugim tygodniu imprezy w Melbourne czekali zaś od piątku Iga Świątek i Hubert Hurkacz. A dzięki ich grupowemu udanemu występowi nastąpiła powtórka z historycznego osiągnięcia w polskim tenisie. Jedynym wcześniej przykładem turnieju wielkoszlemowego, w którym troje krajowych singlistów awansowałoby do 1/8 finału, był Wimbledon 2013. Po 10 latach wyczyn Agnieszki Radwańskiej, Jerzego Janowicza i Łukasza Kubota powtórzyło więc trio z Melbourne. W Londynie wspomniana grupa poszła o krok dalej i w komplecie zameldowała się w czołowej ósemce. By powtórzyć i ten sukces na antypodach, Linette będzie musiała wyeliminować rozstawioną z czwórką Francuzkę Caroline Garcię.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS