A A+ A++

Nie chcemy powiedzieć, że już nikt poza Legią, Pogonią i Rakowem nie włączy się do gry o medale, bo to jest Ekstraklasa. Widzimy załamanie formy Pogoni, pamiętamy, że Raków wciąż ma swoje kłopoty. Analogicznie nie chcemy powiedzieć, że do gry o spadek nie włączy się już nikt poza Podbeskidziem, Cracovią i Stalą.

Natomiast gdy patrzymy na tabelę, to widać gołym okiem, że pomiędzy tą szóstką jest dziesięć ekip jadących w peletonie. Ktoś złapie gumę, ktoś zrobi sobie postój na siku, ktoś nagle złapie szybkość godną Formuły 1, by potem przeobrazić się w furmankę.

Potrafimy sobie wyobrazić scenariusz, w ramach którego ten peleton bije się o czwarte miejsce, a przecież to czwarte miejsce może dawać puchary, jeśli Puchar Polski zdobędzie medalista ligi. Raków i Legia wciąż są w grze i taką furtkę mogą komuś otworzyć.

LECHIA GDAŃSK

Przyjrzyjmy się sytuacji każdej z drużyn w peletonie, a stanie się jasne jaka to jest popieprzona jazda. Bierzemy pierwszą ekipę i od razu widać jak na dłoni o co chodzi. Czwarta na ten moment jest Lechia Gdańsk. Lechia Gdańsk, która odpadła z Puszczą Niepołomice z Pucharu Polski. Lechia Gdańsk, która przed chwilą, dosłownie przed momentem, miała być o krok od zwolnienia Stokowca. Gdzie na spotkaniu z drużyną pojawiła się delegacja kibiców ze słowami wsparcia i otuchy.

Lechia Gdańsk, która wygrała sobie trzy mecze z kolei i to już wystarczyło, że by wysforować się na czoło peletonu. Zarazem Lechia, która wyglądała gorzej od Stali Mielec w ostatnim meczu, a komfort kadrowy ma taki, że musiał zagrać wyciągnięty z lodówki Maloca.

Lechia Gdańsk, która znalazła w końcu świetnego młodzieżowca w postaci Janka Biegańskiego. Ale gdyby coś się temu młodzieżowcowi stało – niekoniecznie kontuzja, ale chociaż obsuwa formy, bo na nią młodzi są narażeni bardziej – to w zasadzie jest skazana na grę w dziesiątkę, bo tak trzeba traktować pozostałych młodzieżowców.

ŚLĄSK WROCŁAW

Druga drużyna, a już stać nas na wymowne podsumowania. Bo mówimy o czwartej i piątej na ten moment drużynie w tabeli, a przy obu ostatnio mówiło się poważnie o zwolnieniu trenera. I to nie tylko mówiło się tak, jak się mówi, tylko dało się znaleźć ku temu rozsądne wytłumaczenia. Można było być przeciwko, ale to nie tak, że byłby to grom z jasnego nieba. Jeszcze cała ta sytuacja, gdzie prezes Śląska tłumaczy, że sondują rynek, co oczywiście ma sens, bo kluby powinny sondować rynek, ale zarazem wiadomo jakie mocne to votum zaufania dla trenera.

Śląsk właśnie ograł Pogoń Szczecin, a więc niedawnego lidera, w dodatku z wiecznym Pawelcem w obronie, który już miał być za słaby na ESA, o którym już się mówiło, że może by pomógł w rezerwach. Ciekawostkowo, zobaczcie w jakim meczu Pawelec debiutował w lidze. Ile to lat.

Śląsk, który jest jedną z dwóch drużyn bez porażki u siebie – jeszcze tylko Pogoń – natomiast Śląsk, który gdy tylko opuszcza rogatki Wrocławia, zapomina jak się gra w piłkę. W tabeli wyjazdów jest trzeci od końca. I to naprawdę widać po boiskach, rażąca część meczów wrocławian jest żenująca.

W Śląsku Wrocław ponad 900 minut w tym sezonie zagrał Lubambo Musonda, zdecydowaną większość na skrzydle. To jedenaście ligowych startów. Tenże Musonda, może nie najważniejszy w zespole, ale też nie jakiś gość z końca ławki, nie zrobił jeszcze ani jednego gola, ani jednej asysty. Raz wywalczył karnego, ale to by było na tyle. A i tak Lavicka z Pogonią wprowadza go jako pierwszą zmianę w ofensywie.

Generalnie sprowadza się to do tego, że na Śląsk można narzekać, może nawet trzeba narzekać, bo forma Soboty, bo obsuwa Picha, bo nieciekawy styl i tak dalej. A potem patrzysz w tabelę i jest cały czas czołówka.

GÓRNIK ZABRZE

Pokażmy tabelę licząc od dnia po spektakularnej wygranej Górnika z Legią.

Górnik mógłby być za ten czas, za przytłaczającą większość sezonu, najgorszą drużyną ligi. Wystarczy, że Stal wygrałaby z Wisłą Płock w zaległym spotkaniu i czerwona latarnia. W obronie Górnik ma taki komfort, że Brosz wrzuca tam Masourasa, żeby Saief z Ceesayem robili z niego dżem, albo wrzuca Koja, którego nawija jak chce Luquinhas (no dobra, Luquinhas nawijał tak wszystkich w Górniku). A przecież ta defensywa, która ma rażące braki i praktycznie zerowy komfort rotacji, gdzie nijak nie zastąpiono Bochniewicza, i tak jest mocniejszym punktem zabrzan niż ofensywa, bo za ten okres strzelili tylko jedenaście bramek, do spółki z Podbeskidziem najmniej w lidze.

Zarazem w Górniku widać i argumenty, by mogli się odbić, bo przecież i mecz z Legią w ich wykonaniu nie był najgorszy. Są Jimenez, Nowak, Chudy, Manneh, Wiśniewski, Janża, A kto wie czy Boakye, jak przestanie machać łapami i skupi się na grze, nie odpali, przecież ma na to papiery, a i widać przebłyski dużych umiejętności.

ZAGŁĘBIE LUBIN

Zagłębie Lubin, czyli klub, w którym w pewnym momencie najlepszym stoperem był dyrektor sportowy. Zagłębie, gdzie najlepszym strzelcem jest sprowadzony w trakcie sezonu stoper Lorenzo Simić. Zawodnik, którego zarazem trudno uznać za jakąś ligową czołówkę, szczególnie dzień po tym, jak podarował dwa gole Cracovii. Simić jest kwintesencją ligi – zrobi coś bardzo dobrze, umie się znaleźć pod bramką rywala. A zarazem cały czas zastanawiasz się, czy czegoś nie odwali. I zwykle odwala.

Ta wygrana z Cracovią była zarazem dopiero pierwszym wiosennym zwycięstwem Miedziowych. Przełamanie. Przy tym z Cracovią udało się przedłużyć passę meczów z samobójem, w dodatku kuriozalnym samobójem, bo zarówno Balic z Rakowem, jak i Simić z Cracovią, nawet nie byli atakowani. Załadowali bramkę do siatki jak wytrawni snajperzy. Przy tym obok takich akrobacji godnych jedynki z w-fu, Szysz ładuje piłkę golem jak z Tsubasy, przewrotką perfekcyjną, godną Marco van Bastena czy innego Ibrahimovicia.

Skrajność na skrajności.

Zagłębie, które przeprowadza hitowy transfer Miroslava Stocha, ale potrafi wyjść na Lecha duetem stoperów, który zaliczyli przed tym meczem 9 ligowych minut. Zagłębie, które w ataku grało Mrazem idącym na rekord zmarnowanych okazji, a także Sirkiem, którego w klubie od miesięcy wypychano rękami i nogami. Najlepszym napastnikiem Zagłębia obecnie jest zawodnik, który zagrał w tym sezonie dla Miedziowych 82 minuty, i zarazem są to jedyne jego minuty w historii występów w Ekstraklasie.

LECH POZNAŃ

Lech Poznań, czyli klub, który miał rozdwojenie jaźni. Osiągnął sukces w europejskich pucharach, by jednocześnie w lidze wykręcać żenujące wyniki. Wygrywać jesienią – poza meczem z Piastem – po męczarniach, by nie powiedzieć, że na farcie. A i tak tych zwycięstw tyle, co kot napłakał.

Lech Poznań, który potrafił zebrać oklep 0:4 od Pogoni u siebie w meczu, który już wpisał się do historii Portowców. Lech Poznań, który sam flirtował z historycznymi rezultatami, z tym, że złymi – tak długą passę bez gola u siebie ostatnio miał pod koniec lat dziewięćdziesiątych.

Lech Poznań, który do derbów z Wartą podchodził jako ten mający mniej punktów, choć przecież finansowo to są inne galaktyki. Lech Poznań, który potrafi sprzedać za dyszkę Modera, produkuje kolejnych zdolnych juniorów z regularnością, ma na rynku możliwość ściągnięcia ciekawych zawodników, ba, ma nawet powtarzalność w ściąganiu skutecznych napastników, co w tej lidze jest rzadkością. A zarazem Lech Poznań, który kojarzy się z marnowaniem potencjału, a na który w ostatnim czasie wylewały się wszystkie kubły pomyj świata.

A jednak, choć wciąż trudno powiedzieć, aby Lech grał dobrze, choć trochę ostatnie dwa zwycięstwa przepchnął kolanem, jest w tym momencie cztery punkty za czwartym miejscem. Czysto piłkarski potencjał… No cóż, powiemy delikatnie, że mało kto w tym peletonie miałby w perspektywie możliwość żonglowania na dziewiątce duetem Johannsson – Ishak (tak, wiemy, Johannsson może grać też na innych pozycjach, ale jak widać dziewiątka mu służy). A przecież Lech z tymi napastnikami jest za Zagłębiem, które przyzwoicie zapowiadającego się napastnika ma od 82 minut.

JAGIELLONIA BIAŁYSTOK

Jagiellonia Białystok, która w tym sezonie potrafiła być zmuszona wystawić duet stoperów Bodvarsson-Borysiuk. Jagiellonia, gdzie dla wielu kibiców praca Zająca jest kolejnym elementem stagnacji, a których Zając co i rusz denerwuje, na przykład zadowoleniem po remisie z Podbeskidziem. Gdzie z jednej strony znalazł formę Imaz. Gdzie masz cały czas masz Romanczuka grającego swoje, gdzie jest Pospisil, gdzie Puljić przypomniał sobie, że kiedyś w Chorwacji sporo strzelał. Gdzie sprowadzasz Nasticia z naprawdę ciekawym CV.

Wymowne: wśród czterech najlepszych snajperów w lidze mamy dwóch piłkarzy z Białegostoku. Imaz tylko za Pekhartem z dziesięcioma golami, na trzecim miejscu podium z dziewięcioma trafieniami Puljić z Jimenezem. A rzadko da się powiedzieć, żeby Jaga czarowała grą ofensywną. Raczej potrafią totalnie zapaść się pod ziemię, jak z Podbeskidziem, gdzie pół meczu nie stworzyli nic.

Jagiellonia, gdzie w bramce rotacja Steinbors-Dziekoński wygląda na taką, którą trzeba rozbić, bo szkoda by którykolwiek nie grał. A zarazem więcej goli tracą tylko Stal i Podbeskidzie.

Jagiellonia jest kompletnie nieprzewidywalna. Potrafi zagrać dobrze, potrafi zrobić piękną akcję. Ale jest całkowicie niestabilna. Raz zagra dobrze – no, może nie rozpędzajmy się, zagra średnio, może porządnie – a potem zagra totalne dno. A jednak, czy ta Jaga może nagle odpalić, złapać gaz i zrobić rajd w górę tabeli? Ano może, to nie jest science fiction.

WISŁA KRAKÓW

Wisła Kraków na początku sezonu kręciła się wokół reputacji pośmiewiska. Jak zebrała baty od Wisły Płock u siebie, baty bezdyskusyjne, wydawało się, że to będzie sezon walki o utrzymanie. Skowronek w pierwszej chwili się wybronił, ale potem dalej Biała Gwiazda grała statycznie, nieciekawie, przewidywalnie.

A potem przyszedł Peter Hyballa. Krążyły o nim różne opinie. Zamordysta. Wybitny teoretyk. Wielkie ego. Mistrz pressingu. Niektórzy będą mieli z nim na pieńku, inni pójdą za nim w ogień.

Co tu kryć, na ten moment ta szatnia pójdzie za nim w ogień i to jest najbardziej dla Wisły obiecujące. Bo wysokie wymagania, tak taktyczne jak i fizyczne Hyballi, trafiły na podatny grunt. Grunt ludzi, którzy uwierzyli, którzy zobaczyli ile mogą zyskać robiąc to, czego chce niemiecki szkoleniowiec. Wymowne nawet w tym kontekście takie wypowiedzi Burligi. Otóż Burliga mówił, że zimą, podczas treningów Hyballi, nie był pewny, czy dojedzie. Czy podoła. Miał chwile zwątpienia. A jednak ostatecznie zaskoczył sam siebie, wskakując na wyższy poziom. Teraz Hyballa wyciągnął na ostatni mecz z czapki Boguskiego i zastanawiamy się, czy z Rafałem podczas przygotowań nie było podobnie.

Wisła jest dziesiąta w tabeli, ale Wisła spokojnie mogła mieć tych punktów o kilka więcej, już tej wiosny, bo była lepsza od Śląska, a mecz z Piastem jaką miał historię – wiadomo. Ta metamorfoza jest szczególna, bo obok wyników idzie też gra, którą chce się oglądać – może nie akurat z Wisłą Płock, szczególnie w pierwszej połowie, ale jednak.

Wisła przeszła ścieżkę od gry o przetrwanie, po zespół, któremu o coś chodzi. Wciąż może gdzieś braknąć wykonawców Hyballi, ale wygląda to obiecująco i na razie nie ma podstaw by sądzić, że Biała Gwiazda miałaby przeżyć jakieś załamanie.

PIAST GLIWICE

Musimy wrzucić te tabele. Piast z początku sezonu…

Dwa punkty w ośmiu meczach. Szalona forma. A potem Piast…

Absolutny ligowy top. Zakręcili się wokół historycznej passy ligowych meczów bez porażki, ale przegrali z Wartą Poznań u siebie. No bo dlaczego nie.

Dodajmy do tych tabel, że jakkolwiek Piast miał falstart, tak nawet wtedy wyglądał lepiej niż wskazywały na to punkty. Zdarzały się takie mecze jak z Pogonią, gdzie grali dużo lepiej, stwarzali okazje, a Pogoń miała w zasadzie jedną, strzeliła, robiła punkty. Expected goals, nie mówiąc o expected points, Piast miał znacznie wyższe niż to, co notował.

Od tamtej pory jednak klasyczne Waldek King: przebudowany zespół po letnich ubytkach, który dziś po prostu funkcjonuje. Ma wahnięcia in plus, in minus, ale Piast w tym gronie ma to do siebie, że można się spodziewać pewnego poziomu, a nie nagłej implozji formy. Do tego jest Świerczok, który jest kimś, kto może zrobić coś z niczego.

Gdyby Piast miał parę oczek więcej, mógłby nawet uchodzić za faworyta do czwartego miejsca, bo prezentuje się jednak w tym gronie najrówniej.

WARTA POZNAŃ

Można się śmiać, że dajcie spokój, że Warta wciąż powinna przede wszystkim myśleć o utrzymaniu. I powinna. Ale piątek, 80 minuta derbowego starcia, Warta prowadzi – na tamten moment była punkt za czwartym miejscu. Skończyło się jak się skończyło, ale takie są fakty.

WISŁA PŁOCK

No i  znowu od razu ciśnie się refleksja: nie no, dajcie chłopaki spokój z Wisłą Płock. Gdzie Płock. Ok, liga jest spłaszczona, ale gdzie Płock. Może Sobolewski się wybronił, choć Mamrot już stał na rogatkach Trzebnicy, może wygrali ostatnio kilka meczów, ale gdzie Płock.

Ale wystarczy, że Wisła Płock wygrałaby zaległy mecz ze Stalą, a ma tyle punktów co Lech Poznań, tracą cztery oczka do czwartego miejsca.

Sorry, taką mamy ligę.

I dobrze?

To osobny temat, natomiast na pewno nudzić się nie można. Oczywiście znając złośliwość polskiego futbolu, aż wyobrażamy sobie scenariusz, gdzie gra o czwarte miejsce idzie na noże. Do finału Pucharu Polski – 2 maja – wtacza się Legia lub Raków, już wówczas faworyci do pucharów. A jednak przegrywają na przykład z Cracovią i to czwarte miejsce nie daje nic. Ale na ten moment na pewno jest o co grać, jest po co o to czwarte miejsce się bić.

Fot. Wikipedia

Tabele: 90minut

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRadna z Lublina nazwała Tadeusza Mazowieckiego “agentem NKWD”. Przepraszać nie zamierza mimo wyroku
Następny artykułGOTUJ Z REGIONALNĄ – STEK JOANNY BRANT